sobota , 23 listopad 2024

Single Button Games Collection – recenzja

W dobie wszechobecnych smartfonów i powszechnego dostępu do sieci bezprzewodowej młode pokolenia coraz częściej sięgają po gry, w których jedynym zadaniem jest odpowiednio częste naciskanie palcem ekranu dotykowego wyświetlacza. Ta forma rozrywki okazuje się mieć również wielu zwolenników w światku miłośników klimatów retro, czego efektem jest wydawnictwo o nazwie Single Button Games Collection. Jest to zestaw pięciu gier na Commodore 64, w których wymaga się od gracza tylko i wyłącznie naciskania przycisku fire.

Single Button Games Collection - prezentacja okładki pudełkowego wydawnictwaWydawcą pakietu jest istniejąca od października 2014 roku ekipa K&A plus. Po dotychczasowej działalności grupy można odnieść wrażenie, iż jej członkowie to miłośnicy starych i nowych gier na poczciwego Commodorka. Pomysł na wydanie boxowanego zestawu oprogramowania na kasecie jest z jednej strony ukłonem dla kolekcjonerów, z drugiej odzwierciedla współczesną modę na powrót do klimatów retro. W końcu nie tylko winyle, ale i kasety magnetofonowe przeżywają swoją drugą młodość, o czym świadczą rosnące statystyki ich sprzedaży na całym świecie.

Pierwsze oficjalne wydawnictwo kasetowe K&A plus paradoksalnie nie zawiera żadnego tytułu stworzonego przez członków polskiej ekipy. Na nośniku znalazły się bowiem gry stworzone/sygnowane przez: Megastyle („Captain Cloudberry – Episode IV: Helium”), Software of Sweden („Fire to Jump” oraz „Flappy Bird”), Georga „Enduriona” Rottensteinera („Flapper”) oraz Med64/Digital Monastery („Pixel City Skater”). Poszczególne tytuły powstały w latach 2008-2017, tak więc rozpiętość czasowa między najmłodszą a najstarszą jest dosyć spora. Limitowana wersja deluxe podobno miała wyjść w liczbie zaledwie 20 sztuk, a jej premiera przypadła na początek września 2018 r. Wcześniej ukazała się edycja standardowa, bez pudełka i gadżetów.

W pierwszej kolejności warto pochylić się nad wyglądem pudełka. Jest ono wykonane solidnie. Twórcy opakowania podeszli do tematu rzetelnie, ponieważ szczególnie zauważalna jest jakość kolorowego nadruku. Świetnie prezentuje się również projekt graficzny okładki autorstwa Jana Lorka. Widok sfrustrowanego gracza trzymającego w prawej dłoni klasyczny joystick i w lewej topór wygląda ciekawie. Frontowa część pudełka wbrew pozorom nie zdradza, że mamy tutaj do czynienia z grami „jednoprzyciskowymi”. Nie znajdziemy bowiem nigdzie wizerunku kontrolera SiBUGA, który to jest dołączany do zestawu deluxe. Jedynym jak dla mnie mankamentem jest wewnętrzne mocowanie nośnika w specjalnym wgłębieniu, którego papierowe zaczepy nie są stabilne. Przy próbie wyciągnięcia kasety wpadła ona do wewnętrznej części pudełka. Oprócz niej i kontrolera w recenzowanej przeze mnie wersji deluxe znaleźć można dwustronną kartkę z grafikami formatu A6, zestaw naklejek, button (przypinkę) oraz broszurę informacyjną formatu A5. Jest ona wydrukowana na twardym papierze kredowym i prezentuje się wyśmienicie. Ciekawostką jest listing gry „FireFighter 64” napisanej w BASIC-u. W rzeczywistości zatem Single Button Games Collection w wersji boxowanej zawiera aż 6 gier, przy czym jedną należy sobie wklepać do Commodorka osobiście.

Kontroler SiBUGA oraz kaseta z gramiO samym kontrolerze SiBUGA mogę wypowiedzieć się również pozytywnie. Roman Werner zadbał o detale i jego produkt wygląda bardzo profesjonalnie. Kabel o długości około 1,7 metra gwarantuje zachowanie odpowiedniego dystansu między komputerem a graczem (w przeciwieństwie do smartfonów nie musimy męczyć oczu znajdując się zbyt blisko ekranu monitora/telewizora). Gdyby ktoś nie mógł sobie tego zobrazować to podpowiem, że przewód w kultowym joysticku MATT jest mniej więcej dwukrotnie krótszy. W praktyce SiBUGA spisuje się dobrze. Kontroler jest wygodny, niezbyt głośny przy klikaniu i co najważniejsze – skuteczny w praktyce. Zakładam, że będzie dobrze spisywał się podczas imprez w stylu retro.

Nośnik magnetyczny zamknięty jest w żółtej kasecie z kolorowymi nadrukami. Okładka również prezentuje się wybornie. W jej wnętrzu znajdują się motywy graficzne z poszczególnych gier wraz z kredytami. Istotnym i zarazem dominującym elementem projektu graficznego jest czcionka CBM. Całość jest zatem utrzymana w klimacie 8-bitowym. Kto zatem odpowiada za produkcję kaset? Łukasz Bobrecki, znany również jako Bob8bit. Testowaniem zajmował się Komek, a masteringiem Richard Bayliss. Autorem loadera jest Martin Piper. I tu mała ciekawostka – podczas wczytywania gier można słuchać muzyki, oglądać grafikę i czytać scrolla. W loaderze wykorzystano m.in. zak Ramosa o tytule „Aspiration”, który prawdopodobnie powstał po przerobieniu utworu „Little Birdies” Trackera. Niestety nie będzie nam dane tego potwierdzić, ponieważ Mariusza nie ma wśród nas od 2015 roku. Cieszy jednak fakt, że ekipa K&A plus nie zapomina o Ramosie i umieszczenie jego zaka w loaderze należy potraktować jako oddanie hołdu zmarłemu liderowi grupy Samar i zarazem współtwórcy projektu K&A plus.

Wykorzystany na taśmie „multimedialny” system ładowania programów jest szybki, dzięki czemu nie musimy długo czekać na wczytanie konkretnego tytułu. Osobiście uważam, że pomysł z wydaniem Single Button Games Collection na kasecie był bardzo udany. Co prawda Polacy nie do końca „czują” klimat wczytywania gier z oryginalnych nośników, ale dzięki wydawnictwu K&A plus garść osób zapewne odkurzyła Datasette i odpaliła poszczególne tytuły zgodnie ze sztuką.

Wszystkie gry łączy (rzecz jasna) jedno – do grania wystarczy tylko i wyłącznie przycisk fire. Niby mało ambitne, ale jak się okazuje wcale nie takie proste. Każda z gier wymaga cierpliwości i treningu. Mi osobiście do gustu najbardziej przypadł „Pixel City Skater”. Jest to gra, w której sterujemy ludzikiem jadącym na deskorolce. Jego zadaniem jest podskakiwanie w celu ominięcia przeszkody. Prostota grafiki wcale nie przeszkadza w rozgrywce. Wręcz przeciwnie – jest to przykład na to, że niezbyt skomplikowany pomysł może być strzałem w dziesiątkę. Na początku wszystko toczy się wolno, ale z biegiem czasu nasz bohater zaczyna przemieszczać się coraz szybciej i wykonywać coraz dłuższe skoki. Na każdej planszy możemy zginąć czterokrotnie. Licznik żyć resetuje się po bezbłędnym przejechaniu widocznych na ekranie przeszkód. Jedyną jak dla mnie niedogodnością jest brak możliwości kontroli kąta wyskoku deskorolkarza poprzez krótsze/dłuższe przytrzymywanie przycisku fire (jeżeli nie wiesz, co mam na myśli, skojarz fizykę podskoków, jakie może wykonywać główna bohaterka gry „Giana Sisters”). Nie jest to oczywiście wina kontrolera SiBUGA, ale w zasadzie ten sam problem występuje przy grze „Flappy Bird”, o której powiem za chwilę.

Prezentacja dodatków otrzymywanych wraz z Single Button Games CollectionNieco inaczej wygląda sytuacja w przypadku „Captain Cloudberry – Episode IV: Helium”. Sterowany przez nas helikopter po naciśnięciu przycisku fire zmienia tor lotu o 45 stopni. W praktyce oznacza to, że wykonując szybkie „strzały” można kręcić się wokół własnej osi. No, może niezupełnie. Celem jest zbieranie balonów, a naszym wrogiem są chmury. Niektóre z nich ciskają w nas piorunami, choć może nie tak spektakularnie, jak ma to miejsce w grze „Balloon Fight” na NES-a. Osobiście dofrunąłem zaledwie do czwartej planszy i stwierdziłem, że chyba jednak bardziej wolę kopać Rockfordem za diamentami zamiast uganiać się aeroplanem za balonikami.

Na stronie B kasety znalazły się pozostałe trzy tytuły, które mniej przypadły mi do gustu. „Flappy Bird” to konwersja znanej gry z tabletów. W wersji na C64 sterowanie ptaszkiem jest nieco trudniejsze. Najbardziej irytującą grą okazała się pozycja o nazwie „Fire To Jump”. W zasadzie jest to przykład produkcji, w której nie liczy się grafika, a sam pomysł. Trzeba po prostu skakać, a naszym bohaterem jest kwadrat. Wszystko byłoby w porządku gdyby nie fakt, że od gracza wymaga się wykonywania skoków w systemie „pixel perfect”, czyli co do milimetra. „Flapper” z kolei to helikopter lecący przez tunel. Naszym zadaniem jest naciskanie fire tak często, by latający obiekt nie spadł na ziemię, albo by nie zahaczył którejś ze ścian. Gra może nie powala grafiką, ale jest to spowodowane faktem, że została ona celowo napisana w jednym kilobajcie.

Jeżeli zatem nadal zastanawiasz się, czy warto wydać kilkadziesiąt złotych na składankę Single Button Games Collection, to moja odpowiedź jest jednoznaczna – WARTO. Szczególnie, gdy w Waszych domach doczekaliście się potomstwa. Granie w jednoprzyciskowe gry na C64 może stanowić prawdziwą alternatywę dla współczesnych smartfonów i zarazem odskocznię od kilkucalowych ekranów.

Kasetę można zakupić na stronie https://bobr.games/.

Paweł Ruczko (V-12/Tropyx)
Szczecin, 22.10.2018 r.

Artykuł ukazał się 31 października 2018 r. w ósmym numerze magazynu dyskowego Hot Style.