10’ta edycja North Party odbyła się w dniach 18-20 sierpnia 2006 roku i po raz trzeci jako party place wybrano klub studencki Alfa w Warszawie. Swoją podróż rozpocząłem około południa w piątek, będąc nieźle zmęczonym po nocce w pracy. Przybyłem na dworzec PKP w Szczecinie Dąbiu, gdzie czekał już na mnie Data/De-Koder/Tropyx. Mając jeszcze trochę czasu do odjazdu, udaliśmy się do pobliskiego Netto w celu zakupu jakiegoś napoju. Po powrocie na dworzec zakupiliśmy bilety i udaliśmy się na peron. Po chwili przybył express „Mewa”, do którego wsiedliśmy i znaleźliśmy swoje miejscówki. Oczywiście rozpoczęliśmy scenowe dysputy w znajomym slangu, co zapewne wprawiało w zadziwienie jadących z nami współpasażerów. Na szczęście byli na tyle tolerancyjni, że nie patrzyli się na nas krzywo :).
Podróż mijała szybko i wygodnie, a w połowie drogi zdecydowaliśmy się zdrzemnąć. Niestety, miła pani sprawdzająca bilety doszukała się u Daty faktu, iż jego legitymacja nie uprawnia go do jazdy ze zniżką studencką i kazała zapłacić za cały bilet. Dotarliśmy do Warszawy około 18:00 i poszliśmy odzyskać pieniądze za poprzedni bilet. Ja jednocześnie zakupiłem bilet powrotny, a potem wyszliśmy na zewnątrz dworca, aby odnaleźć drogę na party place. No i oczywiście poszliśmy w złą stronę :). Na szczęście zawróciliśmy się i już potem całą drogę w strugach deszczu, niosąc ciężkie bagaże, dotarliśmy w końcu na party place. Wynająłem pokoik, gdzie umieściliśmy swoje bagaże i poszliśmy do klubu Alfa rozejrzeć się, co się dzieje.
Naszym oczom ukazała się przyciemniona sala, w tle leciało jakieś demko, a na sali znajdowało się może ponad 20 osób. Kilka z nich rozłożyło swoje komputery. Big screen tym razem znajdował się na bocznej ścianie, reszta pozostała bez większych zmian. Powitaliśmy Spidera i Vipera, którzy to zgromadzili się przed laptopem drugiego z wymienionych. Potem przywitaliśmy się jeszcze z kilkoma innymi personami, a potem udałem się po identyfikator do organizerów. Po wybraniu jednego z dwóch dostępnych i zapisaniu się na listę, porozmawiałem chwilę z niektórymi osobami siedzącymi przy stoliku, poznałem kilka nowych scenowiczów, w tym m.in. Corwina i Trasha, pogadałem też miło z Cobrą, która to na tę chwilę na party place była jeszcze sama. Później z ekipą w składzie ja, Data, Spider i Fenek udaliśmy się do pobliskiego tureckiego Kebaba, gdzie z trudem przełknęliśmy to, co nam zaserwowano :). Najwięcej problemów z przełknięciem zaserwowanego jedzenia miał Fenek, który krzywił się niemiłosiernie, by w końcu zrezygnować z przełknięcia pozostałości z kebaba. Następnie wróciliśmy na party place i siedzieliśmy, robiliśmy zdjęcia. Przybyła ekipa Arise’ów, w tym Turbosnail, którego zaszczyt miałem poznać i podyskutować :).
Turbosnail i V-12
Z powodu zmęczenia udałem się spać. Rano, jak wstałem i zajrzałem na party place, moim oczom ukazała się czwórka maniaków, wśród których można wymienić przodującego Deino, grających zaciekle w Bombmanię. Na party place już od nocy przebywali Ramos, Raf i BoBeR, których to naturalnie przywitałem. Od Warlocka chciałem pożyczyć monitor i obiecał mi go po południu. Co ciekawe, Piotr zwyczajnie mnie nie poznał, zapewne ze względu na moją brodę, no i na początku nie był kompletnie świadomy, komu swój monitor pożycza :).
CJ Warlock i V-12
Raf wraz z BoBeRem dłubali coś przy swoich laptopach. Potem robiliśmy sobie zdjęcia, uzyskując przy tym wiele ciekawych efektów. Przyłączyłem się też na chwilę do gry w Bombmanię, jednakże każdemu gra się już znudziła i wszyscy z niej zrezygnowali. Na party place pojawili się najmłodsi uczestniczy zlotu, trzech osobników z grupy QTA, którzy to zabrali ze sobą masę sprzętu komputerowego. Wśród tego ogromu hardware’u na pierwszy rzut oka rzucała się Amiga 500, bądź 600, wpakowana w tekturową teczkę oraz pad wykonany z tektury :). Aż miło popatrzeć, że jeszcze wśród młodszych pokoleń można znaleźć jakichś zapaleńców. Raf jednemu z nich naprawiał błąd lutowniczy w komodzie, którą wcześniej sam upgrade’ował. Potem z ekipą w składzie ja, Data, Raf, Spider oraz Viper, udaliśmy się do miasta, by odszukać jakąś jadłodajnię. Celem naszej wyprawy miała być pizzeria, ale w końcu trafiliśmy do PRL-owskiego baru, gdzie za lekko wygórowane ceny zakupiliśmy obiady. Kiedy dowiedziałem się, że w zestawie za 5 zł jest 5 pierogów, zamówiłem podwójną porcję :). Klimat w tej jadłodajni był bardzo specyficzny i wszyscy czuliśmy się tam, jak byśmy się cofnęli w czasie.
Po powrocie na party place pożyczyłem od Warlocka monitor i udaliśmy się do pokoiku, aby skończyć i popakować stuffy na kompoty. Trochę czasu nam to zajęło, w efekcie czego dysk ze stuffem dostarczyłem do BlackLight’a około 19:00. Planowałem jeszcze zakodować jakąś małą 4kilówke, ale stwierdziłem, że mam za mało czasu i zwyczajnie zrezygnowałem. W międzyczasie dopisałem się też do notki do dema Arise’ów, do której mógł się wpisać każdy chętny. Volcano w pocie czoła próbował złożyć w kupę swoje dentro i przypomniał mi swoją postawą samego siebie na North Party 8, gdzie popełniłem ten sam błąd, próbując skończyć trackmo na party place. Warlock chodził z dużym kartonem i zbierał adresy e-mailowe ludzi, którzy chcieli od niego zdjęcia. Kiedy podszedł do mnie powiedziałem mu, że mój adres przecież ma i dopiero wtedy zrozumiał, kogo ma przed sobą :). Byłem w szoku, że mnie wcześniej nie rozpoznał, no ale cóż, jak się kogoś 3 lata nie widzi, to wszystko jest możliwe.
BoBeR, Reiter, V-12 i V0yager
Na party place było coś około 40 osób. Cobra przybyła ze swoim mężem, którego miałem zaszczyt poznać :). Prezes rozdał wszystkim votki, a ja usiadłem przy komodzie Warlocka i kopiowałem zaległy stuff. Okazało się potem, iż spędziłem większość czasu na kompotach w towarzystwie BoBeRa. Tuż przed rozpoczęciem kompotów poproszono wszystkich o powstanie i odegrano marsz pogrzebowy, który miał oznaczać koniec polskiej sceny C64. BlackLight ogłosił zasady głosowania, które jak sam podkreślił, są niezmienne od początku, czyli każdy mógł głosować na produkcję w skali 1-10. Na pierwszy strzał poszły zaki, zaledwie 11. Podczas ich prezentacji organizatorzy nie uniknęli pomyłek i często skracali utwory przed czasem. Było to dla mnie lekkim oburzeniem zwłaszcza, iż chociażby mój utwór miał wyraźnie napisane, że trwa niecałe 2 i pół minuty. Najwidoczniej organizatorom zabrakło chęci, by użyć stopera, oraz pobawić się mikserem, aby te ucinane utwory miały jakiś fajny fadeout.
Po tym pierwszym rozczarowaniu czekała mnie kolejna niespodzianka. Reflextracker compo. Tutaj bowiem prezentowane moduły były wyjątkowo ucinane, przede wszystkim dzięki reakcji publiczności. Pierwszy moduł Warlocka wprawił w niezły ubaw publiczność, Asterion z BoBerem zaczęli trzepać piórami, niczym na koncercie metalowym :). Po chwili jednak pojawiły się niepotrzebne okrzyki, które wywarły mocną presję na organizatorów, którzy zwyczajnie ucięli ten świetny kawałek. Drugi moduł Ramosa leciał najdłużej ze wszystkich trzech, a mój ostatni został ucięty w połowie. Wielogodzinna praca nad utworkiem zakończyła się znowu tym samym, co lekko zniechęciło mnie do dalszego uczestnictwa w kompotach. Ale zostałem. Obejrzałem GFX compo, gdzie początkowo praca Spidera miała pójść poza konkursem, jednakże reklamacja autora została uwzględniona i jego praca wzięła udział w kompotach. Przedtem jednak zaprezentowano 3 prace poza konkursem, w których to na uwagę zasłużyła dwuekranowa grafika Bedricha. Pozostałe 2 obrazki były raczej wystawione dla zabawy, bowiem jedną z nich była konwersja jpeg’a, podpisana jako Mysza of Icon :).
GFX compo trwało krótko. Podczas prezentacji grafiki Spidera niektóre osoby pod nosem mruczały, że jest to skan. Wcześniej, kiedy pokazana została praca BlackLighta, publiczność miała niezły ubaw. Praca ta jednak nie była zgodna z zasadami konkursu. Posiadała muzykę oraz 2 osobne obrazki, a przecież wiadomo było, że tylko jedną grafikę można wystawiać na kompo na autora. Jednakże treść tej „produkcji”, notabene zasługującej raczej na miano dema, a nie grafiki, była wystarczająca, aby zająć, jak się później okazało, dobre miejsce, deklasyfikując jednocześnie o wiele lepsze grafiki. Zaprezentowano również jedno 4KB intro autorstwa Vipera, który to zapragnął być anonimowy i wystawił swoją produkcję pod extremalną xywką Ziombel :).
W końcu nadeszła chwila, na którą czekali wszyscy – demo compo. Na pierwszy strzał poleciało moje trackmo, które ze względu na bardzo przyciemniony projektor, nie prezentowało się dobrze kolorystycznie. Publiczność rozbawił Lodaing part, jednakże trochę czasu minęło, zanim zauważyli, że coś jest nie tak w prezentowanym napisie. Zdaje się, iż pierwszą osobą, która zaczęła się śmiać na widok napisu, był Kisiel :). Na drugi strzał poszło świetne demo Arise’ów, z niezwykle profesjonalną grafiką Bimbra i mistrzowskimi efektami Fenka. Jedyne, czego zabrakło w tym demie, to muzyki Wacka. Sam Fenek martwił się przed prezentacją, że niektóre efekty ze względu na dziwną jakość projektora mogą zostać źle wyświetlone, aniżeli jest to w rzeczywistości. Na szczęście nie było aż tak tragicznie. Publiczność oglądająca demo zastanawiała się, co jest nie tak z ostatnim partem, w którym to wyświetlany był motylek. Ja zauważyłem malutki, niewyraźny napis THE END i razem z BoBeRem krzyknęliśmy, że to już koniec dema. Jak się okazało, BlackLight powiedział, że ten motylek sterowany jest joystickiem i że zaraz nam nasra na kwiatek, co oczywiście rozbawiło wszystkich zgromadzonych na sali :).
Po chwili, niczym ja 3 lata temu, przyleciał Volcano z nieskończonym demem i zaprezentował je na big screenie. Demko również było bardzo interesujące i szkoda, że nie było skończone. Volcano po chwili przyleciał z ostatnim efektem, co zostało skwitowane przez jedną z osób „ale już więcej nie dopisuj” :). Volcano stwierdził, iż są to najszybsze vektory liczone w realtime, na co Fenek stwierdził, że on swoje liczy na macierzach :). W międzyczasie zaprezentowana została na bigscreenie notka do dema Arise’ów. Było mi także niezmiernie miło, iż sam Fenek z Bimbrem (a później także Prezes) osobiście pogratulowali mi udanej produkcji.
Po skończonych kompotach miałem zamiar się położyć, jednakże rozmowy z innymi scenowcami się przedłużyły i w końcu doczekałem się wyników. Po odebraniu nagród udaliśmy się ekipą spać, 4 osoby do jednego małego pokoiku :). Warto zaznaczyć, iż nagrodami w kompotach były podarunki ufundowane przez Cobrę, głównie carty i nawet drukarka i magnetofon :). Każda z osób, która zajęła premiowane miejsca, wybierała sobie nagrodę i przemawiała krótkimi słowami do popsutego mikrofonu. Następnie odbyło się picie wina compo oraz karaoke compo, których ze względu na zmęczenie, nie obejrzałem, tylko udałem się do pokoiku. Tam ekipa w składzie V0yager, Data i Spider rozmieścili się na podłodze. Rozdałem im wszystkim koce i prześcieradła, a V0yagerowi nawet firankę :). Zamiast spać, to nawijaliśmy o wszystkim i o niczym, próbując jednocześnie obudzić V0yagera, ale nam się to nie udało. W końcu zasnąłem na godzinę, by wstać, zabrać rzeczy i udać się na dworzec PKP. Miałem co nieść, bo oprócz swojej komody, miałem ze sobą również drukarkę, którą wybrałem sobie jako nagrodę za drugie miejsce w demo compo. Ledwo żywy i senny dotarłem na dworzec, by po kilkunastu minutach wsiąść w skład „Błękitna Fala” w kierunku Szczecina. Prosto z dworca udałem się do pracy, gdzie spędziłem resztę dnia.
North Party 10 – Galeria zdjęć:
Ogólnie party uznaję za przeciętne, aczkolwiek o wiele lepsze, niż poprzednia edycja. Organizacja nawaliła w niejednym miejscu, atmosfera na party była dziwna, a totalnym absurdem było to, że kilka osób wymyśliło sobie śmierć sceny i zdecydowało wykonać jej pogrzeb. Zapomnieli chyba jednak, że scena to nie tylko komputer i nas, ludzi, którzy nadal coś tworzą, nie da się jednym takim wydarzeniem pogrzebać. Nikt nie może decydować za innych, co jest, a czego nie ma…
Pamiątkowy ident z North Party 10
Chciałbym podziękować wszystkim, którzy wzięli udział w tym party i cieszę się, że wielu z was mogłem znowu spotkać. Czy ostatni raz na party, to się okaże. Mam nadzieję, że nie :). Do zobaczenia! And by the way, who fuckin’ said that the Polish scene is death?
V-12/Tropyx
Raport napisałem wówczas, gdy Volcano wyszedł z propozycją zbierania tekstów do nowego wydania Newspapera. Planowany 10. numer magazynu niestety nigdy się nie ukazał, ponieważ nie było więcej chętnych osób do pisania artykułów. Stąd też powyższy tekst miał ostatecznie swoją premierę po latach na łamach River’s Edge.
Raport powstał 14 września 2006 r. Oryginalną treść (po uwzględnieniu drobnej korekty interpunkcyjnej) wzbogaciłem o pamiątkowy skan identa oraz wybrane zdjęcia autorstwa BoBeRa, Cobry, Daty, Prezesa, Volcano i CJ Warlocka.