sobota , 21 grudzień 2024

X’2010 – 1-3.10.2010 r. w Someren, Holandia [raport]

x2010_logoDziesiąta edycja największego w Europie Commodorowskiego party komputerowego odbyła się w dniach 1-3 października 2010 r. w niewielkim miasteczku Someren w południowej części Holandii. Było to bardzo spektakularne wydarzenie, które przyciągnęło ogółem 249 gości z różnych zakątków całego świata.

Podróż na party place wymagała starannego zaplanowania i precyzji, albowiem niezbyt często zdarza mi się wybierać za granicę. Ze względu na brak możliwości podróży samochodem (a inne tego typu opcje były zwyczajnie zbyt drogie), zdecydowałem się po raz pierwszy w życiu polecieć samolotem. Na lotnisko musiałem dojechać aż do Gdańska, ponieważ w goleniowskim porcie lotniczym (zlokalizowanym nieopodal mojego miejsca zamieszkania) nie obsługiwane są niestety połączenia do Holandii.

Po zarezerwowaniu biletów począłem odliczać dni do wyjazdu. Podróż na party place rozpocząłem już w czwartek (30 września) po południu. Wsiadłem wówczas w pociąg i po kilku godzinach dotarłem do Gdańska, a dokładnie na dzielnicę Wrzeszcz. Stamtąd odebrał mnie grupowy kolega C1t0z, który podrzucił mnie samochodem do Luke’a/Arise. Jako że odlot był zaplanowany na godzinę 6:30, zmuszeni byliśmy już być na nogach o 4:00 nad ranem. Na lotnisku czekała nas odprawa, która poszła w miarę sprawnie. Luke został gruntownie przeszukany przez jednego pana ze Straży Granicznej, a z kolei ja musiałem zdjąć buty, bo piszczały przy przejściu przez bramkę. 🙂 Po kilkudziesięciu minutach znaleźliśmy się w samolocie linii Wizz Air i w oczekiwaniu na odlot sypaliśmy żartami na różnorodne tematy. Niebawem stewardessy rozpoczęły instruktaż dotyczący prawidłowego zapinania pasów i używania maski tlenowej. Wykonywały przy tym szereg zmechanizowanych ruchów, przypominających aerobik. Na ten widok Luke stwierdził, abym jednej z nich rzucił 2 złote. 😉

Po chwili znaleźliśmy się w przestworzach. Na ten stan rzeczy najmocniej zareagował siedzący nieopodal nas cudzoziemiec, który przez kilka minut zapełniał fraktalem papierowy woreczek. Wnet Luke ochrzcił go mianem Żygmunt, a ja w duchu cieszyłem się, że moja choroba lokomocyjna nie dała tym razem znać o sobie (Aviomarin zadziałał!). Następnie stewardessy rozpoczęły serwowanie kanapek i napojów, korzystając przy tym z ciekawego przelicznika waluty (1 euro = 4,5 złotego). Widok z okna samolotu był niesamowity! Najpierw malutkie, jak pudełka po zapałkach domy, potem ogromne przestrzenie pól, łąk i miast, układające się w różne wzory, a na koniec rozpościerająca się w nieskończoność biel chmur. Nie zdążyliśmy się z Lukiem porządnie nagadać, a już czekało nas lądowanie. Przy okazji rozbawił nas pilot samolotu, który dopiero pod sam koniec wycieczki nieoczekiwanie przywitał się z pasażerami, bełkocząc przy tym do mikrofonu tak, jakby dopiero się obudził z ciężkiej libacji. 😉 Zaledwie półtoragodzinny lot zakończył się gładkim lądowaniem, co zostało przyjęte przez podróżnych niemalże owacyjnie. 🙂

Wnet mogliśmy stanąć (bezpiecznie) na ziemi i podziwiać port lotniczy w Eindhoven. Pozostaliśmy tam przeszło godzinę czekając na Kordiaukisa, który spóźnił się jadąc przez zakorkowaną niemiecką autostradę. W końcu jednak Krystian do nas dotarł i przywitał się serdecznie. W trójkę wyruszyliśmy „na miasto” coś przekąsić, co o tej porze nie było zbytnio prostą sztuką. Po niewielkim śniadaniu udaliśmy się w kierunku Someren, by zobaczyć, jak wygląda party place. Przywitały nas klimaty wiejskie, czyli m.in. zwierzęta gospodarcze i wielkie połacie kukurydzy. Gdy zajechaliśmy na ulicę De Hoof 18, naszym oczom ukazała się banda ludzi i stos rozłożonych na folii plecaków. Z początku myśleliśmy, że to partyzanci, jednakże wnet okazało się, że to jacyś obcy ludzie, którzy właśnie zwijają swoje rzeczy.

Postanowiliśmy więc wrócić do portu lotniczego w Eindhoven i poczekać na przylot kolejnej ekipy z Polski. W tym samym czasie dołączył do nas Flea, a tuż po godzinie 13-tej naszym oczom ukazali się kolejni członkowie Arise (Fenek, Wacek, Bimber i eLBAN), a oprócz nich DJ Gruby i Sebaloz. Nie zastanawiając się zbyt długo, wnet podjęliśmy decyzję, by udać się „na miasto” w celach konsumpcyjnych. Było nas jednak za dużo, by zmieścić się do wozu Kordee’go, stąd też każdy zakupił dobowy bilet na autobus za 3 euro i całą bandą wkrótce dotarliśmy do centrum Eindhoven. Tutaj ekipa podzieliła się na 2 obozy – jedni poszli do KFC, a ja, eLBAN, DJ Gruby, Flea i Fenek uderzyliśmy do Chińczyka. Po sycącym daniu spotkaliśmy się z resztą ekipy i podjęliśmy decyzję, że Kordee z Lukiem i eLBAN’em pojadą na party place, a pozostali pójdą zwiedzać stadion PSV Eindhoven. Jak zaplanowaliśmy, tak też uczyniliśmy. Po krótkim spacerze dostaliśmy się pod stadion, a wnet do kawiarni, która miała dostęp do bocznej trybuny boiska. Wykonaliśmy sobie kilka pamiątkowych fotek na tle stadionu, a następnie po krótkim odpoczynku udaliśmy się na autobus w kierunku Someren.

Na miejscu zajechały po nas dwa wozy, kierowane przez Leminga i Kordiaukisa, dzięki czemu nie musieliśmy tułać się po okolicy w celu dotarcia do party place. A tam zgromadziło się już mnóstwo scenerów, oczekujących na otwarcie drzwi wejściowych. Stojące przy bramie wjazdowej trzy potężne śmietniki najbardziej zaciekawiły eLBANa, który stwierdził, że w tym momencie odnalazł zakończenie do gry w czołgi, kodowanej od dłuższego czasu przez DJ-a Grubego. 😉 Po chwili przywitał nas Booker, przywdziany w różowy sweter, a także Jericho, SplatterpunkLolita, która na mój widok stwierdziła, że jestem ostatnią osobą, której się tutaj spodziewała. 😉 Poznałem także Dezerta, znanego mi wcześniej z produkcji scenowych, wydawanych naście lat temu pod szyldem Chargedu. Przywitałem się również z Conradem (którego notabene kilkanaście dni wcześniej spotkałem na Silesia Party 4) oraz ze StreeTuff’em i ZZAP’em69 (było mi niezmiernie miło, że pamiętał moją sylwetkę z Floppy 2005). Po kilkudziesięciu minutach oczekiwania stanęliśmy w długiej kolejce do party place, gdzie główni organizatorzy CBA i Scout zbierali kasę za wejście i przyklejali scenerom na rękach zielone opaski. Wnet zorientowałem się, że tak samo, jak podczas mojego pierwszego pobytu na X party w 2004 roku, ponownie rolę identyfikatorów pełniły zwykłe białe naklejki, które najczęściej były przyczepiane przez partyzantów do odzieży wierzchniej.

Wewnątrz party place ludzie powoli rozkładali swój sprzęt, a miejsca do tego mieli naprawdę dużo, albowiem budynek był bardzo przestronny i dla nikogo nie mogło zabraknąć miejsca. Następnie udałem się w celu zarezerwowania sobie noclegu i udało mi się dostać do pokoju, w którym ulokowało się kilku PolakówLemingiem na czele. 😉 Wieczór mijał sobie bez żadnych rewelacji. Dopiero prawdziwe ożywienie wzbudziła ekipa Arise, wykładająca na stół polskie przysmaki w stylu ogórków, kiełbasy, buraczków, czy nawet pasztetu. 😉 Całość została ochrzczona mianem „przaśny stół”, do którego wnet poczęli tłumnie przybywać zagraniczni scenerzy. Na ścianie Wacek z eLBAN’em i Kordiaukisem rozwiesili wydrukowane zdjęcia sławnych Polaków, w tym m.in. Papieża Jana Pawła II, Pana Kleksa, Roberta Kubicę, Adama Małysza, Lecha Wałęsę, Zbigniewa Wodeckiego, Stanisława Lema i wielu innych. 😉 Rolę obrusów pełniły rozłożone gazety, co dodawało uroku całemu przedsięwzięciu. Dodatkowo przy moim udziale przykleiliśmy, gdzie tylko się dało, specjalne kartki zapraszające do spotkania z tradycyjnym polskim jedzeniem. 🙂 Trzeba przyznać, że ten szalony pomysł był strzałem w dziesiątkę, albowiem przaśny stół był okupywany przez scenerów do niemalże kompletnego wyczerpania zasobów. 🙂

W tym samym czasie inni raczyli się darmowym piwem i oglądali różne produkcje na swoich Commodorkach, a ja poznawałem ludzi, których wcześniej kojarzyłem jedynie z rozmów na IRC-u, bądź ze snailowej korespondencji. Byłem więc niezwykle zadowolony faktem stanięcia oko w oko z SounDemoNem, którego twórczość na C64 bardzo uwielbiam i szanuję, a także z Almighty God’emBriteLitem. 😉 Zamieniłem także kilka słów z Jazzcatem, Psycho8580 oraz ze StreeTuff’em, który po chwili zachęcił mnie do obejrzenia swojego najnowszego dema na DTV. Miałem przy tym okazję poznać człowieka o pseudonimie Peiselulli, który jak się po chwili okazało, jest autorem słynnej gry z 1985 zatytułowanej Flashbier! Przy okazji uzyskałem cenną informację, że ta produkcja powstała w monitorze języka maszynowego, a obecnie jej autor specjalizuje się w kodowaniu na DTV. Peiselulli pochwalił się również autorską wersją Boulder Dasha, a w rewanżu otrzymał ode mnie informację o moim Żulder Dashu, którego wydałem w zeszłym roku na Starym Pierniku 4. 🙂

V-12, SounDemoN oraz Almighty God.
V-12 i Britelite.
V-12, Steppe oraz Almighty God.
V-12 i Dezert.

 

Bolączką tej edycji X party było z całą pewnością zasilanie, które obciążone kilkudziesięcioma maszynami co pewien czas odmawiało posłuszeństwa. Organizatorzy postawili wnet na środku pomieszczenia potężną skrzynkę rozdzielczą, która jednak nie zapobiegła dalszym przerwom w dostawie prądu.

Tuż przed północą na scenie zlokalizowanej w dolnej części budynku swój set muzyczny rozpoczął odgrywać DaTucker. W jego repertuarze znalazło się wiele klasyków z dziedziny muzyki elektronicznej (w tym chociażby Axel F.), przemieszanych z remiksami kompozycji do gier komputerowych. Pod sceną jednak nie zaroiło się od scenerów, ponieważ ci woleli dalej siedzieć przy swoich komputerach.

DaTucker live @ X’2010 Party.

 

Prawdziwy show rozpoczął się godzinę później, kiedy do akcji wkroczył nie kto inny, jak Jeroen Tel! Wnet porwał do zabawy pełnym energii, dynamiki i melodii setem, w którym dominowały motywy dźwiękowe z Commodore 64. W tle leciały różnego rodzaju wizualizacje, za które odpowiadał C-Men. Występ Jeroena był bardzo udany, o czym może zapewne potwierdzić niejeden scenowiec z tłumu bawiącego się tego wieczoru na parkiecie.

Jeroen Tel live @ X’2010 Party.

 

Po koncercie postanowiłem rozejrzeć się po party place i stwierdziłem, że część osób ewakuowała się do sąsiedniego budynku na zasłużony odpoczynek. Zszedłem ponownie na dół i spotkałem Jeroena Tela, który w tym samym momencie skończył pakować swój sprzęt muzyczny. Przywitał mnie serdecznie jak starego, dobrego znajomego i stwierdził, że ostatni raz widzieliśmy się kilka lat temu, również na X party. Było mi zatem niezmiernie miło, że po tylu latach Jeroen pamięta mnie doskonale, co przyjąłem również z pewnym zaskoczeniem. Wnet moje wątpliwości zostały rozwiane przez wielkiego muzyka, który stwierdził, że ludzi ze sceny o wiele bardziej kojarzy niż przypadkowe osoby, które spotyka na swoich koncertach. Pogawędziliśmy sobie jeszcze miło przez pewien czas i wykonaliśmy pamiątkową fotkę. Następnie dołączyłem do Oxidy’ego, który puszczał przez HardSid’a muzykę pod postacią plików .sid. Z początku biernie przyglądałem się jego poczynaniom, ale wnet zostałem zachęcony do pomocy przy wybieraniu kolejnych utworów. Była to duża frajda stanąć za potężnym stołem mikserskim i puszczać ulubioną muzykę z komody. 🙂 Najczęściej dominowały klasyczne utwory z gier, ale sporadycznie sięgaliśmy też po coś nowszego. Klimat był niesamowity i mieliśmy z Oxidy’m przy tym dużo dobrej zabawy. 😉

V-12 i Jeroen Tel!

 

Nadszedł jednak czas na sen, stąd też wkrótce udałem się do mojego pokoju. Tutaj czekała na mnie niespodzianka, ponieważ moje łóżko było… zajęte przez Nitro/Metalvotze/Goldvotze/Nuance, który jednak był na tyle uprzejmy, że postanowił poszukać sobie innego miejsca do spania.

Rano nie działo się nic ciekawego. Po zjedzeniu skromnego śniadania (chleb tostowy itp.) udałem się na party place, gdzie część osób siedziała przy swoich Commodorkach. Jedną z dostrzeżonych przeze mnie ciekawostek był C64 podłączony do niewielkiego projektora, przy którym Mixer próbował swoich umiejętności koderskich. Wnet chłopaki z Arise rozłożyli swój sprzęt i rozpoczęli procedurę kończenia prac na konkursy. Nie byli oni osamotnieni w swoich poczynaniach, albowiem dookoła roztaczał się krajobraz, przypominającym w pewnym stopniu szkolną lekcję informatyki. Utopijny obraz Commodorowskiego party sporadycznie psuły laptopy, których na szczęście nie było zbyt wiele. Z powodu braku konkretnego zajęcia przysiadłem się wnet do mojego dobrego znajomego FieserWolfaMetalvotze, z którym to pograłem sobie w kilka klasycznych gier na jego C64, w tym m.in. w „Kik Start II”. 😉

Następnie kręcąc się na zewnątrz spotkałem nieoczekiwanie MacGyvera oraz ThunderBlade’a. Było to dla mnie duże zaskoczenie, albowiem obaj znani mi byli do tej pory tylko z IRC-a, zwłaszcza drugi z braci, z którym pierwszy raz dyskutowałem w sieci niespełna 10 lat temu! W końcu po latach było nam dane poznać się na żywo, podobnie zresztą jak z Armanem, którego twórczość uwielbiam, odkąd się z nią zetknąłem w 1999 roku. Porozmawialiśmy więc sobie miło na różne tematy i wykonaliśmy pamiątkowe zdjęcie. Zamieniłem także kilka słów z DaTuckerem, który nosił na sobie bluzę z postacią Rockforda z mojej ulubionej gry Boulder Dash. Przywitałem się także w końcu z Janem Harriesem (Rambonesem), który na mój widok jak zwykle rzucił nieśmiertelną sentencję: „Murdock, I’m coming get you!”. 🙂

Kilka chwil później stanąłem oko w oko z gośćmi z Turcji z grupy Glance, a także poznałem osobiście Bordeaux, z którym to również przed laty dyskutowałem na IRC-u. Przed wejściem na party place chłopaki z Arise rozłożyli swojego grilla, na którego zaprosili Oswalda. W tym samym czasie inni w pocie czoła kończyli prace na kompoty, które zanim się odbyły, to zostały poprzedzone stosunkowo późno serwowanym obiadem. Całe szczęście w międzyczasie zajechała pod same party place budka z jedzeniem, dzięki czemu można było się posilić m.in. solidną porcją frytek za 2 euro.

V-12, Jan Harries, MacGyver oraz SplAtterpunk.
V-12, ThunderBlade oraz MacGyver.
V-12 i Arman. Nie spodziewałem się, że będzie to pierwsze i ostatnie nasze spotkanie…
V-12, ekipa z Glance oraz Steppe i Edhellon.
Oswald i V-12.

 

Pod wieczór rozpoczęły się kompoty graficzne, na które zgłoszono aż 38 prac. Miłą atmosferę panującą wówczas wśród publiczności wzbudzał konferansjer, który żywiołowo zachęcał wszystkich do gromkiego aplauzu. Stąd też niemalże każda praca otrzymywała brawa, a największe poruszenie wywołała grafika Bimbra o tytule „D.Y.M.”. Wśród prac pojawiło się (niestety) sporo tzw. konwertów, co świadczy o nowym trendzie wśród grafików na C64. Na koniec zostały pokazane prace, które zgłoszono na konkurs niemalże w ostatniej chwili. Wówczas przytrafiła się konferansjerowi mała wpadka, albowiem pomylił pseudonimy i nieoczekiwanie nazwał Sebaloza… Lolitą. 😉 Przy okazji należy się duże uznanie organizatorom, którzy w profesjonalny sposób prowadzili kompoty. Nie było bowiem żadnych opóźnień pomimo faktu, że spora część prac została pokazana z prawdziwych dyskietek.

 

 

Po kompotach graficznych miałem okazję pogadać sobie z Jeffem, Dizem oraz Jak T Ripem, a także z ekipą ze Szwecji, czyli Putermanem, JackAsseremTwoflowerem, którzy bardzo dobrze pamiętali mnie z mojej wizyty na Floppy 2005. Na party place można było zakupić magazyn „Return”, który na nasze nieszczęście, był dostępny jedynie bodajże w języku niemieckim.

FieserWolf, V-12 i Bitbreaker.
V-12 i Jeff.
V-12 i Jak T Rip.
Puterman, V-12 i Twoflower.

 

W końcu nadszedł czas na występ rockowego zespołu 6581 w składzie: Morpheus, Anton, Anders i Romeo Knight, specjalizującego się w coverach soundtracków z gier na C64. Swój występ rozpoczęli od mocnego uderzenia, jakim był kawałek „Ghosts’n Goblins”. Nie zabrakło ponadto takich klasyków, jak „Bombo”, „Arkanoid”, czy „Garfield”, jednakże bez wątpienia najlepiej zabrzmiały tego wieczoru „Deflektor” oraz „Mutants” (szkoda, że sam Fred Gray nie mógł tego usłyszeć na żywo!). Duże słowa uznania należą się całej ekipie 6581 za dobry kawałek mocnego grania, przy którym nieprzerwanie bawiła się spora grupa scenowców. 🙂

Setlista zespołu 6581:

1. Ghosts’n Goblins
2. Bombo
3. Arkanoid
4. Thrust
5. Cream of the Earth
6. Commando
7. Garfield
8. Deflektor
9. Acid Jazz
10. Game Over
11. Mutants
12. Monty on the Run

Bis:

13. Hot Mommas
14. The Last Ninja

6581 live @ X’2010 Party.

 

 

 

 

Po koncercie odbyły się muzyczne kompoty, podczas których zaprezentowane zostały 24 zaki. Na moją uwagę zwróciły przede wszystkim kompozycje SounDemoNa, Armana, Jana Harriesa, FieserWolfa oraz Klaxa. Szczególną uwagę skupiłem na klimatycznym zaku Kordiaukisa (będącym jednocześnie pierwszym po jedenastoletniej przerwie w komponowaniu), a także Jeffa (którego kompozycja powinna wygrać kompoty), Leminga (Hardtrackowe klimaty z odrobiną inspiracji twórczością Shogoona) i „rezaninie”, jaką zaserwował nam Booker. W trakcie kompotów najaktywniejszymi tancerzami pod big screenem byli jak zawsze CBA i Deekay. 😉 Ciekawostką był także przekaz na żywo z party w internetowym radiu SceneSat, dzięki czemu każdy scener, który nie pojechał na tegorocznego X-a, miał możliwość śledzenia na bieżąco najważniejszych wydarzeń. 🙂

 

Oxbow i V-12.
JackAsser, V-12 i Puterman.
Slator i V-12.
Hollowman i V-12.

 

Po krótkiej przerwie nadszedł czas na demo compo. W podziemnej sali zebrali się niemalże wszyscy i w skupieniu zaczęli oglądać to, co serwowali im organizatorzy. Na początek jednak poza konkursem poszła nieoczekiwanie praca Crestu, która zawierała animacje w multikolorze, powycinane z filmów pornograficznych. Niektórych to być może zdegustowało, ale znaczących protestów podczas projekcji nie uświadczono.

Potem uruchomiono pierwsze produkcje startujące w konkursie. Były to stosunkowo krótkie dema, w tym m.in. spod szyldu Metalvotze (wydane z okazji 16-lecia grupy) i Abyss Connection. Z kolei demko grupy Role jako jedyne odmówiło posłuszeństwa i zostało pokazane jeszcze raz na koniec kompotów. Gromki aplauz zebrała produkcja Mahoneya o tytule „Cubase64”, do której dołączona była wydrukowana na papierze instrukcja (dostępna na stoliku organizatorskim przy wejściu na party place). Kulminacyjnym momentem była jednak prezentacja dema Offence i Prosonix o tytule „Another Beginning”, które zostało utrzymane w 0ldsk00lowym klimacie (press space). Publiczność żywiołowo reagowała na kolejne części produkcji, a napięcie towarzyszące projekcji narastało liniowo. Już w połowie pokazu wiedziałem, że mamy przed sobą niekwestionowanego zwycięzcę demo compo. Moją uwagę zwróciły także ciekawe produkcje Fairlightu oraz kooperacji między Booze Design a Instinct (notabene ostatniej w historii obu grup). Wśród piętnastu dem, zgłoszonych do konkursu, brakowało jednak tzw. „killera”, czyli czegoś, co potrafiłoby rozłożyć na łopatki każdego widza.

Po konkursach rozdano widzom kilka dyskietek, które pełniły rolę kart do głosowania. Należało wówczas uruchomić program na C64, wpisać swoją xywkę i oddać głosy na wszystkie produkcje biorące udział w kompotach (mające notabene charakter jawny). W międzyczasie sala, w której jeszcze przed chwilą leciały dema, niemalże całkowicie opustoszała i zaledwie kilka osób miało okazję obejrzeć produkcje puszczone poza konkursem.

Dyskietka otrzymana przeze mnie od Scouta, okazała się być uszkodzoną, stąd też po chwili ją odniosłem, a następnie oddałem swoje głosy na czyimś komputerze. Nie wytrwałem jednak do ceremonii ogłaszania wyników i niebawem oddałem się w objęcia Morfeusza.

Niedzielny poranek był czasem sprzątania, wyjazdów i pożegnań. Część osób dosyć szybko ewakuowała się z party place, natomiast ja spotkałem Reyna Ouwehanda w towarzystwie Jazzcata, z którymi to wykonałem sobie pamiątkowe zdjęcie. Party place powoli pustoszało. Organizatorzy sprzątali górę śmieci, a pozostali pakowali swoje sprzęty. Pożegnałem się z częścią ekipy Arise’ów, którą to Kordee wnet podrzucił na lotnisko, a także podziękowałem CBA i Scoutowi za udane party.

Jazzcat, Reyn Ouwehand i V-12.
V-12 i Bimber.
V-12 vs. Arise.
Leming, V-12 i Booker.

 

Podróż powrotna była podzielona na kilka etapów. Najpierw Kordiaukis zabrał mnie i Luke do siebie. Po drodze towarzyszyły nam piękne, górzyste krajobrazy i rozpościerające się na kilometry winnice. Droga była wyjątkowo kręta i zawiła, ale na szczęście dojechaliśmy bezpiecznie do celu. Po krótkim odpoczynku wyruszyliśmy do Frankfurt-Hahn, skąd o 19:30 odlatywał nasz samolot linii RyanAir do Gdańska. Byliśmy już solidnie zmęczeni, stąd też lot powrotny nie zrobił na nas większego wrażenia, z wyjątkiem mocnego uderzenia przy lądowaniu.

Gdańsku zajechał po nas ponownie C1t0z i odwiózł do domu Luke’a. Stamtąd zabrałem swoje pozostałe rzeczy i pojechałem z Michałem do jego mieszkania. Pooglądaliśmy sobie kilka demek na komodzie oraz najnowszą kolekcję Wacka pt. „Lifework”, którą to dostałem od chłopaków na party. Tradycyjnie już zagraliśmy kilka partii w klasyczną grę „Hat-Trick” i na tym skończył się kolejny dzień pełen przygód. Rano wsiadłem w pociąg powrotny do Szczecina i po kilku godzinach dotarłem do domu. W ten sposób moja wycieczka na X’2010 party dobiegła szczęśliwego końca.

V-12 i C1t0z – afterparty.

X’2010 Party – Galeria zdjęć:


Kończąc niniejszy raport chciałbym przede wszystkim podziękować Kordiaukisowi za mobilne wsparcie i miłą atmosferę (odwaliłeś kawał dużej roboty i biada tym, którzy tego nie docenili), Luke’owi za wspólną podróż pełną dobrej dawki zdrowego humoru i gościnę, a także C1t0zowi za transport i nocleg. Szczególne podziękowania dla Feia za wsparcie. Serdeczne pozdrowienia przesyłam dla wszystkich, których spotkałem na party, a w szczególności dla Oxbowa. 😉 Do zobaczenia!

Pamiątkowy ident z X’2010.

 

V-12/Tropyx
Szczecin, 19.10.2010 r.