piątek , 29 marzec 2024

X Ogólnopolski Zlot Fanów Depeche Mode w Szczecinie

Dnia 7.10.2006 r. odbył się X Ogólnopolski Zlot Fanów Depeche Mode w Domu Kultury Słowianin w Szczecinie. Pierwotnie zakładałem, iż nie uda mi się przybyć na tę imprezę, jednak w ostatniej chwili zmieniłem zdanie. Zresztą w tym roku przypada moje 10-lecie fanatyzmu zespołem Depeche Mode, tak więc była to dobra okazja na uczczenie tego ważnego jubileuszu.

Na zlot przybyłem tuż po godzinie 22’giej w towarzystwie mojej siostry. Przy wejściu przywitała nas charakterystycznie wyglądająca ochroniarka firmy Fort, która znudzona siedziała sobie na parapecie szatni. Szatniarz oznajmił, iż wjazd na imprezę kosztuje 15 zł, co przyjąłem z lekkim bólem serca, ale zażądaną kwotę uiściłem, by otrzymać podłużny, żółty bilet. Pozostawiliśmy ubrania w szatni i udaliśmy się na pierwsze piętro, by rozejrzeć się w sytuacji. Przywitała nas sala pełna fanów DM, w przeważającej części ubrana na czarno. Wśród strojów dominowały okolicznościowe koszulki, które można było kupić np. przy barze. Na frontowej części pomieszczenia widniał bardzo szeroki transparent z napisem Nothing’s Impossible. W oczy rzucały się też inne malowidła, wśród których warto wymienić różę oraz motyw z okładki do płyty Music For The Masses. Po lewej stronie widniały długie transparenty z różnymi napisami. Nad barem widniał wielki tekst z czarnych liter „Beer For The Masses”. W tej części sali pełno było stolików zapełnionych zarówno opróżnionymi, jak i pełnymi plastikowymi kubkami z piwem. Widok ten był bardzo interesujący. Zajrzeliśmy też piętro wyżej, gdzie odbywała się mała impreza w klimacie muzyki elektronicznej, która w tamtym momencie nie cieszyła się zbytnią popularnością.

Po wstępnych oględzinach zdecydowaliśmy się stanąć w długiej kolejce przy barze. Zaczepił nas wówczas pewien człowiek, który przedstawił się nam jako Robert. Po zapoznaniu się od razu poprosił o numer telefonu i zapewne nie był to pierwszy z numerów, który tego wieczoru znalazł się w jego telefonie komórkowym. Staliśmy w tej kolejce zniecierpliwieni mozolnością pracy osób odpowiadających za sprzedaż piwa i obserwowaliśmy wesołe poczynania Roberta, który to zaczepiał kolejne osoby, mimo wcześniejszych deklaracji, iż jest żonaty. Nawet doszło do takiego momentu, w którym ów Robert wziął mnie i moją siostrę za parę, jednakże szybko został wyprowadzony z błędu. Spytałem się też Roberta, skąd nabył swoją koszulkę, a ten powiedział, że zdradzi mi tajemnicę, jak mu kupię piwo. Na szczęście sam po chwili zauważyłem, że koszulki dostępne są przy barze. W końcu naszła nasza kolej na zakup piwa w barze. Ja spytałem się obsługującej pani, po ile są koszulki DM i otrzymałem odpowiedź – 15 zł. Spytałem też o rozmiar, ale dowiedziałem się, że dostępne są tylko M-ki. Zakupiłem więc 2 sztuki, a w tym samym czasie moja siostra dokonała zakupu piwa. Przy okazji zorientowaliśmy się, że sprzedający towar młodzieniec chciał ją oszukać i za 2 piwa w kubkach zażyczył sobie 10 zł, gdzie faktyczna wartość zakupu wynosiła 8 zł (jedno piwo kosztowało 3.6 zł + 40 gr za kubek). Moja siostra nie dała się oszukać, jednakże mogę się założyć o to, iż niejedna osoba padła tego wieczoru ofiarą przekrętów młodego barmana.

Po wyjściu z kolejki udałem się do szatni celem pozostawienia reszty ubrań i po powrocie poszliśmy w okolice parkietu, gdzie już wtedy bawił się spory tłum fanów. Wzrokiem próbowałem odszukać znajome twarze i odnalazłem kilka osób, które już wcześniej widziałem na innych imprezach DM w Szczecinie. Ulokowałem się z siostrą po prawej stronie parkietu no i zaczęliśmy wspólną zabawę. Za oprawę audio-wizualną odpowiedzialny był Franz, który publicznie podczas imprezy przyznał się, iż po raz pierwszy prowadzi taki wielki zlot. Obserwowałem wystrój tej części sali i moim oczom ukazały się 4 wielkie zdjęcia członków DM ze znaczkiem marionetki pomiędzy nimi, znany z ostatniego albumu zespołu. Po prawej stronie wisiała narodowa flaga z napisami informującymi o zlocie. Na scenie ulokowany był „sprzęt grający” Franza, w którego skład wchodził komputer PC oraz stos płyt CD z muzyką. Z przodu widać było duży bigscreeen ozdobiony napisami „Depeche Mode” oraz „Pimpf”.

Dosyć szybko zaobserwowałem nieudolność Franza, z jaką prowadził całą imprezę. Przede wszystkim aż uszy bolały od nieumiejętnie dopasowanego poziomu basów, a niekiedy również i wysokich tonów. Wiele utworów było powtarzanych do znudzenia, mnóstwo świetnych kawałków zostało pominiętych. Nie wiem, czym to było spowodowane, być może ignorancją Franza, który nastawiony był raczej na puszczanie swoich ulubionych kawałków, aniżeli innych utworów do zabawy. W związku z tym parkiet zapełniał się i wyludniał cyklicznie, niczym wykres sinusoidy. Z reguły po kilku kawałkach DM następowała drastyczna zmiana repertuaru, która najczęściej nie pasowała do ogólnego klimatu. Placebo? NIN? Pink Floyd? To chyba jakieś nieporozumienie! Jeszcze do przełknięcia były kawałki The Cure, które oczywiście bardzo lubię, jednakże uważam, iż były niestosowne co do imprezy. W końcu to był zlot fanów Depeche Mode, a jak się okazało, około 30-40% utworów puszczanych na imprezie było spoza repertuaru Depeszów. Ponadto w trakcie puszczania muzyki, Franz nie stosował żadnej techniki mixowania. Pomiędzy utworami słychać było długą ciszę, no chyba że przez przypadek poleciały pod rząd 2 kawałki z koncertu. Momentami w trakcie ciszy słychać było muzykę z drugiej imprezy, odbywającej się piętro wyżej. Chwilami rezygnowałem z zabawy, gdyż wolałem sobie postać i odpocząć, niż udawać tańczenie przy czymś, co mi się nie podoba. Generalnie parkiet był zapełniony dużą ilością uroczych dziewczyn i aż serduszko mnie bolało z powodu mojej samotności.

Jednym z ważniejszych wydarzeń imprezy była wspólna zabawa przy utworze Pimpf. Uformowane zostały 4 rzędy kroczących ludzi w kształcie czworoboku, które maszerowały do siebie na przemian. Doprawdy świetna zabawa! Kto w tym nie uczestniczył, niech żałuje! Utwór zakończył się gromkimi brawami wszystkich uczestników wspólnego marszu. Dalej ludzie bawili się przy różnych utworach, przy czym zauważalna była dosyć interesująca zależność. Kiedy Franz puszczał znany kawałek DM, ludzie tłumnie zrywali się z miejsc i uderzali na parkiet. Niestety po kilkunastu minutach Franz jednym utworem potrafił zniechęcić połowę uczestników zabawy i momentalnie parkiet pustoszał.

Wspólna zabawa przy utworze Pimpf. Foto: Dreju

W trakcie imprezy odbył się konkurs na jak najszybsze skonsumowanie paprykarza szczecińskiego, który wygrał jeden z Poznaniaków :). Nasz znajomy Robert również wziął udział w konsumpcji, jednakże nie sprostał on staraniom zwycięzcy, który w zasadzie więcej tego paprykarza zgubił, niż zjadł. Wszyscy uczestnicy konkursu otrzymali pamiątkowe koszulki. Podczas dalszych zabaw ogłoszono również konkurs na najdalszego przybysza z Polski, który miał zaprezentować np. bilet kolejowy z miasta, z którego przyjechał. Nie wiem niestety, czy ten konkurs został rozwiązany, gdyż nie dotrwałem do końca imprezy. Trwał też nabór do konkursu na taniec, w którym na tamten czas zgłosili się tylko zawodnicy z Poznania. Tego konkursu również nie było mi dane obejrzeć. Ogólnie bawiłem się dobrze, ale zniechęcały mnie dziwne utwory oraz nieumiejętne prowadzenie imprezy przez Franza, który to momentami prezentował swoje subiektywne odczucia względem np. najlepszej trasy koncertowej DM itp. Zbędne również było moim zdaniem całkowite ściszanie utworów przy refrenach, ponieważ wybijało to większość ludzi z rytmu tańca. Na bigscreenie prezentowane były najczęściej koncertowe kawałki Depeszów, sporadycznie jakieś teledyski, przeplatane z rzadka pojedynczym utworem bez oprawy wizualnej. Myślę, iż te zmasowane nastawienie Franza na prezentowanie czegokolwiek na bigscreenie spowodowało, iż pozbawieni byliśmy wszyscy zabawy przy takich świetnych utworach, jak chociażby More Than A Party, Nothing To Fear, lub chociażby Now, This Is Fun lub Set Me Free. Mimo niezbyt profesjonalnej oprawy muzycznej ludzie bawili się dobrze, czego dowodem było wspólne machanie rękami podczas grania utworu Never Let Me Down Again.

Po drugiej w nocy zaobserwowałem znaczny ubytek uczestników zlotu. Początkowo szacowałem, iż przybyło pomiędzy 100 a 200 osób, a o tamtej porze stwierdziłem, że na miejscu pozostała już tylko połowa depeszowców. Moim oczom również rzuciła się progresywna dewastacja dekoracji. Tak więc słynny napis „Beer For The Masses” został ograbiony z kilku liter, tak samo łupem fanów padły 3 wielkie wydrukowane zdjęcia członków DM. Zaobserwowałem również wtedy obecność na parkiecie kilku prawdopodobnie przypadkowych osób, w tym m.in. gościa z koszulką Mayday, który wraz z innym kompanem wypili po setce wódki i kontynuowali pląsanie do muzyki, której zapewne na co dzień nie słuchają. Moim oczom rzuciła się też pewna dziewczyna, wystrojona elegancko w biały strój i długie czarne buty, czyżby to była Justa? Mogłem się mylić… W końcu, gdy Franz zaserwował 2 kawałki Pink Floydów, zdecydowałem się opuścić lokal, aby uniknąć dalszych rozczarowań. Do domu dotarłem po godzinie 4’tej, by po 4. godzinach snu wstać i pojechać na kolejne wykłady na uczelni. Zanim jednak położyłem się spać, doznałem kolejnego rozczarowania, albowiem obie koszulki zakupione przy barze okazały się… damskimi, tak więc marzenie o paradowaniu w nowej koszulce po uczelni pozostało niezrealizowane.

Ogólnie uważam, iż zlot był dosyć udany. Gdyby nie nieudolność w prowadzeniu imprezy przez Franza oraz beznadziejnej obsługi przy barze, wystawiłbym tutaj ocenę wysoką. Nie zawiedli przede wszystkim ludzie – to dzięki nim impreza posiadała niesamowity klimat. Szkoda tylko, że prawie nikogo z was nie miałem możliwości poznać (oprócz Roberta :). Duże uznanie dla organizatorów za ogólny wystrój graficzny całego miejsca – na prawdę był to kawał dobrej roboty. Pozdrowienia dla wszystkich uczestników imprezy, specjalne dla Gisi, której nie mogłem niestety odszukać wśród tłumu ludzi. Franz, popraw się, naucz się puszczać muzykę :). Obsługa baru w Słowianinie – na odstrzał. Do zobaczenia na kolejnych imprezach!

Paweł Ruczko a.k.a. V-12/Tropyx

Relacja ze zlotu powstała 10 października 2006 r. Pierwotnie miała być ona opublikowana na stronie internetowej Gisi, mojej znajomej fanki zespołu Depeche Mode. Jednakże tekst nigdy nie ujrzał światła dziennego. Pamiętam także wielki szum po zlocie, jaki pojawił się na polskim forum DM. Nie dość, że ludzie niechętnie dzielili się zdjęciami, to jeszcze na siebie ostro „najeżdżali” i krytykowali. Zniechęcony taką sytuacją po prostu zrezygnowałem z uczestnictwa w życiu całego forum.