„Katarynka” to trzecie studyjne wydawnictwo w dorobku Ziemi Kanaan, składające się z dziewięciu całkowicie nowych kompozycji, jednego coveru i dwóch remiksów. Na rynku muzycznym krążek pojawił się nakładem wytwórni fonograficznej Zima Records. Prapremiera albumu nastąpiła oficjalnie 23 lutego 2013 r. podczas koncertu w stalowowolskim klubie Labirynt. Płyta pojawiła się na półkach sklepowych 9 marca, natomiast wersja elektroniczna pod postacią plików MP3 (dostępnych m.in. w Serpencie, a nawet na Amazon.com) została krótko po premierze udostępniona do sprzedaży w Internecie.
Osiem lat przyszło czekać fanom stalowowolskiej formacji dowodzonej przez Mariusza Zarzecznego na premierowy materiał muzyczny. Tyle bowiem czasu minęło od wydania pierwszej długogrającej płyty o tytule „K-n.a.n.” (zespół także ma na swoim koncie kasetę „Gatalmajti Demo’99” z 2000 roku). Ziemia Kanaan dojrzała, zmieniła się wręcz nie do poznania. Zmiany objęły częściowo skład zespołu i przede wszystkim serwowaną przez kwartet muzykę. Odejście od klasycznych, jamajskich brzmień na rzecz rockowego brzmienia było korzystnym rozwiązaniem. CzadRege Kamanda – bo takim określeniem nazywają siebie członkowie Ziemi, zaserwowała odbiorcy czadową opowieść o życiu, wierze i miłości.
Okładka płyty autorstwa Zuzy Meduzy jest swego rodzaju arcydziełem. Prezentuje bowiem kolorowy wizerunek miejskiej uliczki z kilkoma postaciami, spośród których główną rolę odgrywa kataryniarz. Czyżby była to Stalowa Wola z czasów odległych? Z pewnością kolorowa ilustracja nawiązuje do motywu katarynki zawartej na poprzedniej płycie zespołu. Projekt graficzny przykuwa uwagę swoją niepowtarzalnością i zdecydowanie wyróżnia się na tle innych, tworzonych najczęściej na bazie zdjęć retuszowanych w „Fotoszopie”.
Po otwarciu zafoliowanego albumu naszym oczom ukazuje się naklejka, płyta i wewnętrzna strona okładki z bogatą listą osób uwikłanych w stworzenie muzycznego dzieła. Wśród podziękowań znalazło się również nazwisko mojej osoby, co uważam za wyjątkowe wyróżnienie. Twórcami płyty są Mariusz Zarzeczny, Adam Krawczyk, Mariusz Szmuc oraz Arkadiusz Rębisz (znany m.in. z zespołu ZIYO). Kolorowy digipack został niestety wydany bez jakiejkolwiek książeczki z tekstami piosenek, niemniej werbalny przekaz wokalisty jest na tyle czytelny, co pozwala odbierać śpiewane przez niego teksty w sposób bezproblemowy.
Na płycie znalazło się łącznie 12 utworów, z czego dwa ostatnie to remiksy autorstwa Gitbit Papilota (Pawła Pizło) i Barba Tona. Nie stanowią one jednak tzw. „zapchajdziury”, czy też „zapełniacza wolnej przestrzeni CD”. Idealnie kontrastują z premierowym materiałem, stanowiąc jego korzystne dla jakości odbioru całości uzupełnienie.
Instrumentalnie i brzmieniowo poszczególne kompozycje różnią się od siebie, co w porównaniu z „K-n.a.n.” stanowi o nowej sile przekazu Ziemi. Na brak niespodziewanych zrywów nikt nie może tutaj narzekać, a wstępne założenie o graniu reggae na tzw. jedno kopyto należy natychmiast wyrzucić do kosza. Ekipa Mariusza niezwykle umiejętnie połączyła rockowe (wręcz chwilami punkowe) brzmienie z folkowymi instrumentami, okraszając całość sporadyczną domieszką elektroniki. Rzućmy więc okiem na poszczególne utwory z „Katarynki”.
Wyznacznikiem nowej ścieżki muzycznej ekipy spod szyldu CzadRege Kamanda jest chociażby otwierający katarynkę utwór o tytule „Den Sowy” (notabene jednocześnie promujący wydawnictwo). To specyficzna mieszanka gitarowego brzmienia i elektronicznych loopów, tajemniczej aury w zwrotkach i dynamicznych zwrotów akcji. Warto także wspomnieć, iż motyw sowy pojawił się przed laty na poprzednim krążku i tutaj zapewne mamy jego kontynuację.
Po mocnym wstępie Ziemia serwuje „Słowo” w nieco bardziej klasycznym dla siebie stylu sprzed wielu lat. Ukryte przesłanie kompozycji nawiązuje do tematyki religijnej (m.in. nieba), jednakże nie jest ono tak mocno wyeksponowane, jak to miało miejsce na „K-n.a.n.”.
Trzecia w kolejności kompozycja „Słonko” nadawałaby się idealnie do serwowania w komercyjnych mediach. Skoro „Bednarki” i „Bałkanice” są tak popularne, to dlaczego Ziemia nie mogłaby zaistnieć poważniej w umysłach milionów odbiorców kultury masowej w Polsce? „Słonko” bynajmniej na to zasługuje, albowiem mamy tutaj do czynienia z przyjemną, lekką nutą i zmienną atmosferą. Szczególnie ostatnie pół minuty stanowi intensywne pobudzenie słuchacza, co w perspektywie dalszego odbioru płyty jest zjawiskiem pozytywnym.
Podobnie rzecz ma się w przypadku „Kor drzewnych”. Stonowany i chwilami eksperymentalnie brzmiący numer (notabene najdłuższy na „Katarynce”) zabiera słuchacza w sentymentalną podróż w czasie. Szczególnie dzięki zawartej w środku brzmiącej znajomo sekwencji gitarowej. Zaskakującym zwrotem akcji jest fragment, w którym wokal Mariusza brzmi, jakby był przepuszczony przez jakiś filtr, bądź został wygenerowany w Vodocoderze. To niezwykle bogaty utwór, pozbawiony (mimo spokojnego tempa) monotonii. Zaskakuje i jednocześnie odzwierciedla kompozytorski talent całego zespołu.
Dużo pozytywnej energii przekazuje sobą pieśń o tytule „Gramy Bramy”. W niej oprócz reggae’owo-elektronicznego brzmienia, istotnym elementem jest różnorodność wokalna Mariusza. Z kolei całkowite przeciwieństwo premierowego materiału odnajdujemy w utworze o numerze 6. Punkowa adaptacja klasycznego szlagieru „Porque Te Vas” z repertuaru Jeanette z nieco synth-popowym odcieniem i krzykliwym śpiewem, jest prawdopodobnie najmocniejszym elementem „Katarynki” i sprawdza się pomyślnie na koncertach. Warto zwrócić uwagę przede wszystkim na czadową aranżację, tło i brzmienie – robiące w wersji studyjnej niemałe wrażenie!
Różnorodność brzmieniowo-instrumentalną materiału podtrzymuje najpiękniejsza na albumie ballada o tytule „Druga opowieść”. Z pewnością jest ona kontynuacją „Opowieści Kataryniarza” z poprzedniego krążka. Mariusz udowadnia, że potrafi melodyjnie śpiewać i czyni to z gustem. Ciarki na plecach – zapewnione!
Niezbyt wciągająca z początku kompozycja o tytule „Jutro znaczy nic” odznacza się miażdżącym refrenem i końcówką ocierającą się wręcz o metalowe granie. Z kolei w jedynej anglojęzycznej piosence na „Katarynce” o tytule „Jahlove” znajdziemy sporo eksperymentalnego brzmienia, zaskakujące pod kątem wokalnym zakończenie i przede wszystkim dynamiczną perkusję Arkadiusza Rębisza.
Zamykające podstawową tracklistę „Widziadła” to kolejna wizytówka CzadRege Kamanda – nie warto więc się w tym zakresie powtarzać. Utwór stanowi trafną kwintesencję dzieła Ziemi Kanaan, w warstwie lirycznej jednocześnie odnosząc się ponownie do opowieści kataryniarza.
Przechodząc do remiksów zawartych na recenzowanym wydawnictwie, uderzają ich przede wszystkim fenomenalne aranżacje. Wyeksponowana w „Drugiej opowieści” Gitbita Papilota trąbka, gitara klasyczna oraz kobiecy wokal, pozwalają wyciszyć się po mocniejszych dźwiękach usłyszanych wcześniej. Dominika Dziura zaprezentowała się tutaj fenomenalnie. Z kolei remiks Barba Tona utworu „Den Sowy” to mieszanka ciszy i hałasu, bez zbędnego potoku słów.
Całość prezentuje się bardzo korzystnie, zaskakująco i zarazem profesjonalnie. „Katarynkę” poleciłbym nie tylko miłośnikom klasycznego reggae, czy też nieco mocniejszego brzmienia. Materiał zawarty na albumie, dzięki swojej różnorodności i niewybrednemu brzmieniu, powinien zainteresować niemalże każdego i sprawić, że będzie do niego wracał stosunkowo często. Co prawda brakuje na „Katarynce” klimatu zawartego chociażby w takich kompozycjach, jak „Bartymeusz” i „Zwycięstwo” (brak saksofonu robi swoje), ale jest to nadal Ziemia Kanaan. Nowe oblicze zespołu może z powodzeniem stanowić inspirację dla wielu innych kapel, chcących odnaleźć odpowiednią ścieżkę w swojej twórczości. Gorąco polecam „Katarynkę”!
V-12/Tropyx
Szczecin, 6.12.2013 r.