Dzisiaj otrzymałem jedną z tych wiadomości, które przyjmuję z niemałym rozczarowaniem i smutkiem. Po raz drugi Jackobe oświadczył, iż magazyn Inverse znika z naszej „sceny” Commodorowskiej. Żadne wydarzenie, ani żadna osoba, nie będzie potrafiła już zmotywować głównego redaktora do dalszej pracy nad tym wieloletnim projektem. Numer jedenasty jest za razem ostatnim numerem tego magazynu, który macie możliwość obecnie czytać. Nie zadawajcie głupich pytań, „Dlaczego?”. Zapytajcie lepiej „Dlaczego nie?”. Wydawanie magazynu dla garstki ludzi jest przedsięwzięciem praktycznie nieopłacalnym. Brak konkurencji. a przede wszystkim brak dobrych tekściarzy to powód, dlaczego w dzisiejszych czasach krajowych disk magów jest jak na lekarstwo.
Pamiętam swoje pierwsze spotkanie z tym magazynem. Dowiedziałem się, iż po wydaniu numeru szóstego Jackobe planuje zaprzestania jego wydawania. Był to rok 1999. Postanowiłem wtedy mu pomóc w edycji i w ten oto sposób w kolejnych dwóch numerach znalazło się szereg moich artykułów. Po numerze ósmym Inverse zniknął z mapy sceny. Wskrzeszenie go z intencji Bzyka nastąpiło w zeszłym roku, dalej były kolejne 2 numery, które nic nie zmieniły. W zasadzie taka syzyfowa praca. Wydawanie maga w wersji on-line nie było również dobrym pomysłem, chociażby dlatego, iż na głównej stronie emu64 link do strony Inverse’a znajdował się tylko w okresie jego nowego wydania. Przeciętna osoba wchodząca po jakimś czasie na tą stronę, miała serwowane kolejne „jusy” w systemie blogowym i nie znając strony Inverse’a (emu64.pl/inverse) albo szukała linka po najciemniejszych zakątkach strony, albo po prostu kapitulowała. Liczba czytelników poprzez udostępnienie wersji on-line na pewno się zwiększyła, jednak nie do tego stopnia, by zaowocować chętnymi do napisania czegokolwiek. Niektórzy winią Jackobe’a za publikowanie tekstów przepisanych z Amigowskiego maga Excess. Co jest lepsze? To, czy dostanie do ręki maga z 10 textami? Od dłuższego już czasu ludzie popadli w rutynę. Siedzą na necie czekając, co nowego pozostałość sceny C64 ma im do zaprezentowania. Nowy warez w postaci pakietów lata sobie po sieci, potem znajduje swoje miejsce w jakimś archiwum (np. CD), by zanim pokryć się kurzem, zostać raz odpalonym na emulatorze. Przy takim stanie rzeczy można kiedyś stracić cierpliwość. Kto by chciał wydawać w takiej sytuacji maga? Chyba tylko desperat lub człowiek, który nie ma nic innego do roboty. Dla wszystkich, którzy na prawdę lubili lekturę Inverse’a, polecam przeczytanie tych starszych numerów, a dla tych, którym zabraknie tego periodyku, polecam próbę stworzenia podobnego projektu dla przekonania się, iż nie jest to takie proste. Już nie będziecie czytali moich dziwnych textów, chyba że nadal pozostaniecie przy swoich magicznych emulatorach i zajrzycie od czasu do czasu do nielicznej już konkurencji na polskiej scenie disk magów. To nie jest scena, to jest komedia…
Murdock
Jest to krótki i refleksyjny artykuł, zawierający moją reakcję na wieść o zaprzestaniu wydawania dyskowego magazynu Inverse. Byłem tym faktem oczywiście mocno rozczarowany, dlatego też scenę C64 nazwałem wówczas komedią.
Tekst napisałem 18 września 2002 r. i ukazał się on 13 marca 2003 r. w magazynie dyskowym Inverse #11/Oxygen64 w dziale Scena. Oryginalną treść poddałem niewielkiej korekcie interpunkcyjnej.