Wiele mniejszych miast może poszczycić się organizacją wyjątkowych, często kilkudniowych imprez pełnych atrakcji i niezapomnianych występów artystów muzycznych. Przykładem takiego wydarzenia są Dni Głogowa. To cykliczna impreza, na której od kilku lat goszczą wybitne gwiazdy światowej sławy. W 2017 r. zaproszono Sandrę, a w poprzednich latach Alphaville i Bad Boys Blue. Dla byłej żony Michaela Cretu był to bodajże pierwszy w jej karierze niebiletowany plenerowy koncert w Polsce. Występ zaplanowano na 3 czerwca, a tuż przed Sandrą mieli zagrać zespół Red Lips i Andrzej Piaseczny.
Decyzja o wyjeździe do Głogowa zapadła spontanicznie. Wraz z moim dobrym znajomym o pseudonimie hrw przemierzyliśmy stosunkowo szybko większość trasy wiodącej ze Szczecina. Dopiero przy wjeździe do siedziby powiatu głogowskiego natknęliśmy się na spory korek. To były tłumy ludzi jadące do Głogowa na rynek Starego Miasta. I to nie Piasek był magnesem przyciągającym publiczność, ale legendarna Sandra – jedna z królewien synth popu lat 80. XX wieku. Choć jej gwiazda nieco przygasła w ostatniej dekadzie, to jednak nadal wokalistka cieszy się niebywałą popularnością.
Ciężko było zatem stanąć blisko sceny. Ale nie przeszkodziło to w delektowaniu się dobrą muzyką. Tutaj warto przypomnieć, iż Sandra od wielu lat na swoich występach prezentuje nowe aranżacje swoich największych przebojów. Po części jest to spowodowane problemami z jej głosem. Pewną kwestię odgrywać też mogą prawa autorskie do oryginalnych wersji. Trochę szkoda, bo wiele utworów po ich „unowocześnieniu” straciło na swojej pierwotnej mocy.
Publiczności jednak to absolutnie nie przeszkadzało. Choć muszę przyznać, iż nie zawsze reagowała żywiołowo na to, co się działo na scenie. Największy hałas pojawiał się tylko przy najbardziej rozpoznawalnych przebojach. To właśnie otwierająca koncert „Maria Magdalena” sprawiła sporą euforię wśród tysięcy ludzi stojących na głogowskim Starym Rynku. Sandra wkroczyła na scenę w towarzystwie dwóch par tancerzy, a wśród tłumu stojącego pod sceną w górę powędrowały smartfony i dłonie. Na dużym ekranie wyświetlano różnorodne animacje i kadry ze starych teledysków. Brakowało jedynie zespołu, który często towarzyszył gwieździe w zagranicznych występach.
Sam koncert nie był powalający, szczególnie dla kogoś, kto Sandrę podziwiał na żywo nie po raz pierwszy. Żadnych nowych piosenek, wciąż te same medleye zagęszczające liczbę utworów w setliście. A ta była wyjątkowo uboga. Sam koncert zakończył się zaledwie po czterdziestu minutach! Czyżby na tyle czasu opiewał kontrakt z gwiazdą wieczoru? Jeśli dobrze policzyłem, to w całości, bądź we fragmentach, Sandra zaprezentowała 13 utworów.
To, co najbardziej było dostrzegalne, to niezwykle wyraźnie wyeksponowana linia wokalna poszczególnych utworów. Żadnego zbędnego przesteru. Co prawda był to playback, aczkolwiek odnosiłem wrażenie, iż Sandra chwilami próbuje dodawać coś od siebie. Z pewnością jej sporadyczne okrzyki świadczyły, że na scenie poruszała się z włączonym mikrofonem. Nadal mocnym punktem jej koncertów jest rockowa aranżacja „Stop For A Minute”. Natomiast smętne wersje „Hiroshimy” i „Johnny Wanna Live” kompletnie nie przemawiają do mojego gustu. Ogólnie byłem rozczarowany, ale miałem do tego prawo. W końcu nie dane mi było wcześniej uczestniczyć w tak krótkim występie jednej z moich idolek. Oby kolejna okazja była bardziej udana.
Zbyt daleka odległość od sceny uniemożliwiała wykonanie lepszych zdjęć, ale zapraszam do zapoznania się z materiałem audiowizualnym, który odzwierciedla atmosferę panującą podczas wydarzenia.
Paweł Ruczko
Szczecin, 14.11.2017 r.
Sandra – Maria Magdalena
Sandra – Secret Land+Everlasting Love
Sandra – Heaven Can Wait
Sandra – Hiroshima
Sandra – Stop For A Minute + Little Girl
Sandra – Johnny Wanna Live