W dniach od 30 lipca do 1 sierpnia 2021 r. odbyło się w Tucholi spotkanie miłośników kultowego komputera Commodore 64 pod nazwą „Steffan Meeting #1 (Pre Teddy Beer C=64 Party)”. Rolę organizatorów objęli Steffan & CatYa (przy wsparciu lokalnych przyjaciół i sąsiadów). W imprezie wzięło udział kilkanaście osób związanych z commodorowską sceną komputerową. Na uczestników meetingu czekało wiele atrakcji, zarówno 8-bitowych, jak i związanych z obcowaniem z piękną przyrodą.
Zanim przystąpię do raportowania przebiegu wydarzenia, najpierw wspomnę o tym, jak doszło do tego, że stałem się jednym z gości Steffana. Otóż pewnego dnia otrzymałem od niego telefon z zaproszeniem na meeting. Wiadomość ta była dla mnie dość mocno zaskakująca, ale oczywiście w pozytywnym znaczeniu. Wstępnie zadeklarowałem zainteresowanie przyjazdem i jednocześnie zaznaczyłem, iż mam zamiar przybyć z osobą towarzyszącą. Steffan po krótce naświetlił mi ideę imprezy, jaką była chęć zaprezentowania miejsca, w którym w 2022 roku miałaby odbyć się pierwsza edycja pełnoprawnego party komputerowego o nazwie Teddy Beer C=64 Party. Tak więc podczas tej rozmowy poczułem, że fajnie by było odwiedzić Tucholę, szczególnie że nie było mi dane być tam wcześniej.
Wkrótce nadszedł dzień podróży. W wycieczkę krajoznawczą pociągami Regio i Arrivy wybrałem się w piątkowe popołudnie wraz z Moongirl. Do Tucholi dotarliśmy pod wieczór. Z dworca zgarnął nas Steffan swoim czterokołowym wehikułem marki Panda. Po kilku minutach dotarliśmy na przyszłe Teddy Beer party place. Miejscówką okazał się camping z polem namiotowym, eleganckimi drewnianymi domkami, boiskiem do siatkówki oraz dużym zadaszonym paleniskiem. Steffan wnet zaprezentował nam wynajęty na ten dzień i noc domek, w którym mieliśmy zapewniony nocleg wspólnie z Rebokiem i jego żoną Agnieszką. Na pierwszy rzut oka klimat trącił nieco Campingiem Tramp w Toruniu, gdzie odbywały się meetingi o nazwie Stary Piernik. Szybkie rozeznanie w otoczeniu pozwoliło dostrzec, iż na przyszłym party place standard domków jest o wiele lepszy. Dwa pomieszczenia, z czego jedno z dwoma osobnymi łóżkami i drzwiami, lodówka, duży stół i sporo przestrzeni, robiły wrażenie. Dodatkowym atutem była łazienka z kabiną prysznicową. O takich wygodach mogli jedynie pomarzyć uczestnicy meetingów w Toruniu.
Chwila odpoczynku i wnet skierowaliśmy się w stronę paleniska. Sporej wielkości przestrzeń z zadaszeniem i palące się na środku ognisko tworzyło przyjemny, rodzinny klimat. Przy ogniu siedzieli imprezowicze rodem z Commodore 64, których większość doskonale znałem z wielu poprzednich party. Przywitałem się z Rebokiem oraz poznałem jego żonę. Piątkę przybiłem również z pozostałymi uczestnikami spotkania, a byli nimi: Ediman, Rime, Kenji, Hairdog, Yugorin, Gali i Basia. Do późnego wieczora, a w zasadzie do co najmniej północy, trwały żywe dysputy o naszym poczciwym i ukochanym Commodorku. Powiedzmy sobie wprost – byliśmy wręcz głodni rozmów na żywo o kodowaniu, naprawianiu sprzętu czy wyszukiwaniu perełek na giełdach staroci. W końcu epidemia COVID-19 zatrzymała większość z nas w domach i pozbawiła uczestnictwa w kilku imprezach komputerowych. Jak się później okazało, podobne rozmowy towarzyszyły nam w zasadzie przez cały weekend i z pewnością mogłyby się one toczyć przez kolejnych kilka dni, gdyby dane nam było pozostać na dłużej w Tucholi.
Czas płynął szybko i wkrótce nasyceni nie tylko pysznymi surówkami i ciastem drożdżowym (nie będę wspominał o kiełbaskach, bo to oczywiste menu podczas spotkań przy ognisku), ale również i mądrym słowem udaliśmy się na zasłużony odpoczynek. Ponieważ do dyspozycji mieliśmy tylko jeden wynajęty domek, reszta przyjezdnych uczestników meetingu udała się do domu Steffana. Tam rano czekało na wszystkich gości pyszne śniadanie, w tym m.in. jajecznica, której ogromną ilość wciągnął zmęczony po porannym bieganiu Ediman. Nasza czwórka, czyli ja, Moongirl, Rebok i Agnieszka, dotarliśmy do domu Steffana w momencie, gdy część osób była już najedzona. W tym miejscu chciałbym po raz pierwszy (i nie ostatni w tym raporcie) podkreślić, iż tak świetnej gościny nie uświadczyłem wcześniej na żadnym meetingu Commodorowców. CatYa wręcz mogłaby oddać serce za to, by każdemu gościowi niczego nie zabrakło. Dodam jeszcze, iż pogoda tego weekendu była wręcz idealna, dzięki czemu każdy posiłek mogliśmy z apetytem skonsumować na świeżym powietrzu.
Po śniadaniu Steffan zaprosił chętnych do obejrzenia jego prawdziwego dzieła sztuki architektonicznej, jakim jest… prywatny browar! Budynek postawiony własnymi rękami urzekał stylowymi kafelkami i sporą przestrzenią. Steffan zaprezentował również prawdopodobnie pierwsze demo, jakie kiedykolwiek zostało napisane na oświetlenie. Odpowiednie sterowanie świetlówkami pozwoliło uzyskać ciekawy efekt wizualny. Zgodnie z deklaracją Steffana, jego prywatny browar miałby ruszyć pełną parą już w 2022 roku, o ile żadne przeszkody formalne nie staną mu na drodze. Nie jest bowiem tak łatwo uruchomić własną linię produkcyjną piwa. Zdumiewa jednak pasja, jaką Steffan posiada w dziedzinie birofilistyki. Jedni zbierają kapsle, inni podkładki pod kufle, a nasz dzielny i odważny organizator Teddy Beer C=64 Party zapragnął być może kolekcjonować pochlebne opinie na temat produkowanego przez siebie złocistego trunku. Pasja godna podziwu, a w szczególności na uznanie zasługuje zaangażowanie w proces tworzenia konstrukcji architektonicznej. Można? Można. Wystarczy wyłączyć „Fejsbuki” (i inne) i wziąć się za robotę.
Kolejną atrakcją pierwszej edycji mityngu u Steffana była wycieczka do Tucholskiego Parku Krajobrazowego. Obcowanie z naturą to idealny pomysł na odpoczynek po ciężkim tygodniu, a nawet miesiącu pracy. W końcu spotkanie odbywało się w okresie urlopowym, dlatego też sam pomysł wyprawy do ogromnego lasu przyjąłem z dużym zadowoleniem. Wyruszyliśmy wnet śladem ścieżki przyrodniczo-dydaktycznej Jelenia Wyspa, wytyczonej na terenie rezerwatu przyrody Bagna nad Stążką. Kto miał ochotę, mógł bez granic zajadać się rosnącymi wszędzie jagodami. Po drodze pokonywaliśmy drewniane mostki i podziwialiśmy tutejsze torfowiska. Wnet dotarliśmy do drewnianej wieży widokowej, z której rozpościera się widok na rzekę Stążkę. Zachwytów nad potęgą Matki Natury było co nie miara. Podziwialiśmy uroczy krajobraz, przekazując sobie z rąk do rąk lornetkę.
Następnym celem wycieczki było bezpośrednie spotkanie ze spokojnym nurtem rzeki Brda. I to dosłownie! Niemalże wszyscy uczestnicy spaceru weszli do wody, a niektórzy wręcz sięgnęli po orzeźwiającą kąpiel. Dla takich chwil warto odwiedzić Tucholę i jej okolice. Byłem zachwycony czystością wody i widokiem pływających w niej małych rybek. Coś, czego coraz trudniej uświadczyć w dużych aglomeracjach… Bory Tucholskie to naprawdę magiczne miejsce, które warto odwiedzić!
W drodze powrotnej zahaczyliśmy sklep i w zasadzie była to dla wszystkich jedyna tego dnia wizyta w podobnym miejscu. Po powrocie do domu Steffana zostaliśmy uraczeni pyszną grochówką. W tzw. międzyczasie na meeting zajechał motocyklem nie kto inny, jak Sachy we własnej osobie. Ale czy na pewno we własnej? Na pierwszy rzut oka główny organizator RetroKompa mógł być dla wielu osób kompletnie nierozpoznawalny. Wszystko za sprawą ogromnej brody, której długością Sachy przewyższył chyba nawet panów z legendarnej formacji ZZ Top. Cóż za zaskoczenie! Nie widzieć człowieka 3 lata i niemalże go nie poznać – to nie zdarza się w życiu zbyt często.
Podczas konsumpcji obiadu, czyli wspomnianej przed chwilą zupy, rozpoczęliśmy dysputy typowo komputerowe. Pojawił się m.in. temat ZX Spectruma, a ja poruszyłem zagadnienie scenowych ksywek. Mogliśmy wówczas poznać pochodzenie pseudonimu głównego organizatora imprezy, które okazało się niezwykle zaskakujące.
Niezbyt często zdarzało się w ostatnich latach, by na meetingach ludzi związanych ze sceną C64 pojawiała się lutownica. Tym razem jednak było inaczej. Posileni pysznym obiadem mogliśmy podziwiać Rime w akcji, próbującego na żywym organizmie dokonać reanimacji jednego z klasycznych joysticków (dla ciekawskich był to Quickjoy III Supercharger). Przyjemne dysputy w oparach cyny przerwał nam wjazd kosmicznej niespodzianki pod postacią tortu w kształcie… klawiatury! To dziewczyny w tajemnicy przyszykowały ten niezwykły prezent dla naszego organizatora z okazji jego urodzin. Na torcie odpalono wnet dwie iskrzące fontanny, a wszyscy zebrani wokół Steffana odśpiewali mu gromkie „Sto lat”. Wkrótce co poniektórzy dostrzegli, iż klawisze na torcie nie pochodzą od naszego poczciwego Commodorka. Cóż, nawet najlepszym zdarza się pomylić klawiatury. 😉 Ale… takie prezenty urodzinowe nie zdarzają się zbyt często. I co najważniejsze – komputerowy tort był po prostu przepyszny.
Dalsza część meetingu przebiegała pod znakiem oglądania różnorodnych produkcji scenowych na tzw. bigscreenie, którego rolę pełniła… ściana domu Steffana. Jeżeli planujesz w przyszłości oglądać demka w identyczny sposób, nie zapomnij pomalować swojego budynku mieszkalnego na biało. 😉 Prezentację produkcji dokonywał Rebok, do którego na pewien czas przyłączyłem się, by wcielić w życie ideę pokazywania twórczości mniej znanych lub zapomnianych polskich grup działających na scenie C64 przed laty. Dzięki mojej inicjatywie na big screenie pojawiły się m.in. demka grupy Lasser i Fraction. Przy okazji apeluję do wszystkich, którzy odpowiadają za pokazywanie stuffu podczas imprez komputerowych. Nie skupiajcie się wyłącznie na nowych i „oklepanych” produkcjach. Sięgnijcie głębiej do szuflady i wykopcie coś, o czym świat być może już zapomniał.
Z całego meetingu chyba najbardziej utkwiła mi w pamięci sytuacja, w której zostałem zaczepiony przez Pana Irka (sąsiada Steffana) pytaniem o prostej, ale jakże wymownej treści: „Komodorzysz?”. Moja odpowiedź musiała być szczera i konkretna: „Nieprzerwanie od 28 lat!”. Swoją drogą nigdy wcześniej nie przyszło mi do głowy, by moją aktywność związaną z użytkowaniem do różnych celów komputera Commodore 64 można było nazwać „komodorzeniem”. Brawo zatem za genialną inwencję twórczą dla Pana Irka! 🙂
Oglądanie demek trwało do późnej nocy. Po krótkim odpoczynku przyszedł czas na ostatnie wspólne śniadanie. Zanim pożegnaliśmy się na dobre, Moongirl zorganizowała dziewczynom poranny trening fitness, po którym wszystkim jego uczestniczkom zaplotła warkocze. Ostatnie dyskusje, wymiany poglądów… Ach! Ciężko było nam się rozstać, bo takiego klimatu, jakiego doświadczyliśmy na meetingu u Steffana, nie przeżyliśmy wcześniej chyba na żadnej tego typu imprezie. Cóż, wszystko co dobre, musi się kiedyś skończyć.
I tak dobiegł końca pierwszy tucholski zlot wariatów pamiętających „komodorzenie” z czasów dzieciństwa. Dziękuję wszystkim za wspaniały klimat i pozytywną dawkę emocji i rzeczowych dyskusji. Do zobaczenia za rok! JO!
Paweł Ruczko (V-12/Tropyx)
Szczecin, 8.10.2021 r.