Druga edycja multiplatformowego party pod nazwą Symphony odbyła się tym razem w Ośrodku Leśnym w Tucznie, a nie jak rok temu w Trzciance. Mając w pamięci przeciętny poziom pierwszego party, na jakim byłem, czyli Satellite 2000 w Szczecinie, jechałem ze skromną nadzieją, iż może tym razem mój pobyt na partyplace będzie można uznać za udany.
Podróż swoją rozpocząłem wraz ze Spiderem oraz kumplem Amigowcem Olejem, samochodem w kierunku dworca PKP Szczecin-Dąbie. Potem dołączył do nas jeden Amigowiec, dokładnie GDR!, no i we czwórkę wbiliśmy się do pociągu. Zasiedliśmy w jednym z przedziałów, w którym znajdowały się już 3 osoby, co bynajmniej wcale nie przeszkadzało nam swobodnie konwersować i żartować. Po pewnym czasie oswobodzenia się z otoczeniem Spider postanowił rozpocząć swój maraton z alkoholem i wydobył ukrytą skrzętnie w jednym z jego kilku pokaźnych plecaków malutką buteleczkę z wódką. Obaj z Olejem skonsumowali to krzywiąc się lekko przy tym, jednocześnie częstując GDR-a. Gdyby nie GDR, zamiast w Trzciance wysiedlibyśmy w Pile (niedoinformowanie Spidera), na szczęście nasza podróż zakończyła się szczęśliwie i gdy opuściliśmy wagon okazało się, że razem z nami jechali również inni partyzanci.
Partyzanci na stacji w Trzciance
Gdy pociąg odjechał, naszym oczom ukazała się spora grupa osób z plecakami, czekająca na party-busa. Ja poznałem się z Dakotą, potem witałem się z innymi. Wyróżniająca się postać – Deadman w swojej jedynej i niepowtarzalnej koszulce z logiem taniego wina, wyszedł nam na spotkanie przeskakując wysoki płot, następnie w drodze powrotnej czołgając się pod nim. Kiedy przybył kolejny pociąg, wysiedli kolejni partyzanci, wśród których pojawił się Biolog, trzymając w ręku starego peceta w obudowie. Wystarczyło jedno hasło, by po chwili banda krwiożerczych partyzantów rozwaliła niczemu winnego peceta. Efektem tego była interwencja jakiejś babki z okienka, która nawet odważyła się wezwać policjanta, który to po przybyciu na stację odważył się jedynie upominać co poniektórych, że picie alkoholu w miejscu publicznym jest zabronione. W międzyczasie Spider wraz z Olejem, Dakotą i jeszcze kimś wybrali się do sklepu kupić alkohol, a ja konwersowałem z niektórymi partyzantami. Najpierw z Willym, potem z Biologiem, następnie do rozmowy przyłączył się sam Deadman, oczywiście każda rozmowa dotyczyła wspólnych upodobań muzycznych. Deadman opowiadał nam o pewnym zespole, który gra bardzo dziwną muzykę, potem licytowaliśmy się na ulubione zespoły i kiedy padło hasło z mojej strony „Running Wild”, od razu Deadman zaczął śpiewać „The Rivarly!!!”, a ja oczywiście dołączyłem się do niego. Oprócz tej piosenki zaśpiewaliśmy sobie również „Under Jolly Roger”.
Spotkanie na dworcu w Trzciance: Biolog, Deadman, Willy i Murdock
Po chwili wszyscy postanowili wyjść przed stację kolejową, a ja zostałem sam jak kołek z nie moimi tobołami i czekałem, kiedy łaskawie Spider z resztą się pojawią. Potem czekaliśmy na party-busa. Fartownie wbiliśmy się wszyscy, dla nielicznych zabrakło miejsc siedzących. W ogromnym hałasie oraz decybelach wydawanych przez większą część rozśpiewanych partyzantów, wymieniałem poglądy z Biologiem na temat jednej z najlepszych kapel Heavy Metalowych – Iron Maiden. W międzyczasie partyzanci pokazywali swoje zdolności akustyczne, prezentując coraz to dziwniejsze piosenki. Oczywiście nie obyło się bez excesów. Najbardziej przeżył to chyba sam kierowca autokaru, zmuszony wysłuchiwać ryków i bluzgów, również pod jego adresem. Jeden z partyzantów (Count), mocno pijany, zapragnął bardzo się odlać i zataczał się po autokarze z rękami w spodniach. Doczekał się :). Po dotarciu na miejsce okazało się, że wewnątrz party-busa pozostał chaos. Ponoć nawet ktoś zrobił dziurę w dachu, ale tego niestety nie widziałem. Najzabawniejszy był text „Ostatni gasi kierowcę!”, jednak kiedy driver oświadczył, że w drogę powrotną nie będzie miał zamiaru nas odwozić, co poniektórzy stracili ochotę do śmiechu. Kilka minut drogi piechotą, oczywiście Spider zechciał, żebym mu jeden tobół poniósł, za co nawet nie podziękował.
Doszliśmy do Ośrodka. Poczułem się, jakbym przyjechał na kolonię. Wokoło same domki, jezioro, wczasowicze… Nawet padło podejrzenie, że to złe miejsce na party place, gdyż jest za cicho :). Pokazano nam party place-duże pomieszczenie-stołówkę w której dopiero po naszym przybyciu zaczęto wynosić stoły. Spider rozłożył swoją komodę, a ja kręciłem się bez celu, badając wizualnie otoczenie. Trochę czasu minęło, zanim zaczęto cokolwiek emitować na bigscreenie, w końcu dopiero była 11. godzina i prawdziwe party miało zacząć się w piątek. Szwędałem się od czasu do czasu i w pewnym momencie natknąłem się na Gałego/Tropyx. Trochę czasu spędziliśmy na rozmowie. Potem siedzieliśmy przy komodzie i puszczaliśmy nielicznym „Multimediom” jakieś demka, kiedy nagle podszedł do nas nieznajomy i zapytał się – wszyscy jesteście z komody? Odezwałem się – nie, tylko nas dwóch. Spojrzałem na niego – FENEK/ARISE! Kopę lat! No, zaledwie półtora roku :). Od razu zaczęliśmy rozmawiać, gdyż przez ten okres nazbierało się wiele rzeczy do powiedzenia. W sumie z Fenkiem najwięcej rozmawiałem na party i był to naprawdę niestracony czas, bardzo pożyteczny, nie były to puste gatki, co u ciebie i tak dalej, tylko normalne rozmowy, głównie o kodowaniu. Dowiedziałem się, że na party place jest dwóch Niemców, zagadałem do jednego z nich (Topy44), okazało się że pochodzi że Szwajcarii. Był uzbrojony w cyfrowy aparat fotograficzny z kamerą oraz nieodłączną maskotkę-krowę. Potem, kiedy byliśmy na pomoście, rozmawiałem z nim na temat kapeli Welle: Erdball. Jak się okazuje, wszyscy co mieszkają w Niemczech, znają tę kapelę w przeciwieństwie do nas Polaków…
Czas leciał sobie powoli, co jakiś czas albo rozmawiałem z kimś, albo przechadzałem się po okolicy. Dowiedziałem się, że na party jest V0yager, człowiek który pisał arty do C&A! I że ma ze sobą komodę i chce zaka wystawić. Partyzanci podzielili się na kilka grup, jedni przesiadywali przed party-place, inni szwędali się, inni stali na pomoście, nieliczni siedzieli w środku. Ja ze Spiderem i Olejem pomogliśmy GDR-owi wynająć domek, podając nasze adresy, za co również nikt nam nie podziękował. Informer śpiąc na pomoście przekręcił się na bok i wpadł do wody. Przyszedł cały mokry, a potem suszył sobie dokumenty i komórkę :). Kilku maniaków puszczało przeróżne rzeczy na bigscreena. Dowiedziałem się w tajemnicy od organizatora, że planował na ostatnią noc zaprosić striptizerkę, jednak zapewne z powodu braku funduszy do tego wydarzenia nie doszło. Warto wspomnieć coś o projektorze, który był wielki jak ruski czołg, za to nagłośnienie porządne. Jedyne, na co można było narzekać to na to, że mało puszczano porządnej muzyki. Bo przesadą jest już puszczanie na party Fasolek, czy Natalii Kukulskiej, jak miała kilka lat i nagrywała piosenki dla dzieci! No, ale jak kto woli… Za to raz puszczono łaskawie najpiękniejszą piosenkę, jaką do tej pory nagrał zespół System Of A Down o nazwie „Aerials”.
Fenek zapragnął rozłożyć swoją komodę i użyczono mu łaskawie monitora. Siedział potem i szlifował swój nowy efekt do dema. Wieczorem udało nam się namówić organizatorów, żeby puścić kilka demek na komodę. Po długich wojach z okablowaniem finalnie udało nam się odpalić kilka hiciorów. Oczywiście poleciały takie demka, jak Pijak Potrafi, Deep Blue, bo za sterem siedział nie kto inny, jak member Arise’ów. Kilku zapaleńców wyskoczyło przed bigscreen i zaczęło skakać w rytm zaków Wacka, a ja bez żadnych skrupułów dołączyłem do nich i co tu dużo mówić, był to mój pierwszy raz na parkiecie od pięciu lat! Przypomniałem sobie stare czasy, kiedy wymiatałem przy hitach zespołu The Prodigy… Organizator – Silentriot stwierdził, że teraz dla niego zaczęło się prawdziwe party i że gdyby nie Fenek, to sam nie wiedziałby, co zrobić. Znowu trochę pogadałem z Fenkiem, a potem również poznałem V0yagera z którym przedyskutowałem sporo czasu.
I tak minął pierwszy dzień. W nocy przespałem tylko ze 4 godziny, nie dało się w takim hałasie spać, na dodatek było wyjątkowo zimno. Drugi dzień rozpocząłem od wędrówki do sklepu po żarcie z jednym, dopiero co poznanym Amigowcem (Maverick?). Oczywiście w drodze dyskutowaliśmy o muzyce, między innymi o fenomenie zespołu Death. Naturalnie dyskutowało się z Fenkiem, trochę z Gałym. Fenek rozśmieszał mnie swoim piciem piwa. Najpierw krzywił się na tanie i ohydne piwo z Biedronki, by co chwilę latać po kolejną puszkę. W momencie, kiedy jego zapas się wyczerpał, postanowił kupować piwo z kija, które zapewne niczym się nie różniło od poprzedniego, gdyż i przy nim Fenek krzywił twarz, ale pił z uporem. Za to należy pochwalić go za kulturę picia. Fenek nie lubi, jak ktoś pozostawia po sobie burdel i nawet upominał Spidera, który wyrzucił za siebie puszkę po piwie.
Spytałem się Spidera, jak było wczoraj. Odpowiedział, że nie pamięta. Z opowiadań wiedziałem, że zaliczył zgon. Śmiać mi się z niego chciało wtedy, gdyż pamiętam, jak dzień wcześniej, trzymając piwo w ręku mówił mi, że jest trzeźwy i chce się specjalnie upić. No to udało mu się. Ponoć ciekawe odgłosy wydawał podczas zwracania :). No, nie dane mi było uczestniczyć w żadnej z takich sytuacji, gdyż po prostu nie odczuwałem potrzeby szwędania się z pijanymi partyzantami. Przez co może ominęła mnie część humorystycznych sytuacji, ale wszystkiego nie można przecież mieć. No i w sumie ten drugi dzień nie wniósł nic interesującego, poza kilkoma wyjątkami. Udało mi się porozmawiać z drugim Niemcem, którego już w pierwszy dzień zachęcono do picia, nauczono polskich bluzgów, co dla mnie wyglądało bardzo komicznie. Zwłaszcza, kiedy ów Niemiec łączył przekleństwa, wołając Informera :). Spytałem się go, czy zna zespół Welle: Erdball no i oczywiście, jak on mógłby tego zespołu nie znać! Paradował w koszulce z Mekki 2000 i wspominał, że wtedy występowali live. Na party pojawiła się kamera. Jedna z dwóch, jakie widziałem w użyciu. Oczywiście jeden świrus o xywie Cycu zaczął pokazywać swoją dupę, następnie Deadman w duecie z Cycem, co skończyło się interwencją załamanego organizatora – Silentriota, który stwierdził, że babka od tego ośrodka grozi, że zaraz zamknie lokal, wezwie policję i będzie koniec party. Wtedy też postanowiono, że wypady z chlańskiem będą odbywały się poza terenem ośrodka. Wtedy również miała miejsce niezapomniana wizyta bandy wraz z Deadmanem z obudową monitora na głowie w miejscowym sklepiku oraz zakup taniego wina w sześciopaku! Wcześniej, kiedy Deadman pojawił się w monitorze na party place, wszyscy zgodnie chórem okrzyknęli go kolejnym Star-Warsem. Deadman, niczym wzruszony, przechadzał się od czasu do czasu, krzycząc swoje „Sisters Of Mercy!”. Party jednak nie zostało przerwane.
Deadman jako Lord Vader z obudową monitora od Atari na głowie. 🙂
Wieczorem znowu udało nam się puszczać demka, tym razem już bez tańczenia, ale za to Amigowcy chwalili bardzo muzykę z SID-a. Oczywiście na pierwszy ogień poleciało Deus Ex Machina, ale jak tu się zachwycać nad jakością dema wyświetlanego na projektorze, który nie wyświetlał interlace? Ponieważ Fenek był zajęty pilnowaniem grilla, funkcję puszczacza demek powierzył mi, co przyjąłem z radością. Puściłem kilka demek, w tym Movie World, jednak niestety ktoś tam postanowił wyłączyć projektor, bo się nagrzał. Nawet załatwiono drugi projektor specjalnie dla demek z komody, jednak nie wiem, czy z niego potem skorzystano. Był bardzo mały, za to obraz wyświetlany na nim był bardziej przejrzysty. Przyszedł Silentriot i postanowił robić porządek z warezem, jaki dostał na compo. Towarzyszyłem mu przy tej robocie, od czasu do czasu wymienialiśmy między sobą poglądy na temat danej grafiki. Kiedy Silent ujrzał jedną grafę, stwierdził: „No to mamy już zwycięzcę”.
Przed północą poszły korki i nie było prądu. Organizatorzy musieli ściągnąć skądś jakichś specjalistów, ale na szczęście wszystko wróciło do normy. Noc spędziłem dość dziwnie, zasnąłem o północy, ocknąłem się o czwartej zmarznięty i ze zdziwieniem stwierdziłem, że Gały nie śpi, tylko robi wciąż coś przy komodzie Spidera, tak samo jak na Satelajcie 2000. No to mówię do niego, żebyśmy sobie pograli, no i pograliśmy w Psycho Pig UXB, a potem w 10th Frame Bowling :). Potem znowu się położyłem na moim łożu spreparowanym dzień wcześniej z ośmiu krzeseł i ocknąłem się o ósmej. Poszedłem z Gałym do sklepu, przy okazji zaglądając na rozkład jazdy PKS-ów. Stwierdziliśmy obaj, że na to zadupie nic nie jeździ, a co gorsza do Trzcianki ostatni autobus jedzie w piątek… Powrotny party bus po środowych excesach stał się tylko marzeniem, dlatego należało szukać wyjścia z tej sytuacji na własną rękę. Dzień spędziłem standardowo, rozmawiałem nad brzegiem jeziora z Fenkiem, kiedy nagle zaczęły latać jakieś odrzutowce, czy jak… Tak jak i po wywaleniu korków, tak teraz mówiono, że to Bin Laden coś szykuje :).
Deadline się zbliżało, w tym samym dniu miały odbyć się msx oraz gfx compo. Zanim to się stało, Silent puszczał stare chipy, dokładnie to były zaki z komody, ale w innym formacie. Postanowiłem przyłączyć się do tego i po chwili już mogłem puszczać samemu, tym razem SID-y z Sidplayera. Silent zostawił mi klawiaturę, a ja przez dłuższy czas przeglądałem playlistę z dziwnymi tytułami i wybierałem najlepsze zaki. Wyszukiwałem przy okazji jakieś filmy i puszczałem na bigscreena. Leciał sobie właśnie Tomas Danko, kiedy kątem oka zauważyłem znajomą twarz ze strony composers.c64.org – Bzyka. Bzyk zawołał do swoich kompanów – patrzcie, Tomas Danko leci! Zauważyłem zaraz potem Sebaloza, który po chwili próbując otworzyć sobie picie, oblał się. W tym momencie podszedłem do niego i przypomniałem mu się. Stwierdził, że mnie nie poznał bo mam rozjaśnione włosy. Wtedy odpowiedziałem mu, że to przez przypadek…
Siedząc tak przy klawiaturze i puszczając SID-y niektórzy ludzie myśleli, że ja mam coś wspólnego z organizacją party. Jeden przyleciał do mnie żeby oddać warezy na kompo, ofkoz przyjąłem je i rozdzieliłem do odpowiednich katalogów. Niektórzy się mnie pytali o compo itp. Obok mnie jakiś partyzant zgrywał fotki jakiejś japonki :). Kiedy wreszcie nadszedł czas preselekcji, oddałem klawiaturę Silentowi i wyszedłem na zewnątrz. Poznałem się z Bzykiem, z którym dyskutowałem o jego serwisie internetowym. Wyjaśniliśmy sobie wszelakie obiekcje powstałe z mojej winy, głupio mi było, że wtedy tak wjechałem na niego na maila. Obiecałem pomoc w redagowaniu serwisu. Potem, kiedy poznałem Proveego, on spytał się mnie jak tam Agnieszka? Odpowiedziałem, że bez zmian od ponad pół roku. Zresztą bardzo zdziwiony byłem tym faktem, że kogoś może to obchodzić. Jakiś pijany debil zabrał piwo Bzykowi i oblał nas wszystkich. Zaraz po tym Fenek swoją słowną reprymendą ostudził nieco podchmielonego fagasa, który potem chodził z nożyczkami i w bezczelny sposób obcinał ludziom włosy. Przy okazji i ja straciłem kilka kułaków. Provee przy tym był bardzo wściekły i zapewne skończyłoby to się źle dla tamtego fagasa, gdyby nie fakt, iż tamten bezpośrednio nic Proveemu nie zrobił. Z Bzykiem rozmawiałem długo, przy okazji również nawiązywał do tego nieszczęsnego artykułu, który przyniósł tyle zamieszania… Okazało się, że wiele osób było poruszonych po lekturze tego arta, oczywiście niektórym zachciało się fakać na mnie, no ale cóż ja mogę poradzić…
Na party place pojawili się sami „winowajcy” tego zamieszania – Elban oraz Butt-man, którzy to swoimi „inteligentnymi” wpisami zatruli skutecznie życie Bzykowi. Odbyła się też między nimi długa dyskusja, której się przysłuchiwałem wraz z Sebalozem, jednocześnie naśmiewając się z jakiegoś gościa rzygającego obok. Zarówno Bzyk, jak i Provee, okazali się świetnymi kumplami, oczywiście nie zapominając o samym Sebalozie (notabene bardzo sławnym wśród „Multimediów”), którego to już znam 1.5 roku. Kiedy jednak Provee przedstawił mnie Elbanowi i Prezesowi, obaj zamarli, nic nie mówili, nie odzywali się do mnie ani słowem. Bo jak mieli inaczej zareagować? Udawać, że nic się nie stało? Człowiek siedzący przy monitorze i piszący faki jest mocny, w żywej konfrontacji nie potrafi nawet powiedzieć słowa. A Bzyk odpowiedzialny tylko za umieszczanie całego wydania Inverse On Line jest zmuszony na prowadzenie małych wojen z mocnymi w gębie pseudoeliciarzami.
Zanim rozpoczęły się msx compo, odbyły się dwa crazy compo. Najpierw bek compo, a zaraz później pokaż dupę compo, w którym uczestniczyło tylko dwóch partyzantów. Wszyscy zgodnie chóralnie wołali do konkurencji Deadmana, jednak on pojawił się dopiero później, już w trakcie msx compo. Crazy compo zakończyły się nieprzyjemnym incydentem. Jakiś debil podszedł do gościa, który prowadził całe zawody i wylał na niego całą 1,5 litrową butelkę oranżady. Ten zrewanżował się ostrym popchnięciem winowajcy, a potem oświadczając „na razie wszystkim” opuścił party place wraz ze swoim plecakiem. Po msx compo jednak pojawił się i zrewanżował się na tamtym gościu, który wówczas spał na stole w ten sposób, że obkleił go taśmą klejącą, a następnie wraz z kilkoma innymi gościami kręcili tym stołem dookoła. No, ale może pora opisać msx compo, które wg mnie rozpoczęło się za późno.
Pogadałem trochę z Proveem, pytałem między innymi o powody jego absencji na scenie. Z Bzykiem chwilę posiedziałem na party place podczas compo, jednak on postanowił zawinąć się do domku Arise’ów. Zasypiałem na Mp3 compo. Kiedy wreszcie doczekałem się C64 msx compo, dowiedziałem się jednej chorej wiadomości, że ze względu na małą liczbę prac postanowiono połączyć C64 msx compo z chip compo. Wkurzyłem się… Ponadto ze względu na to, że nie udało się przerzucić na dyskietkę 5’25 zaków, które przywiózł ze sobą Bzyk, owe 4 zaki puszczane były spod emulatora. Porażka… Wolą nielicznej publiczności zdecydowano przesunąć gfx compo na jutrzejszy dzień. Kiedy nadeszła wreszcie długo oczekiwana cisza, to stwierdziłem, że moje 8-krzesłowe łoże zostało w bezczelny sposób rozbrojone, pozostawiono mi tylko 2 krzesła, na których miałem plecak i katanę. Ponadto kolejny bezczelny człowiek władował się na miejsce Spidera i beztrosko spał sobie w jego śpiworze! Po msx compo na party place pozostało pełno puszek i kubków. Ja zrezygnowany usiadłem przy stole i drzemałem chwilę, potem wstałem i rozmawiałem z Silentem, który po przeliczeniu kasy oświadczył, że jest 1000 zł w plecy. Oświadczył też, że powrotnego party busa nie będzie. Wtedy to też z Gałym zawinąłem się do sklepu, bo to już szósta rano była i postanowiłem wracać już do domu. W poniedziałek miałem mieć rozmowę kwalifikacyjną na studia i gdybym w niedzielę wrócił, po prostu nie wstałbym na nią. Tak więc ostatnie dziesiątki minut spędziłem na rozmowie z Gałym i gdy mój PKS podjechał, władowałem się do środka.
Dojechałem do Wałcza, tam czekałem 3 godziny na PKS do Szczecina i po południu byłem już w domu. Przeczytałem sendy i położyłem się spać. Obudziłem się w niedzielę – niezły rekord. W poniedziałek miałem rozmowę kwalifikacyjną, z której otrzymałem ocenę 4.5. Dzięki uprzejmości Kyno i Blemisha/Tropyx miałem możliwość przeczytania party raportu napisanego przez Bzyka i Spidera. Podziękowania dla Bzyka za to, że takie dobre słowa o mnie napisał i że bronił mojej strony. Jedyne, co mnie podirytowało, to nazwanie mnie Giaurem. Akurat znam tę lekturę i uważam, że Bzyk niepotrzebnie robi ze mnie jakąś ofiarę losu. Ja nic na to nie mogę poradzić, że los układa mi się inaczej, aniżeli bym tego chciał i ja się do tego przyzwyczaiłem. Natomiast raport Spidera to standard u niego – mało textu. Najbardziej, co mnie zadziwiło to fakt, iż Spider całkowicie pominął obecność mojej osoby na party, a przecież ze mną jechał, sam dzwonił się spytać, czy jadę na party, czy nie. Tego chyba nie trzeba komentować, to tylko świadczy o nim samym. Ponadto jak się dowiedziałem, zapomniał wziąć z party place zasilacza oraz pewnej części garderoby :).
Symphony 2002 – Galeria zdjęć!
Reasumując, party uważam za o wiele lepsze, aniżeli w porównaniu z Satellite 2000. Organizatorzy, jak to zwykle bywa, nie wystrzegali się błędów. Większość partyzantów przyjechała tylko po to, żeby się uwalić, by na koniec żebrać na wino. Wystraszeni wczasowicze nazywali nas szatanistami. Na party z wielkimi problemami, ale dotarli również Szwedzi. Ładny obrazek ich przywitał. Ale to normalne – Polska to kraj wielkiego burdelu.
Na koniec pozostał mi tylko spis uczestników party ze sceny C64:
Spider/Apidya/Dragon Software/Role (z komodą)
Murdock/Tropyx/Draco/Nostalgia/Cascade
Gały/Tropyx
Fenek/Arise (z komodą)
V0yager/Darklight (z komodą)
Bzyk/Samar
Sebaloz/Lepsi De
Provee
Elban
Butt-Man (Prezes)
Bimber/Arise
Browar/Arise
Gryf/Elysium
Jemasoft/Quartet
Jeżeli kogoś, lub jakieś wydarzenie pominąłem, trudno, nie jestem ideałem.
Murdock/Tropyx/Draco/Nostalgia/Cascade
12.-18.07.,09.08.2002.
Symphony 2002 Raport – oryginalna wersja z Inverse’a #11
Anglojęzyczna wersja raportu z magazynu Scene World #5
W raporcie zabrakło kilka faktów, które teraz postaram się przytoczyć. Otóż w trakcie przejażdżki party-busem rozmawiałem z Biologiem (który notabene nigdy więcej nie pojawił się na żadnym party) o muzyce i on, patrząc na mój plecak obszyty naszywkami, stwierdził, że chyba moją ulubioną płytą Iron Maiden jest Live After Death. Miałem bowiem na sobie bluzę z motywem z tej płyty, jak i podobną naszywkę na plecaku. Odparłem mu, iż tak nie jest i jest to po prostu zwykły zbieg okoliczności. Na party poznałem Mavericka, a także rozmawiałem z Quantorem, który to 2 lata wcześniej prosił nas o dyskietkę z samplem Reitera na Satellite 2000. Kolejną ciekawostką jest fakt, iż na Symphony 2002 pojawił się także Jok (obecnie Jokov), wraz ze swoją dziewczyną i bratem Dr. Brooksem. Miałem okazję zamienić z nimi kilka słów.
Trudno także uwierzyć, że przeżyłem 3 dni na party za jedyne kilkanaście złotych! Tak, bowiem zaopatrywałem się tylko w suche bułki i jogurty. Brzmieć to może nieco ekstremalnie, ale tak rzeczywiście było. Pamiętam także wielką ekscytację Silenta, kiedy puściłem na sali zaka Laxity – DNA Warrior. Z kolei w czasie msx compo siedziałem przy stoliku organizatorskim i wskazywałem Spiderowi, kiedy ma wyłączyć mojego zaka i sampla Reitera.
Noc po kompotach muzycznych spędziłem drzemiąc na siedząco, oparty o blat stołu. Rano oddałem moją votkę Silentowi, który zmartwił się faktem, iż opuszczam party place przed zakończeniem party. Było to w zasadzie moje pierwsze i ostatnie party, w którym z przyczyn osobistych nie dotrwałem do końca. Samotną podróż do domu odbyłem autokarem z Tuczna do Wałcza. W Wałczu miałem jakieś 2 godziny czekania na autokar do Szczecina, więc pospacerowałem sobie trochę głównymi ulicami. Zajrzałem na zamknięty dworzec PKP, a także pochodziłem sobie trochę nad tamtejszym jeziorem, znajdującym się w centrum miasta.
Po powrocie do domu czekała na mnie smutna wiadomość, ponieważ tego samego dnia zdechł mój ukochany pies, który miał 16 lat. Zmęczony padłem do łóżka i wstałem po około 16 godzinach snu. Po kilku dniach dowiedziałem się, iż na Symphony 2002 zjawił się także słynny Jemasoft/Quartet i że odbył się również turniej gry w piłkę nożną, zwyciężony przez ekipę Commodorowców. Kompoty muzyczne zostały powtórzone w dniu mojego wyjazdu, jednakże zapanował ogólny chaos, w rezultacie czego wyniki z party w tej kategorii zostały kompletnie schrzanione. Przykładem tego był chociażby brak kilku ksywek i tytułów utworów (w tym także mojego). Ktoś jednak po party spreadował nieoficjalne wyniki kompotów, które zostały opublikowane w dwóch magach na scenie C64.
V-12/Tropyx, 28.12.2008.