Trzecia edycja multiplatformowego party odbyła się tym razem w Poznańskim Domie Studenta, a w zasadzie jego sali dyskotekowej, mieszczącej się tuż przy głównym budynku. Party odbyło się w dniach 4-6.07.2003. Party Place, z racji tego, iż było umieszczone w centrum miasta, znajdowało się blisko wszelakich sklepów, w których to partyzanci obficie zaopatrywali się w warezy :). Na Symphony zjawiło się wg różnych źródeł – nawet około trzystu osób, ja osobiście uważam, że było ich ze 150 (ed. byłem w błędzie, na party place znajdowało się około 300-400 osób!). Fakt, że było tłoczno :). Organizatorzy, czyli słynna grupa Madwizards z Silentriotem na czele, zaaplikowała ludzikom wiele atrakcji, m.in. darmowe pivo, koncert dj młotka, koncert zespołu Krzyż-Kross (w którym wziąłem udział) oraz obfitą ilość nagród, których wartość obliczono na jakieś 20 tys. złotych. Oczywiście dominowało oprogramowanie na PC, dodawano również jakieś drobne gadżety w stylu notatników oraz np. płyty CD Back In Time. Na pewno warto było wziąć udział w compotach :).
Party place było dosyć obszerne. Główna sala zawierała małą scenę, na której co odważniejsi (ja też 🙂 skakali w rytmach komputerowej muzyki. Cała baza komputerowa organizatorów mieściła się nad naszymi głowami, było tam ciasno i niewygodnie. Jako ciekawostkę organizatorzy zawiesili monitor, który zwisał nad nami prezentując sobą to, co zawsze pecet robi – zawiesza się :). Na piętrze znajdował się barek, małe pomieszczenie z wygodnymi czerwonymi siedzeniami, jedna sala z nagłośnieniem oraz przejście do kilku innych pomieszczeń, w których to spali niektórzy z tych „lepszych”. Niestety dach był dziurawy i w miejscu, gdzie nocowaliśmy, deszcz padał nam na głowę… Party place mogłoby być lepsze, no ale cóż, w dzisiejszych czasach przecież nie projektuje się specjalnych budynków przeznaczanych na party places :). W sąsiadującym akademiku można było wynająć pokoiki za kosmiczną cenę bodajże 60 zł? Nie pamiętam, zresztą mnie to nie interesowało :).
Na Symphony wybierałem się z pokaźną paczką ludzików ze wszystkich platform komputerowych. Wyjazd zaplanowaliśmy na piątek rano. Ja wraz ze Spiderem dotarliśmy na stację Szczecin Dąbie Kamazem (!), co uznałem za ciekawe doświadczenie :). Na stacji czekali już na nas Kopernik/Marsmellow (muzyk z PC) wraz z Adą, a przed wejściem w samochodzie czyhał Spidera kumpel – Gandal, który to jak się potem okazało, nawet ma komodę w chacie, jednak nie zajmuje się na niej niczym szczególnym. Zresztą nawet pochodzenie jego xywki jest czysto Commodorowskie, gdyż zapożyczył ją sobie z gry Gandalf The Sorcerer bodajże :). Po chwili dołączył do nas GDR!/Luciddreams z Amigi i po zakupie biletów i miejscówek wbiliśmy się całą gromadą do jednego przedziału i rozpoczęliśmy naszą podróż na party. W pociągu jechali już Kyno i Blemish, którzy z racji tego, iż mieli miejscówki w innym wagonie, nie mogli za bardzo towarzyszyć nam we wspólnym gronie.
Nasz trip obfitował w pokaźną dawkę humoru, serwowaną głównie przez Kopernika, który będąc najstarszym w naszym gronie, opowiadał wszelakie zabawne historyjki z czasów poprzednich party. Słuchająca nas współpasażerka wraz ze swoim małym synkiem na pewno się nie nudziła, natomiast kiedy jej dziecko wyciągnęło gierkę tetrisa, od razu z naszej strony poleciały komentarze: „ooo przyszła scena :)”, a kiedy owe dziecko włączyło melodyjkę: „ooo patcha zainstalowało :)”. Po trzech godzinach podróży wysiedliśmy w Poznaniu i rozpoczęliśmy wędrówkę na party place. Korzystaliśmy z kosmicznej mapy wydrukowanej na kompie. Przechodząc obok poznańskiego World Trade Center akurat nad naszymi głowami przelatywały samoloty, o dziwo żaden z nich nie zahaczył budynku :).
Kiedy dotarliśmy do Domu Studenckiego okazało się, że weszliśmy od drugiej strony, na szczęście było tam przejście (które niebawem zamknięto) i dzięki temu dotarliśmy bezpiecznie na party place. Już na wejściu przywitał nas Deadman, jak zwykle ze swoją niezmienioną fryzurą 'ala Napalm Death :). Na pierwszy rzut oka widok całego party place nas nie zachwycił. Część partyzantów przybyłych w nocy albo spała, albo siedziała znudzona na krzesłach. W tle trwały wszelakie prace związane z rozpoczęciem party. Przy okazji dowiedziałem się, że deadline przypada na 12’tą godzinę, a na zegarku było gdzieś tak po 11’tej! Szukaliśmy miejsca, żeby się rozłożyć i początkowo umieściliśmy swoje rzeczy w pomieszczeniu z czerwonymi siedzeniami i stołami na pierwszym piętrze. Przywitały nas krzyki w stylu „Azzaro!”, oraz widok leżącego Azzaro wyglądającego na trupa i wydzierającego się Fallman’a. Fallman, jak się okazało, pamiętał mnie z zeszłego roku i dzięki temu już na starcie zyskałem kolejną znajomość. Kopernik z Adą się ulotnili na miasto, GDR też gdzieś wsiąkł, a nasza piątka zeszła na dół. Zauważyłem znajomego Willy’ego, który był ubrany w wymalowane prześcieradło, za chwilę zauważyłem też znajomego Amigowca o xywie Maverick oraz znowu Fallman’a, do których po chwili się przysiadłem. Spider zaproponował brovara, więc wraz z Gandal’em ruszyli do sklepu, kupując po 2 brovce. Po ich obaleniu Spider zniknął i jak się potem okazało, krążył wszędzie z tanimi winiaczami w rękach :).
Silentriot kazał wszystkim wyjść na zewnątrz i rozpoczęła się ceremonia płacenia za wstęp. W międzyczasie pogadałem chwilę z Binar’em, a Spider krążył z połową winiacza, zataczając się jak jakiś menel :). Poznałem też Shizoos’a i jego kumpla. Kręcący się Silentriot zapowiedział, że na party ma przyjechać zespół Krzyż:Kross grający jakiegoś psychodelicznego elektronicznego punka przy użyciu komód i że ewentualnie potrzebowałby stacji dysków. A czas sobie płynął spokojnie. Przy płaceniu okazało się, że miłe koleżanki (w tym jedna mmmmmm!) nie mają 10 złotówek, by wydawać resztę, dlatego też z Kyno i Blemishem udaliśmy się w poszukiwaniu sklepu do rozmienienia kasy. Wreszcie wbiliśmy się na party place otrzymując butona, którego każdy z nas przyczepił sobie na bluzę, oraz o dziwo – przeźroczystą przepaskę na rękę, którą dają niemowlakom! Potem jeszcze upomnieliśmy się o identyfikatory, na których każdy z nas naskrobał swoją xywkę. Spider biegał w kółko za Seleną (dziewczyną Cyca) z chęcią jej pocałowania, jednak na szczęście mu się to nie udawało :). Zahaczyłem Spidera, którego widziałem wcześniej z papierosem w ustach i spytałem się: „od kiedy ty palisz?” a on mi odpowiedział „od kiedy mnie częstują :)”. Pokręciłem się trochę po party place, spotkałem po chwili samotnego Gandala i zdecydowaliśmy się poszukać Spidera, który niebawem po prostu zniknął nam z oczu. Znaleźliśmy go w zacisznym miejscu na parterze, śpiącego na czyimś śpiworze :). Szybko go te tanie wina zmęczyły :). Ale nie był sam, gdyż równolegle do niego leżało kilku innych ludzi :). Gandal uwiecznił zgon Spider’a na swojej kliszy, a potem usiedliśmy sobie na ławce obok niego i nawijaliśmy o Komodorku.
Niebawem przyszli Kyno & Blemish wraz z Cobrą, którą to wreszcie miałem okazję poznać, oraz z Wilsonem – Atarowcem. Nawet Atarowcy zjawiają się na takie party… Dowiedziałem się również, że jest Gały na zewnątrz, więc wszyscy się tam udaliśmy. Z relacji Cobry wynikało, że na party place nie można było wnosić jakiegokolwiek napoju poza wyjątkiem wody mineralnej niegazowanej. Wobec czego Gały i spółka konsumowali brovce przed wejściem, a ja niebawem przemyciłem pod koszulką litrowego Sprite’a dla Cobry. Poznałem dwóch kumpli Gały’ego, jednym z nich był Mars, który również interesuje się komodą. Z drugim kumplem, którego imienia właśnie zapomniałem, rozmawiałem głównie o muzyce. Cała nasza paczka rozmawiała tam dłuugo, a od czasu do czasu ciekawsze rzeczy były uwieczniane przez cyfrowy, pożyczony aparat Cobry. Na party place pojawiła się policja, ale tylko pościemniali trochę, spisali Count’a i jeszcze jakiegoś gościa za picie w miejscu publicznym, postali trochę potem w radiowozie i tyle ich widziano…
Pogadałem trochę z V0yagerem, a potem to bywało różnie. Dużo czasu rozmawiałem z Deadmanem, głównie na temat muzyki, którą słuchamy. Oczywiście nie zabrakło wspólnego zachwytu nad fenomenem zespołu The Sisters Of Mercy oraz nucenia „First And Last And Always”! W międzyczasie przyjechał jakiś gościu, który oświadczył nam, że otwiera sekcję PC Samaru wraz z Ramosem :). Na party place pojawił się też ALG/Samar, którego również miałem okazję poznać. Cała paczka krążyła beze mnie w zwarciu i udała się na pięterko na czerwone siedzonka. Silentriot zapowiedział, iż na pięterku będzie grał dj młotek, przy którego „muzyce” nawet chwilkę poskakałem z Fallmanem i nie tylko podczas jego próby. Po chwili znalazłem całą naszą Commodorowską paczkę i dosiadłem się do nich. Nieoczekiwanie pojawił się Spider, który przebudził się po pierwszym zgonie! Ofkoz rzucił się na Cobrę z prośbą o całuska, jego prośba została spełniona. Ja w międzyczasie rozmawiałem z ALG-iem, który wypełniał voty, następnie krążyłem tu i tam. Za każdym razem, jak wracałem, nowy widok na mnie czekał. Najpierw drugi zgon Spidera, leżącego na całości czerwonego siedzenia, potem Spider leżący na podłodze, potem Spider w tej samej pozycji ze słomką w ręku. Na moje pytanie „Dlaczego on ma słomkę w ręku?” odpowiedziano mi gromkim śmiechem :).
Na wieczór były zaplanowane Mp3 compo, ruszyłem od razu na parkiet i szaleliśmy sobie w rytmach bardzo dobrego pierwszego kawałku. Potem z Fallmanem ulotniliśmy się na zewnątrz, czekając na lepszy kawałek, dopiero na ostatnie 3 wróciliśmy poskakać sobie znowu. Z powodów technicznych więcej composów się tego dnia nie odbyło, zresztą organizatorzy byli zawaleni masą produkcji, samych Mp3 było ponad 40, po preselekcji zostało 13. W sumie nie dziwię się teraz, dlaczego tacy pecetowcy, jak np. ludzie z Multistyle Labs podszywają się pod naszą scenę, po prostu u nas jest łatwiej wziąć udział w compotach… Szkoda tylko, że robią to tak maxymalnie tanim sposobem…
Od czasu do czasu z Gałym i spółką gierzyliśmy sobie w piłkarzyki. Drugiego dnia mieliśmy możliwość gry za darmo, gdyż babka, która wyjęła kasę, zapomniała zabezpieczyć stołu :). Na compoty na C64 dostarczono niewiele prac. W msx compo zaniosłem swojego zaka, dostarczył też swoją produkcję Atarowiec X-Ray, z którym to też nawet chwilę rozmawiałem. Ostatnią pracą, jak się potem okazało, była zbiorówa ludzików z Multistyle Labs (na ten temat wyraziłem swoją opinię w raporcie z Northa). W gfx compo Blemish zaniósł swoją grafę, Spider po rozmowie z Silentem swojej grafy nawet nie zostawiał. Tak więc compoty na komodę się nie odbyły. Próbowaliśmy wyperswadować u Silentriota, żeby to wszystko po prostu puścić, gdyż Commodorowcy dają warezy nie dla nagród. Niestety Silent ściemniał, prawdopodobnie nie chciało mu się komody podłączać a jego była skopana. Dzięki temu to party odbyło się niemal w ogóle bez obecności komody.
Największą inteligencją wykazywali się tzw. ochroniarze. To był chyba jedyny poważny błąd popełniony przez Silenta – wynajął pustych ludzików, którzy nie wiedzieli, co robić. Kiedy wtargnąłem na party place z PUSTĄ puszką po piwie, którą chciałem sobie wziąć na pamiątkę, bezczelny mięśniak wyrwał mi ją z ręki. Nie obchodziło go to, że jest pusta, a kiedy głośno wykrzyknąłem „jaki debil!”, nawet nie zareagował. Pewnie nie znał znaczenia takiego wyrazu! Na party place walało się setki puszek i butelek. A ja jednej pustej nie mogłem wnieść… Inteligencja rulez :). Resztę wieczora i część nocy wypełniła muzyka dj młotka. Wcześniej miałem okazję stanąć sobie obok niego i patrzeć, w jaki sposób on ściemnia. Takiej ściemy to nie widziałem dawno. Leci sobie muza z dwóch vinylków, a gość od czasu do czasu kręci gałką. Największą ściemę uzyskuje się przez pokręcanie vinylem, co ofkoz nic nie daje, ale przeciętny widz myśli, że tak ma być. Generalnie Silentriot dał zarobić jakiemuś leszczowi, który się nie zna w ogóle na muzyce. Nie można nazwać kogoś muzykiem, kiedy ten ktoś puszcza gotowe kawałki niestworzone przez siebie i tylko je mixuje… Muzyka ta na dodatek była non stop TAKA SAMA! Mało kto się przy niej bawił. My zmęczeni usadowiliśmy się w naszym sektorze na pięterku i w towarzystwie dziwacznych dźwięków dj młotka każdy z nas próbował zasnąć. W nocy Wilson został prawie podeptany przez jakiegoś gościa, który próbował przejść, w końcu zdenerwowany Wilson rozkazał mu chodzić po ławce.
Na drugi dzień przyszedł znowu ALG z pokaźnym zapasem swoich nowych coverków, które wziąłem od niego do spreadu. Spider po niedługim czasie przyprowadził Dakotę, z którym sobie ofkoz pogadałem. Zrozpaczony Silentriot stwierdził, że w sobotę pół dnia party będzie odbywać się na agregatorze, gdyż jacyś techniczni będą zajmować się elektroniką budynku. A my w tym dniu mieliśmy w planie kilka rzeczy do zrobienia. Przede wszystkim chcieliśmy pojechać do Gały’ego, żeby przywieść jego komodę. Wybraliśmy się wpierw do sklepu komputerowego z szyldem Commodore, niestety był zamknięty. Potem wybraliśmy się do Gały’ego po jego komodę. Najzabawniejsze było to, kiedy Gały pukał cicho do domu, nie chcąc obudzić ojca :). Nawet Cobra uwieczniła to na swojej cyfrówce :).
U Gały’ego okazało się, iż posiada on zielony monitor i jest totalnym hardcore’owcem. Ja sobie nie wyobrażam pracy na komodzie bez kolorów… Pozostali byli zajęci komodą Gały’ego, ja natomiast jego kasetami z muzyką, które sobie przesłuchiwałem. Wróciliśmy na party place z całym hardwarem i rozłożyliśmy na pięterku. Oczywiście inteligentni ochroniarze musieli spenetrować bagaż Gały’ego, dobrze że nie kazali nam rozkręcać monitora… Pustota na maxa… W międzyczasie ominęła mnie powtórka Mp3 compo oraz gfx compo i jeszcze jakieś tam chyba jingle compo etc. Na party zjawił się słynny Monk, z którym to też sobie pogadałem na temat „dlaczego teraz nie swapiesz?”. Silentriot zaproponował nam podłączenie komody do sąsiedniego nagłośnienia, niestety nie mogliśmy załatwić żadnego kabla. Kiedy leciało chip compo (wszystkie muzyki stworzone na PC w goattrackerze itp. powinny być wystawiane jako chipy, a nie jako zaki na C64!) wyskoczyłem znowu na parkiet i wraz ze Spiderem, Gały’m i innymi szaleliśmy tuż pod bigscreenem. Gały ponoć 3 razy był spychany z wysokości przez pijanego Norwega, ale ja tego osobiście nie widziałem. Obserwowało nas ze 100 sztywniaków, a my oprócz skakania wydzieraliśmy się równo :). Jeden z chipów brzmiał Commodorowsko, wcale bym się nie obraził, gdyby tacy ludzie, jak Jammer, zmądrzeli i zaczęli wystawiać swoje prace tam, gdzie powinni to robić.
Po takiej dawce zmęczenia nadszedł czas na odpoczynek. Jakieś animacje poleciały na bigscreenie, które mnie niczym nie zachwyciły. Atrakcją było darmowych 150 piw, na które rzucili się zgłodniali scenowicze. Dzięki moim negatywnym zapatrywaniom na alkohol skorzystała na tym Cobra, która raczyła się podwójną dawką :). Pogadałem trochę z Dakotą na temat obecnej sytuacji na scenie, następnie kręciłem się wszędzie i natrafiłem na Dr.Krzyża, który wraz z Silentem przyszedł na nasze małe stanowisko z komodą. Jak się okazało, kumpel Krzyża nie przyjechał i Krzyż poszukiwał kogoś, kto by mu pomógł z muzyką. Zadeklarowałem się mu pomóc i zaraz w ruch poszedł Hardtrack Composer. Do skomponowania muzyki wykorzystałem instrumenty Phobosa, znalezione fartem na dyskietce. Dr. Krzyż powiedział mi, co mam stworzyć, potem sam nucił mi melodię, którą chciał, ażebym uzyskał. W wyniku czego powstała jedna sekwencja z melodią i basem, oraz kilka sekwencji z perkusją i basem i jedna bez basu. Potem przystąpiliśmy do podłączania całego sprzętu do mixera, w tym samym miejscu, gdzie dzień wcześniej popisy dawał dj młotek. Trochę mieliśmy problemów z podłączeniem sprzętu, jeden z organizatorów pożyczył nam monitor. Dr. Krzyż podłączył swoją komodę z Black Boxem oraz ze specjalnym urządzeniem do zniekształcania dźwięku. Trochę tłoczno się wokół nas zrobiło, gdyż każdy chciał wtrącić swoje 3 grosze. Kiedy wreszcie się wyludniło, przystąpiliśmy do prób. Towarzyszył nam trzeci gościu zgarnięty przypadkiem (Comankh), który zajmował się kręceniem gałek w mikserze. Próba wyszła wyśmienicie, nie było żadnych problemów.
Kiedy na głównej scenie skończyły się bodajże demka z PC, Silentriot ogłosił koncert Krzyż:Kross. Do naszej trójki niespodziewanie wkręcił się Spider, który stał przy mixerze i coś tam brzęczał niepotrzebnie do mikrofonu (zresztą i tak nie było go słychać). Rozpoczęliśmy koncert. Partyzantów zebrało się sporo, tak na oko kilkadziesiąt osób! Z początku nieśmiało, potem już ochoczo zaczęli skakać i bawić się przy naszej muzyce. Ja stojąc przy komodzie i odtwarzając swoje sekwencje muzyczne i mixując je w realtime, nie czułem żadnej tremy. Nie widziałem też publiczności. Często spoglądałem w stronę Dr. Krzyża, gdyż musiałem wiedzieć, w którym momencie puszczać melodię. Dr. Krzyż grał live na Black Boxie i śpiewał mroczne texty. Trzeci gość kręcił gałkami, jednak wychodziło mu to gorzej, aniżeli na próbie. Po pierwszym kawałku nadszedł czas na przyśpieszenie. Zapodałem swój kawałek z szybką perkusją i ludzie od razu rzucili się do tańca! Krzyż śpiewał i grał, niestety, po pewnym czasie gość przy mixerze zaczął dawać plamę, źle kręcił gałkami, w wyniku czego nagle poczułem swąd spalenizny i było już po koncercie. Spaliły się basy w kolumnach, bodajże 400 Watowych… Dr.Krzyż nie był z tego powodu zachwycony.
Koncert Krzyż:Kross ze współudziałem Murdocka
Wokalne tło było dziełem Komancza i Spidera
Po chwili sala opustoszała… Pozostali nieliczni, w tym jeden z Norwegów paradujący w długiej spódnicy, który rozmawiając z Krzyżem przyznał się, iż bardzo mu się podobał nasz występ i nawet dał mu kilka płyt w podziękowaniu za dobrą muzykę. Przy okazji przekonałem się, że w grupie zawsze postrzegany jest tylko lider, niewiele osób wiedziało, co było moją zasługą i tylko nieliczni, jak chociażby Grogon lub V0yager, docenili moją pracę. Złożyliśmy sprzęt i potem wędrowaliśmy z puszką zbierając datki za koncert. Większość ludzi znajdowała się na party place, a my udaliśmy się do specjalnego pomieszczenia dla tzw. „lepszych”, gdzie spał nagi 18’letni pijany Norweg z rozwaloną nogą (notabene potem go wystawiono na zewnątrz!). Siedzieliśmy sobie i żartowaliśmy z czego popadło, kiedy dostarczono do owego pokoju kolejnego poszkodowanego pijanego młodego partyzanta, z rozwaloną ręką bodajże. Po pewnym czasie wyszliśmy stamtąd, a ja zahaczyłem jednego z organizatorów z pytaniem, czy ta komoda, która leży u nich w kartonie jest im potrzebna. Wrócił po chwili ze stwierdzeniem, że może mi ją dać. Był dla mnie bardzo sympatyczny, od razu się zakumplowaliśmy, szkoda tylko że nie zapamiętałem jego xywki. Pochwaliłem się wierze, która jak zwykle tkwiła sztywno w jednym miejscu, swoją zdobyczą w postaci komody Silentriota. Załapałem się jeszcze na demka Amigowskie, rozmawiając przed nimi ze Slayer’em/Appendix (Amiga) na temat zespołu The Cure. Slayer zaprezentował zamiast dema po prostu Slideshow, wygląda na to, że w dzisiejszych czasach na demo compo można wystawić wszystko :). Miałem okazję chwilkę pogadać z gościem z Czech, który spadał już do domu, zresztą na party place było sporo osób zza granicy, m.in. Norwedzy, Szwedzi i Niemcy. Jeden Niemiec m.in. rozprowadzał (notabene nielegalnie) warezy z różnych platform.
Było już dawno po północy, kiedy zebrani wreszcie doczekali się Wild Compo! Zaprezentowano bodajże 17 filmików, kilka z nich reklamowało nadchodzące Summer Libation Camp, najciekawsza była produkcja filmowa „Nas Nie Przepijat” z zeszłego Symphony (w tym roku było spokojniej :). Prawie wszystkie filmiki obejrzałem ze stanowiska komputerowego w towarzystwie jednego z organizatorów – V0yagera. Z ostatnim filmikiem organizatorzy mieli problemy. Praca słynnego Norwega Bronx’a dopiero uruchomiła się prawidłowo z jego osobistego laptopa. Pracę tę obejrzałem z maxymalnym obrzydzeniem. W sumie praca ta była nastawiona na pokazywanie pijanego człowieka, który non stop rzyga…Bleee.
Była już około 4. w nocy, kiedy zdecydowałem się na drzemkę. Pospałem może ze 2 godziny. Blemish niestety trochę zmoknął dzięki dziurze w dachu. Rano trochę pokazałem Cobrze sztuczkę z Basic’iem, potem porozmawiałem sobie chwilę z Seleną i poszedłem wysłuchać wyników compo, będąc przez pewien czas przy wręczaniu nagród. Po tym wydarzeniu ludzie rozpoczęli ewakuację do domów. Ja jeszcze pogadałem chwilę z Levi’m, któremu to nawet nagrałem się na aparat cyfrowy… Ach ta dzisiejsza technika… Spider swoim inteligenckim wysiłkiem zdecydował się na spożycie jedzenia na mieście wraz z Gandalem i GDR-em, przez co zostawili nas ze swoimi bagażami. Cobra z Wilsonem ulotnili się a ja, Kyno i Blemish, pozostaliśmy z zapasem bagażów.
Murdock i Cobra prezentują z dumą Commodore 64 – podarunek od Silentriota!
O 12’tej zamykano party place. Inteligentni ochroniarze popędzali kogo się dało i zbudzili jednego ze śpiących Norwegów. Nasza trójka wraz z Gałym i jego paczką zebraliśmy się na dole, by zrobić sobie ostatnie pamiątkowe zdjęcie. Mars poprosił jednego, z tępych ochroniarzy o tzw. „wykonanie odbitki na taśmie światłoczułej”. Muskularz zabłysnął inteligencją i odpowiedział „nie”, co spotkało się z naszym śmiechem. Zahaczyliśmy jednego z Norwegów, który na pierwszy strzał nas nie zrozumiał, ale kiedy usłyszał angielski, od razu chwycił za aparat i wykonał nam fotkę. Wkrótce pożegnaliśmy się i pozostałem sam z Kyno i Blemishem tuż przy wejściu na party place, stojąc w ultrafioletowym świetle ujawniającym masę białych kropek na ubraniu. Czekając tak na Spidera niestety zmuszeni byliśmy wyjść na zewnątrz, gdyż ochroniarz po prostu nas wygonił. Udaliśmy się w kierunku dworca, gdzie po drodze na szczęście spotkaliśmy trójkę nieodpowiedzialnych żarłoków. Potem już tylko zakupiliśmy bilety i wróciliśmy do domu…
Symphony 2003 – Galeria zdjęć autorstwa Cobry:
Symphony 2003 – Pozostałe zdjęcia:
W sumie rok temu Symphony było o wiele ciekawsze pod tym względem, że trwało dłużej i znajdowało się w innym miejscu, mniej cywilizowanym. Jednak ja bawiłem się świetnie i w sumie niewiele było rzeczy, na które mógłbym narzekać. Generalnie na ochroniarzy oraz na to, że kompoty na komodę się nie odbyły. Zawiedli też Commodorowcy, których przybyło niewiele. Nawet Jackobe, który deklarował się, że się zjawi na tym party i który sam mnie do przyjazdu zachęcał, olał sprawę. Ale co tam, zabawa była przednia, ja w każdym bądź razie nie jadę na party, ażeby siedzieć tylko przy komodzie. Spider też wg mnie przesadził, tylko w taki sposób potrafi zdobywać znajomych częstując ich tanim winem?… No ale to nie jest moja sprawa, party było ok, zobaczymy, jak będzie za rok :). Pozdrowienia dla wszystkich scenowiczów, których spotkałem na tym party! Sorry za bugi w texcie :).
Pamiątkowy button i ident z Symphony 2003
Screenshoot z Newspapera #9 – pierwsza publikacja raportu z Symphony 2003
Murdock of Tropyx/Draco
Symphony 2003 było dla mnie niesamowitym przeżyciem. Przede wszystkim ze względu na fakt, że uczestniczyła w tym party tak duża liczba osób, przed którą mogłem wystąpić wspólnie z Krzyż:Krossem.
Raport napisałem 10 sierpnia 2003 r. i ukazał się on 21 grudnia 2003 r. w magazynie dyskowym Newspaper #9/Exon w dziale Scena. Oryginalną treść poddałem minimalnej korekcie interpunkcyjnej i dołączyłem do niej wybrane zdjęcia autorstwa Cobry (część z nich nie ujrzała nigdy światła dziennego!), Gorzygi, Ivana, Madbarta i Pyta, zdjęcie buttona i identa oraz screenshoot z Newspapera #9.
Tutaj przeczytacie także raport z Symphony 2003 autorstwa Cobry.