Pewnego zimowego dnia Franek wybrał się do miasta. Mieszkał na wsi oddalonej od porządnej cywilizacji aż o… 3 km, więc postanowił tym razem pójść na piechotę. Zawsze wsiadał na swój traktor i zasuwał polną drogą, aż wszyscy ludzie się dziwili, jak on może tak szybko jechać. Tym razem Franek miał zamiar pochodzić po sklepach, gdyż miał trochę kasy i chciał się jej pożytecznie pozbyć. Idzie, idzie, idzie… I nagle spostrzegł, że nie ma butów, a na nogach ma… kapcie! Z niedowierzaniem zaczął przecierać oczy i wreszcie zrezygnowany wrócił się do swojej chaty.
Następnie znowu zmierzając do miasta (tym razem już w firmowych kaloszach) spotkał swojego kumpla:
– Siemasz Romek!
– A, cześć! Dokąd zasuwasz?
– Do miasta.
– A po co?
– Połazić po sklepach.
– A to ciekawe. A czy wiesz, co ta moja żona ostatnio zrobiła?
– No gadaj.
– Ano założyła się z dwoma koleżankami, że przepłyną tę rzekę u nas. I wiesz co? Tamte dwie się utopiły, a moja żona nie.
– Dlaczego?
– Nie domyślasz się?
– Pewnie nie wskoczyła do wody?
– Eee, głupi jesteś! U nas tylko ona umiała dobrze pływać, ale to i tak nieważne. Miała dużego farta. W pewnym miejscu robi się taki wir, że wciąga ludzi. Te dwie wskoczyły od razu i za chwilę wpadły do tego wira, a moja żona tak „szczęśliwie” skoczyła, że trafiła na płynącą po rzece belkę.
– No i co z tego?
– Ano nic. Tylko tyle, że przeżyła. I tak 4 żebra złamane i jedno pęknięte…
– A co ty na to?
– Ja jej od razu: „Czemu nie wzięłaś tej belki, byłoby czym palić!”. No wiesz, taka zima się zrobiła, że w nocy temperatura schodzi poniżej -10 C!
– To skoro tak zimno, to dlaczego rzeka nie zamarzła?
– Ech, idź ty! Przecież koło nas jest oczyszczalnia ścieków i to, co nie oczyszczą, to wpuszczają do rzeki, a wiadomo, że jest to wtedy gorące.
– Mówisz o gównie?
– Nie tylko. Ale nieważne. Dobrze, że się nie poparzyła ani nie upiła tej wody.
– A ty właściwie skąd wracasz?
– A byłem w mieście kupić lekarstwa.
– No dobra, to ja już lecę. Na razie!
– No, cześć!
I poszli. Oczywiście każdy w inną stronę. Franek do miasta a Romek do swojej żony, która podobno ostatnio zabarwiła włosy…
– Nareszcie! – rzekł Franek, gdy ujrzał pierwsze bloki. Od razu skierował się do EMPIK’u, gdzie zamierzał sobie kupić jakąś płytę. Wszedł i zaczął szperać po regałach. Wreszcie znalazł upragnioną płytę i spojrzał na cenę:79 zł!
– Ojeju. Ja przecież mam tylko 60 zł! I co ja teraz poradzę?
Wpadł na pomysł, aby skombinować skądś nalepkę z inną ceną. Zaczął szperać, ale prawie wszystkie płyty były w tej samej cenie. Nagle wpadła mu jedna płyta z przeceny. Patrzy:55 zł.
– Ok! No to idziemy do kasy. Jednak nie przewidział jednej rzeczy. Babka przy kasie wzięła czytnik kodu paskowego i… zaczęła dziwnie patrzeć na wyświetlacz. Na płycie było 55 zł a na wyświetlaczu 79. Zaczęła pukać, stukać i co najbardziej było w tym dziwnego, że nagle czytnik wskazał… 83 zł. Kobieta już prawie oszalała i o krańcach sił zadzwoniła po ochronę. Franek pomyślał: „Chyba się stąd zmyję.” i szybko czmychnął do wyjścia. Na ulicy stanął, i zaczął myśleć. Wtem słyszy jakieś dziwne texty:
– Hey taxi! Pad 3 please!
– Tu jest k… Polska a nie Anglia!
– ???
– I co się tak gapisz? Wsiadasz czy nie?
I anglik wsiadł i taksówka odjechała. Franek po długim myśleniu postanowił udać się do drugiego EMPIKU, gdyż chciał w końcu kupić sobie tę płytę. Wlazł do środka i szuka…
– Jest!
Jednak cena była aż o … 1 zł niższa.
– Kurcze, co by tu zrobić? Po chwili wpadł na genialny pomysł. Przecież można odkleić tzw. pluskwę i wyjść niepostrzeżony z płytą na zewnątrz. I tak też zrobił. W celu odklejenia pluskwy użył swoich długich paznokci hodowanych przez miesiąc. Wyrzucił pluskwę, schował płytę i udał się ku wyjściu. Ochroniarz znudzony, już prawie zasypiał na krześle, gdy nagle: Biiip, Biiip, Biip!!!!
– Halo! Stać! – krzyknął ochroniarz!
– Co jest? To chyba jakieś nieporozumienie?
– Muszę pana zrewidować… O, a co to? Płyta? Nieładnie. Proszę tu usiąść, za chwilę powiadomię Policję.
Franek usiadł, założył nogę na nogę i… zobaczył na podeszwie przyklejoną pluskwę.
– Choroba! Chyba musiała mi się przykleić, gdy ją wyrzucałem… Teraz będzie po mnie. Chociaż…
Strażnik na chwilę się odwrócił, a Franek czmychnął przez wyjście. Po chwili, upewniwszy się, że nikt go już nie ściga, usiadł na ławce i zaczął się zamartwiać. Nagle zauważył swojego kumpla.
– Hej, Tadek! Choć tutaj!
– A, cześć! Kopę lat!
– Ano. Gdzie byłeś?
– A w EMPIKU. Jakiś palant poprzekręcał ceny na płytach i musiałem lecieć z reklamacją, bo zamiast 55 zł zapłaciłem chyba z 80!
– A to pech.
– A ty co?
– A ja też byłem w EMPIKU, ale nic nie kupiłem. Teraz będę szedł na chatę, może wyczyszczę swój traktor?
– No to cześć, ja już nie mam czasu. Muszę lecieć!
– To na razie! Franek wolnym krokiem udał się w kierunku domu. Kiedy doszedł do drzwi, ujrzał na śniegu mokre plamy. Zdziwiony zapukał do drzwi, a tu jego żona otwiera… cała mokra i brudna z kału…
– Co żeś ty zrobiła?
– A… Założyłam się…
– Ja cię chyba zabiję! I co z tego masz?
– …Przynajmniej… wygrałam… zakład…
THE END
Opowiadanie wymyślił i napisał: H.M.MURDOCK/TROPYX/OXYGEN 64
Pechowy Franek otwierał cykl opowiadań o perypetiach Franka – największego pechowca, jakiego tylko można było sobie wyobrazić. Tekst jest niezwykle amatorski, o czym świadczą chociażby dialogi, w których brakuje zaznaczenia, kto w danej chwili wypowiada swoje słowa. W Pechowym Franku odnaleźć można m.in. inspirację grą komputerową Space Taxi, w którą wówczas intensywnie grałem.
Opowiadanie napisałem na przełomie 1999/2000 r. (przy użyciu Commodore 64 oraz edytora tekstowego do magazynu dyskowego Inverse) i ukazało się ono w marcu 2000 r. w magazynie Inverse #7/Oxygen64 w dziale Literatura. Tekst przed umieszczeniem na stronie River’s Edge został poddany obróbce technicznej z uwzględnieniem poprawek interpunkcyjnych.