Gdy przed laty część z nas uczestniczyła w symbolicznym pogrzebie polskiej sceny Commodore 64, nikt nie spodziewał się, że w naszej małej społeczności pojawią się bardzo szybko następcy North Party i będą w stanie zorganizować imprezę, która skutecznie obudzi śpiących dinozaurów. Cykl o nazwie Silesia Party zapisał się w historii wieloma wzlotami i upadkami, choć jeżeli mielibyśmy spojrzeć na to wszystko z punktu widzenia statystycznego, to całościowo dziewięć edycji śląskich copy party można uznać za udanych. Nie zawsze jednak było kolorowo, a błędy organizacyjne pojawiały się mimo zmian personalnych w składzie organizatorów.
Pierwszym powodem dla którego tym razem postanowiłem sobie odpuścić daleką podróż do Tychów, była ogólna atmosfera, jaka wytworzyła się wokół imprezy. I to wcale nie absurdalne nawoływanie Wegiego do bojkotu party było przyczyną, a raczej sam fakt, że coś takiego nastąpiło w środowisku Commodorowców. Nigdy bowiem nie spodziewałem się, że ktokolwiek może zachęcać innych, by rezygnowali z przyjazdu na jedyną tego rodzaju imprezę w Polsce. To pokazało, jak nasze środowisko jest mocno podzielone i w zasadzie praktycznie nie ma już szans na jego scalenie.
Przewidywałem (zanim Wegi zaczął nawoływać do bojkotu), że dziewiąta edycja Silesii nie będzie wydarzeniem spektakularnym. Ogólny brak zainteresowania imprezą był bardzo widoczny po komentarzach ludzi na forum sceny C64. Głównym powodem takiego stanu rzeczy były kwasy, jakie powstały tuż po zakończeniu Silesii 8. Mnie osobiście najbardziej uderzyło to, że pomimo finansowej wtopy, Raf zdecydował się (wbrew wszelkim prawom logiki) zorganizować kolejną edycję party, a po pomoc w zasypaniu dziury budżetowej po SP8 sięgnął aż za granicę. Mam w związku z tym mieszane uczucia, ponieważ uważam, że organizatorzy są (a w zasadzie być powinni) świadomi możliwości klapy finansowej swojego przedsięwzięcia i biorą za to pełną odpowiedzialność. Pomijam już fakt, że powinni ją brać każdy w równym stopniu (a jak wiemy, tak nie było). Stąd też prośba o zbiórkę na załatanie dziury budżetowej w mojej skromnej opinii w ogóle nie powinna mieć miejsca.
W odległej przeszłości nie było w środowisku sceny komputerowej organizowanych podobnych akcji charytatywnych. Po prostu jeżeli party kończyło się na minusie, organizatorzy rezygnowali z organizacji kolejnych edycji. Tak było np. z Satellite. Symphony też padło ze względu m.in. na zaległości finansowe, ale wówczas, jeśli mnie pamięć nie myli, były podejmowane próby dokonania zbiórki na poczet zniszczeń, jakie dokonano podczas ostatniej edycji tego ekstremalnego party. Mimo tego główny organizator nie pociągnął dalej tematu i w mojej opinii jego posunięcie było bardzo rozsądne. Również w branży muzycznej ryzyko finansowe jest często podejmowane przez wielu organizatorów, którzy z reguły po pierwszej edycji danego show odpadają z biznesu. Przykładem tego może być Hitparada 80 z września 2012 r., która według nieoficjalnych informacji zakończyła się finansową klapą. Co wówczas zrobili organizatorzy? Czy błagali fanów muzyki lat 80. o wsparcie? Nie, po prostu przyjęli na klatę fakt bycia na minusie i zamknęli swój interes. W mojej opinii proszenie osób z danej społeczności o pomoc finansową po zakończeniu imprezy uwidacznia nieudolność w organizowaniu danego przedsięwzięcia i zarazem ją maskuje, również nieudolnie.
Tak więc w odniesieniu do Silesii 8, brak profesjonalizmu w systemie zarządzania finansami był po prostu rażący. Kolejny „mixed feeling” wywołał we mnie brak realnych kalkulacji kosztów imprezy wobec posiadanego doświadczenia w organizacji tego typu imprez. Jeżeli ktoś robi ósmą edycję party, to od dawna powinien mieć wypracowane mechanizmy organizacji budżetu i gotowy zarys biznesplanu. Oczywiście rozumiem, że nie wszystko da się przewidzieć, szczególnie to, że nawet obecność Jeroena Tela na party nie będzie impulsem przyciągającym tłumów ludzi. I tutaj pojawia się kolejna uwaga – czy koncert naszego słynnego muzyka podczas X’2016 był czymś przełomowym? Nie, wręcz przeciwnie – liczba osób bawiąca się przy dźwiękach serwowanych przez duet Tess & Tel była bardzo niewielka i to samo zostało powielone podczas Silesii. Ja osobiście widząc ten występ zastanawiałbym się głęboko, czy jest sens zapraszać holenderskich muzyków na niszowe party w Polsce.
Cóż, takie błędy zdarzają się w organizacji… Ale do rzeczy. Mając świadomość tego, że dziewiąta edycja Silesii pod kątem frekwencji będzie słaba, nie uśmiechało mi się podróżować w samotności kilkaset kilometrów tylko po to, by porozmawiać z circa dwudziestoma osobami. Ileż to podobnych podróży w pojedynkę odbyłem w ciągu ostatnich kilkunastu lat… Do tego doszły względy ekonomiczne. Za zaoszczędzone na braku wyjazdu do Tychów pieniądze mogłem spokojnie opłacić rachunki i nie martwić się o możliwe do wystąpienia zaległości finansowe. Czasami lepiej z czegoś zrezygnować, niż potem ponosić tego podwójne konsekwencje. Przyznam szczerze, że jednym z czynników niezachęcających mnie do przyjazdu na dziewiątą Silesię była relatywnie droga cena wejściówki oraz brak możliwości nabycia jej taniej w preorderze. Już nie będę mówił o stosunkowo słabym timetable, w którym ponowna obecność CJ Warlocka (sorry!) wyglądała jak odgrzewanie starych kotletów i pokazała, że to party samo w sobie miało niewiele do zaoferowania poza brakiem Tela na scenie pubu Undeground w Tychach.
Zanim przejdę do pointy, chciałbym wyjaśnić jeszcze jedną kwestię. Otóż w Internecie pojawił się zarzut, jakoby dwie ostatnie edycje Silesii były nieudane. Nie zgadzam się z tym stwierdzeniem, ponieważ najpierw należałoby zastanowić się, jakie kryteria są słuszne do wydawania takiej oceny. Czy frekwencja, czy może liczba prac zgłoszonych na konkurs, czy atrakcje przewidziane przez organizatorów, czy może kwasy, które pojawiły się na forum, a które nie zaburzały pracy organizacyjnej w trakcie imprezy? A może najrozsądniejszym i najbardziej miarodajnym narzędziem byłby kwestionariusz ankiety dla uczestników obu edycji, za pośrednictwem którego mogliby się wypowiedzieć, czy ich zdaniem party było udane? Patrząc z punktu widzenia samego przebiegu poszczególnych imprez, to SP8 i 9 odbyły się zgodnie z planem. Nic nie zaburzyło przebiegu wydarzeń. Nie nastąpiła żadna awaria uniemożliwiająca przeprowadzenie konkursów. Nie doszło do wyrzucenia uczestników na bruk. Po zdjęciach i relacjach naocznych świadków widać, że większość bawiła się wyśmienicie i nawet niewielka frekwencja podczas ostatniej Silesii nie przeszkodziła nieco ponad dwudziestu osobom w dobrej zabawie. Liczba prac? Spójrzmy prawdzie w oczy – zawsze jest to czynnik stanowiący jedną wielką niewiadomą i nawet bogate nagrody czekające na uczestników kompotów podczas LOAD ERROR nie zachęcają rodzimych scenerów, by stworzyć coś ciekawego na C64 (poza kilkoma wyjątkami, za które jako współorganizator jestem bardzo wdzięczny). Dla mnie sukces danej imprezy to przede wszystkim zadowolenie uczestników z jej przebiegu i rezultatów. Bo dany zlot może się udać nawet wtedy, gdy będzie na nim mało osób, ale razem stworzą niezapomnianą atmosferę, której nie przebije nawet trzysta twarzy na X w Holandii.
Pointa będzie taka, że chcąc organizować C64 only party w Polsce, najrozsądniej jest stworzyć przewidywaną kalkulację budżetu i zorganizować ogólnodostępną ściepę na zasadzie, że przy minimalnej wpłacie o danej wartości uzyskuje się z automatu wstęp na przyszłą imprezę (coś na zasadzie crowdfundingu). W przypadku nieosiągnięcia wymaganego progu kwoty poszczególne wpłaty są zwracane i idea tworzenia nowego eventu idzie w zapomnienie. Dzięki takim zagrywkom uniknie się niepotrzebnych zarzutów o „zarabianiu na kolegach”, pod warunkiem, że rzeczywiście chce się tworzyć nowe wydarzenie w duchu sceny komputerowej (non commercial). Sądzę jednak, że po wizerunkowej porażce Silesii trudno będzie znaleźć szaleńców chcących pociągnąć dalej temat copy party w Polsce. Mimo wszystko życzę Wam, byśmy mieli jeszcze okazję spotkać się w licznym gronie na polskiej ziemi w zgodzie, bez nawoływania do bojkotów, a jedyne kwasy, które będą nam towarzyszyć, to te do spożycia.
Paweł Ruczko (V-12/Tropyx)
Szczecin, 27.07.2018 r.