sobota , 20 kwiecień 2024

Wywiad z Vj Dominionem

Tysiące fanów na Internecie, dziesiątki sparodiowanych polityków i gwiazd show-businessu, współpraca z telewizją, wzmianki w gazetach – tym i wieloma innymi sukcesami może poszczycić się tajemniczy człowiek o pseudonimie Vj Dominion. Bez wątpienia można go nazwać mistrzem tworzenia muzycznych kompozycji, w które wplatane są wypowiedzi osób przewijających się na co dzień w mediach (bez żadnego nacisku na orientację i osobiste przekonania). Jest także świetnym twórcą teledysków, a sam siebie nazywa „manipulatorem audiowizualnym”. Specjalista od samplingu oraz pionier muzyki rave w Polsce, do której produkcji używał m.in. komputerów AtariAmiga. O jego dotychczasowej karierze audio-wizualnej dowiecie się z lektury niniejszego wywiadu.


V-12: Za nami konkurs na najlepszy remix Twojego utworu „Tuskotronic”. Jak oceniasz jego poziom i czy trudno było Tobie wskazać najlepszą czwórkę?

Vj Dominion: Ogłaszając konkurs zdawałem sobie sprawę z tego, że raczej jakiegoś dużego zainteresowania nie będzie i faktycznie dotarło kilkanaście zgłoszeń na prawie 300 pobrań sample-packa. Większość z nich oscylowała we współczesnych klimatach klubowo-tanecznych z kilkoma wyjątkami. Zaskakująca była dub-stepowa wersja Kubixa czy taneczne ska, które zgotował AgroDj. Z poziomem produkcji było bardzo różnie, autorzy tych słabszych z góry ostrzegali, że nie są zawodowymi producentami i jest to raczej ich pierwszy remiks, który traktują jako zabawę. Do finałowej czwórki trafiły zatem produkcje, które były czymś więcej niż tylko tzw. mash-upem. Podobała mi się 8-bitowa koncepcja Dj Milosa, ale trochę przesadził degradując jakość wokalu, przez co miks stał się nieczytelny. Mr. Pogoszewski zaserwował oldskulowe klimaty, ale 6-minutowy miks był trochę zbyt monotonny. Odpadły też remiksy w których wokal MC Donka rozjeżdżał się z bitem. Najtrudniej było wybrać zwycięzcę z finałowej czwórki, zdecydowały kwestie techniczne typu przester w nagraniu czy zbyt mocno słyszalne różnice w poziomie ścieżek. Wersja D-Mix remake 2011 była bardzo bliska wygranej, ale to jednak Chippy remix najbardziej chodził mi po głowie po przesłuchaniu wszystkich zgłoszonych propozycji.

V-12: Jaki był podstawowy cel tworzenia tego konkursu? Czy chodziło o zachęcenie innych kompozytorów do organizowania podobnych inicjatyw (notabene bardzo popularnych na zachodzie), czy może o większą promocję Twojej dotychczasowej twórczości audio-wizualnej?

Vj Dominion: Konkurs był przede wszystkim ukłonem dla fanów, zarówno tych z YouTube, jak i z Facebooka. Kilkakrotnie przysyłano mi partyzanckie remiksy wcześniejszych produkcji z wysamplowanymi fragmentami prosto z klipów umieszczonych na YouTube. W sieci krąży też „nieoficjalny” remiks zatytułowany „Kurczaki i ziemniaki (Dj JBL club mix)” który powstał ponad rok temu i zawiera fragmenty z oryginalnego klipu. Ponieważ nie brzmi to dobrze, postanowiłem udostępnić ścieżki dźwiękowe oraz acapellę MC Donka. Byłem też ciekaw alternatywnych wersji i na chwilę z producenta stać się zwykłym słuchaczem-odbiorcą. Nie wiem na ile ten konkurs się przełoży na popularyzację tego co robię, ale temat Tuskotronica jest już bardzo mocno wyeksploatowany i myślę, że konkurs jest bardziej promocją osób w nim uczestniczących.

Tuskotronic Remix – wszystkie utwory w całości!

V-12: Pozostawmy zatem temat konkursu dla wnikliwych i poruszmy ogólnie kwestię Twojej bogatej twórczości. Osiągnąłeś popularność w mediach dzięki utworom (nierzadko remiksom), w które wplatasz „wokale” polskich polityków (np. wspomniany przed chwilą „Tuskotronik”), dodając jednocześnie pracowicie wykonaną oprawę wizualną. Ostatnio jednak zacząłeś tworzyć kawałki na temat innych postaci życia publicznego, np. o Dżoanie Krupie. Skąd taka nagła zmiana?

Vj Dominion: Zmiana nie jest aż taka nagła, była w zeszłym roku produkcja z Kamilem Durczokiem w roli głównej, a jeszcze wcześniej w programie Szymona Majewskiego bohaterami niektórych produkcji byli m.in. Hanna Lis, Marcin Prokop, Justyna Pochanke, Wisława Szymborska. Muszę jednak przyznać, że po czterech latach wysłuchiwania śpiewających polityków mam już troszeczkę dość. Kończy się też powoli ich wybór, a perspektywa realizacji kolejnej produkcji z Tuskiem czy też Kaczyńskim wydaje się być trochę wtórna. Stąd pomysł na eksploatację tematyki tzw. celebrytów, osób ogólnie rozpoznawalnych, które czasem budzą emocje nie mniej gorące niż politycy niektórych ugrupowań. Jak dotąd najbardziej popularny okazał się klip z Dżoaną, a w najbliższych planach jest realizacja kolejnych klipów z udziałem osób znanych z popularnych programów rozrywkowych.

V-12: Czy zdradzisz może, kto pojawi się w Twoich najnowszych produkcjach? Może Ojciec Dyrektor? 😉

Vj Dominion: Ojciec Dyrektor jest w planach, na razie kompletuję jego radiowe wypowiedzi. Co do najbliższych planów, na celowniku jest Magda Gessler, Czesław Mozil, Kuba Wojewódzki

V-12: Chciałbym teraz zadać pytanie, które zapewne ciśnie się na usta tysiącom Twoich odbiorców na YouTube. Dlaczego uzależniłeś się od portalu podlupą.pl, w którym publikujesz obecnie pełne wersje swoich filmików? Mnóstwo osób potwierdza, że ich oglądanie w tym miejscu jest niezwykle frustrujące

Vj Dominion: Odpowiedź jest bardzo prosta, jest to w tej chwili jedyny portal, który płaci za moje produkcje. Nie są to jakieś oszałamiające sześciocyfrowe kwoty, ale przynajmniej mogę zarabiać robiąc to, co lubię. Jest to też motor napędowy do kolejnych produkcji. Zdaję sobie sprawę, że niektórzy czują się zawiedzeni faktem, iż nowe rzeczy nie pojawiają się na moim kanale na YouTube, ale wiąże się to z umowami podpisanymi z portalem dla którego powstają klipy. Tak samo było podczas współpracy z TVN-em, wtedy też nowych produkcji nie było na kanale.

V-12: W którym momencie stwierdziłeś, że chciałbyś zarabiać na tym, co tworzysz? Czy może od samego początku nastawiałeś się tylko i wyłącznie na zysk materialny?

Vj Dominion: Nie, oczywiście na początku była to tylko zabawa, a sama koncepcja połączenia niefortunnych wypowiedzi polityków z muzyką i oprawienia to w formę wizualną powstała przypadkiem. Zaczęło się od klipu „Welcome Everybody”, gdy dostałem od znajomego link do słynnego wystąpienia Wojciecha Olejniczaka w języku angielskim. To był okres, kiedy YouTubowe przeróbki dopiero zaczęły zyskiwać na popularności, a niejakim pierwowzorem dla mnie była słynna produkcja „Co się stao?” z Maćkiem z Klanu w roli głównej. Mój debiut to był bardzo prosty klip, zrealizowany w rozdzielczości 352×288, co dziś brzmi bardzo topornie przy standardzie HD. W warstwie muzycznej wykorzystałem sample powycinane z kawałka „Move Your AssScootera z wersji w wykonaniu szkockiej grupy Ultrasonic. Dodałem własną ścieżkę perkusyjną i pociętego Olejniczaka. Umieszczając klip na YouTube, traktowałem to jako zwykły dowcip, ot co by było, gdyby Scooter zmienił wokalistę. To było pod koniec czerwca 2007, zaraz potem wyjechałem na wakacje w miejsce, gdzie nie dociera nawet sygnał telefonu komórkowego i w sumie zapomniałem o całej sprawie.

Gdy wróciłem po dwóch tygodniach okazało się, że klip zaczyna żyć własnym życiem, liczba wyświetleń rośnie w zastraszającym tempie, napisało o nim kilka portali internetowych, pokazywali go nawet w Szkle Kontaktowym. Dotarło do mnie, że taka forma się przyjmuje, a głównym elementem przyciągającym uwagę jest mniej lub bardziej irytujący polityk. Wtedy cztery lata temu, polityka budziła bardzo silne emocje. Oczywiście budzi je i teraz, ale społeczeństwo chyba jest już trochę znużone ciągłym politycznym zamieszaniem, swoje dołożył też kryzys. Natomiast w 2007 roku wszystkim żyło się chyba odrobinę lżej, to był wciąż czas gospodarczego wzrostu, rosnącego wynagrodzenia, taniego cukru więc tolerancja na taki rodzaj humoru była większa.

Zachęcony sukcesem pierwszej produkcji postanowiłem zrobić następną, miałem kilka pomysłów kogo by tu wykorzystać, miał być mocno kontrowersyjny wtedy minister edukacji Roman Giertych, ale w końcu wybór padł na Annę Fotygę i jej taką trochę niefortunną wypowiedź o hardkorowych negocjatorach. To się działo tuż po dość trudnych negocjacjach dotyczących Traktatu Lizbońskiego, gdzie Lech Kaczyński podczas szczytu w Brukseli konsultował się telefonicznie z Jarosławem Kaczyńskim, co wprawiło z zdumienie obecnych przy stole negocjacyjnym Tony’ego Blaira i Angelę Merkel. Całe zamieszanie podkreślało fakt zależności Lecha od Jarosława, a wypowiedź Fotygi jeszcze bardziej obróciła tę sytuację w dość komiczne wydarzenie. Stąd w klipie „Hardcore Negotiators” bliźniacy i przywódcy europejscy oraz wysamplowany z Chemical Brothers oraz z Pubic Enemy tekst “The brothers gonna work it out”. Teledysk powtórzył sukces „Welcome Everybody”, ponownie rozpisały się portale, była wzmianka w artykule w Przekroju, tym razem Szkło Kontaktowe skontaktowało się ze mną prosząc o zgodę na emisję fragmentu. Coś tam się zaczęło dziać, ludzie już kojarzyli mój pseudonim. Wtedy dostałem propozycję współpracy z programem „Szymon Majewski Show”. Sama propozycja była dość zaskakująca, nie spodziewałem się że w zaledwie dwa miesiące od internetowego debiutu trafię na antenę telewizyjną. Przecież takie historie zdarzają się tylko w USA. 🙂

 

V-12: Jak wyglądała Twoja współpraca z TVN-em?

Vj Dominion: Praca dla TVN-u to było ciężkie wyzwanie, trzeba było co tydzień przygotować nową produkcję. W poniedziałek dostawałem jakieś urywki wypowiedzi z których albo sam coś wybierałem albo producent programu decydował kogo w tym tygodniu parodiujemy. Najpóźniej do środy musiałem przygotować wersję dźwiękową (a w większości przypadków były to albo autorskie kompozycje albo tzw. soundalikes, czyli covery, ale ze zmienioną linią melodyczną – tak na przykład przerobiłem 2 Unlimited „No Limit” i „Get Ready For This”, piosenkę z Tik-Taka czy Right Said Fred „Too Sexy”). Najpóźniej na sobotę musiałem skończyć wersję video, w niedzielę w TVN-ie była kolaudacja i czasem trzeba było coś poprawić, na przykład w produkcji z Anną Sobecką przy scenie z baunsującym Maybachem musiałem wymienić głowę Ojca Dyrektora na głowę Sobeckiej, chyba bali się kolejnego skandalu. Czasami poprawki były wprowadzane w poniedziałek rano. A później od nowa, kolejny przegląd materiału, muzyka, video i kolejny poniedziałek, i tak przez dwa sezony programu. Czasem pomagała mi Dominika Kurdziel, która w redakcji programu zajmowała się oprawą muzyczną. To ona pocięła wypowiedź posła Kamińskiego o „usytasach”, ja tylko przygotowałem animację video.

V-12: W jakich okolicznościach więc zakończyła się Twoja przygoda z programem Szymona Majewskiego?

Vj Dominion: Myślę, że po dwóch intensywnych sezonach sama koncepcja muzycznej końcówki trochę się wyczerpała. Ostatnie trzy/cztery były robione na siłę, a ja preferuję jakość nad ilość. Inna sprawa, że producent zastąpił końcówki muzyczne skeczami o dyskusyjnym poziomie humoru i padło sakramentalne „zadzwonimy”. Mimo wszystko cieszę się, że mogłem brać udział w tej produkcji w momencie najwyższej oglądalności programu.

V-12: Jak oceniasz z perspektywy czasu swoje pierwsze „przeróbkowe” produkcje?

Vj Dominion: Bardzo, bardzo toporne. Wykonane w przestarzałym formacie 4:3 i nie wolne od pewnych błędów warsztatowych. Z czasem trochę się podszkoliłem i nabrałem większej wprawy. Przed pierwszą produkcją z Olejniczakiem montowałem tylko proste rzeczy nagrane kamerą do domowego archiwum. W sferze muzycznej, nie korzystałem jeszcze wtedy z Auto-Tune do wokalizowania wypowiedzi, to pojawiło się dopiero w zeszłym roku.

V-12: Twoim najnowszym internetowym hitem jest „Dopal Dopalacze” z Beatą Kempą w roli głównej. W warstwie muzycznej mamy do czynienia ponownie z klimatami Gabber’owymi. Czyżbyś w ten sposób chciał nawiązać do swojej legendarnej już produkcji „Hardcore negotiators”? 🙂

Vj Dominion: Tam są wykorzystane nawet te same sample, co w klipie z Anną Fotygą. 😉 Miało już nie być polityków, ale nie mogłem się powstrzymać od wykorzystania tej emocjonalnej wypowiedzi. Pierwotnie miało być reggae, później próbowałem zrobić podkład w klimatach hippisowskich, ale dopiero stylistyka gabberowa się tutaj sprawdziła.

V-12: Czy zakładasz sytuację, w której pewnego dnia skończą Ci się pomysły na nowe przeróbki?

Vj Dominion: Zawsze tak jest po ukończeniu kolejnej produkcji. Są oczywiście pomysły na to, kto mógłby być bohaterem kolejnego filmu ale nigdy nie wiem dokładnie, co dalej. Bardzo dużo zależy od muzyki, która powstaje w pierwszej kolejności. Próbuję różnych rzeczy aż powstanie coś, co będę mógł wysłuchać ze sto razy i nie znudzi mi się to za sto pierwszym. Dopiero potem rodzi się koncepcja jak to zobrazować i to jest najtrudniejsze. Staram się korzystać z różnych rozwiązań graficznych, były zwykłe sklejki video, była animacja warstwami, był greenscreen, był motion-tracking. W najnowszej produkcji wykorzystałem technikę rotoskopii, która polega na poklatkowym wycinaniu postaci z oryginalnego nagrania i nakładaniu jej na nowe tło.

V-12: Które z przeróbek „konkurencji” uważasz za najlepsze i dlaczego?

Vj Dominion: Oczywiście niezapomniane „Co się stao” ze względu na świetne połączenie muzyki z obrazem oraz zeszłoroczna krzyżowa produkcja Mr. Heka, która mnie zmotywowała do opanowania Auto-Tune. Wcześniej próbowałem uzyskać ten efekt w Renoise, ale udało się dopiero w Cubase. Spodobała mi się też przeróbka Tuskotronica zatytułowana „Donald Tusk zapier…”. Pomimo minimalnej ilości własnego wkładu, autor czyli StudioLucek, zgrabnie połączył kilka elementów.

V-12: Czy kiedykolwiek poniosłeś jakieś negatywne konsekwencje z tytułu tworzenia parodii znanych postaci ze świata polityki i show-businessu?

Vj Dominion: Mieszkam na przeciwko komisariatu policji, ale póki co chyba jeszcze nie wystawili za mną listu gończego. 😉 A tak na serio, jedyny zgrzyt był podczas produkcji „Odkryte części ciała” dla TVNu. Okazało się, że wybuchł mały skandal, sprawę komentował sam Dj Cymek, czyli Tadeusz Cymański. Doszło do tego, że klip został wycięty z powtórki programu i zdaje się już więcej go nie pokazano. O ile mi wiadomo, obyło się bez procesu o zniesławienie.

V-12: Chciałbym, abyśmy teraz porozmawiali o początkach Twojej muzycznej kariery. Rok 1991 i studio Tranceptal. Powstają pierwsze utwory pod szyldem The Noise

Vj Dominion: Pierwsze nagrania z pomocą Atari to był wrzesień 1991 gdy zacząłem eksperymenty z programem Digi-Drum, a The Noise to był projekt, który powstał pod wpływem tego, co oglądałem i słuchałem na MTV. Były to czasy wczesnej muzyki house/techno, a wtedy nie było łatwo z dostępem do takiej muzyki. Były co prawda kasetowe składanki z serii „Techno House” wydawane przez Takt (który kilka lat później przemienił się z pirackiego wydawcy w legalną tłocznię) ale głównym źródłem były teledyski nadawane w MTV, a konkretnie w piątkowej audycji „Party Zone”. Oglądając te klipy i czytając amerykański miesięcznik „Keyboard” wiedziałem mniej więcej jak powstaje taka muzyka od strony studyjnej, ale oczywiście nie było mnie wtedy stać na zakup profesjonalnych syntezatorów czy samplera Akai.

Miałem do dyspozycji tylko Yamahę PSR-37 i samo Atari. Dokupiłem w sklepie muzycznym ośmiokanałowy polski mikser dźwięku i w takiej konfiguracji nagrywałem eksperymentalne produkcje oparte o rytmy programowane w Digi-Drum i syntetyczne barwy grane z PSR-37. Nie dysponowałem wtedy jeszcze żadnymi procesorami efektów typu delay czy reverb, były to zupełne początki funkcjonowania domowego studia. Od strony muzycznej były to takie pionierskie nagrania w stylistyce house/techno, o ile mi wiadomo wtedy jeszcze chyba nikt takiej muzyki nie nagrywał w Polsce, kojarzę tylko duet Jamrose, ale to było kilka lat później. Ogólnie dominowała muzyka rockowa i tzw. chodnikowa.

V-12: Skoro już wspomniałeś o Atari (800XL) to powiedz, w jaki sposób wykorzystywałeś ten komputer do tworzenia muzyki?

Vj Dominion: Atari dostałem od rodziców na gwiazdkę w grudniu 1986 i przez pierwsze trzy-cztery lata służył głównie do gier, z czasem do prostego programowania w Basicu (głównie były to listingi przepisywane z Bajtka i Mojego Atari). Z ciekawości testowałem nieliczne programy muzyczne dostępne na małe Atari, kojarzę Rhythmizer w którym można było zaprogramować proste sekwencje rytmiczne i jeszcze jeden program, który pozwalał na granie prostymi tonami wprost z klawiatury komputera. Tak naprawdę dopiero Digi-Drum pozwalał na ciekawe wykorzystanie Atari jako namiastki automatu perkusyjnego. Programowałem w nim tzw. patterny, które tworzyły song, czyli zamknięty utwór perkusyjny. Songi można było zapisywać i do tego celu wykorzystywałem magnetofon XC-12, to były krótkie recordy i kilka obrotów taśmy. Digi-Drum brzmiał trochę jak namiastka legendarnego Rolanda TR-909, którego notabene widziałem w Warszawie w komisie muzycznym w 1993 r., ale wtedy był poza moim zasięgiem finansowym. Tuż przed wymianą Atari na Amigę testowałem Chaos Music Composer, czyli polski tracker na 8-bitowe Atari. Powstało nawet jedno testowe nagranie, ale wtedy już bardziej myślałem o Amidze i samplingu.

V-12: Odbiegając na chwilę od tematu, zapewne słyszałeś, że legenda muzyki elektronicznej, pan Sławomir Łosowski, do dziś używa Atari do tworzenia swojej genialnej muzyki? 😉

Vj Dominion: Tak wiem, czytałem niedawno wywiad w Estradzie i Studio, co prawda Sławomir korzysta z Atari ST, ale pamiętam czasy gdy wystarczał mu Commodore 64. 🙂 Ja niestety byłem skazany na małe Atari.

V-12: No właśnie… Miałeś w swoim życiu jakieś doświadczenie z Commodore 64?

Vj Dominion: W sumie tylko z C16 na kursie programowania w 1985 roku, na C64 grałem sporadycznie w kilka gier, ot wszystko. Ostatnio zainstalowałem sobie emulator C64 celem przetestowania Commodorowskiej wersji syntezatora mowy.

V-12: Czyli bliższe Twojemu sercu są Atari i… Amiga? Opowiedz coś o wykorzystywaniu przez Ciebie Amigi do tworzenia muzyki.


Vj Dominion:
Atari nie było większego wyboru, gdy go kupowaliśmy w Pewexie za PRLowskie dolary czyli bony, w sprzedaży było tylko 800XL, akurat udało się załapać na ostatni egzemplarz i reszta kolejki odeszła z kwitkiem. Podejrzewam, że gdyby wtedy na półce stał C64, dzisiaj byśmy sobie więcej podyskutowali o produktach Commodore. Na Amigę 500 przesiadłem się po sprzedaży Atari. Dostałem używany egzemplarz z obowiązkowym zestawem dyskietek, na których było trochę gier, a wśród użytków program o nazwie Protracker i towarzyszące mu trzy dyskietki z samplami z serii ST-Discs. Po kilku eksperymentach na Protrackerze, w grudniu 1992 powstała pierwsza produkcja „Timesquared”, gdzie wykorzystałem sample z serii ST i dograłem kilka melodii z PSR-37. Wkrótce potem stwierdziłem, że wykorzystałem już w pełni dostępne sample i postanowiłem wykorzystywać własne. W tym celu dokupiłem do Amigi sampler, czyli przetwornik analogowo-cyfrowy, który podłączało się pod port drukarki w Amidze, a do gniazd RCA wpinało się kabel podłączony do wieży. W ten sposób zacząłem samplować dźwięki z kaset ze wspomnianej serii „Techno House” i tak powstała pierwsza samplowana produkcja, którą był remix „No Limit” grupy 2 Unlimited. Akurat wtedy Takt wypuścił maxisingla na kasecie z różnymi wersjami i można było powycinać rozmaite fragmenty. Podłożyłem pod nie własną ścieżkę perkusyjną, ale oczywiście efekt był dość mierny.

Amiga 500 była wyposażona w 1 MB pamięci RAM i pozwalała na 4 sekundowy sampling przy 22khz w 8-bitowej rozdzielczości. Powoli, acz systematycznie, gromadziłem przeróżne sample zgrywane z kaset magnetofonowych, kompaktów, płyt winylowych, radia, telewizji, a czasem i krótkofalówki czy telefonu stacjonarnego (komunikaty telefonicznej zegarynki czy wiadomości powitalne z automatycznych sekretarek). Po trzech-czterech latach doszło do tego, że miałem około 500 dyskietek z samplami zapisanymi bez składu i ładu, a znalezienie konkretnej próbki było mocno frustrujące. Sytuację poprawił zakup pierwszego dysku twardego, wtedy już przesiadłem się na Amige 1200, którą przełożyłem do towera polskiej firmy Mikronik. W międzyczasie okazało się, że sample można też po prostu kupić. Pierwsze jakie nabyłem to zestaw kilkunastu dyskietek z próbkami Williama Mobiusa, który wówczas pisywał artykuły o dźwięku dla Magazynu Amiga. To były dość ciekawe próbki zgrywane z różnych syntezatorów o bardzo dobrej jak na tamte czasy jakości. Innym razem zakupiłem wysyłkowo kasety magnetofonowe z nagranymi samplami, kompletny miszmasz dźwiękowy – od efektów, przez syntetyczne barwy po sporadyczne breakloopy.


Sama Amiga służyła mi głównie jako sampler. Nigdy nie tworzyłem modułów ani nie brałem udziału w tzw. demoscenie. Uważałem, że cztery kanały dźwięku dostępne w trackerze to zdecydowanie za mało. Dlatego sygnał z Amigi kierowałem do miksera gdzie nakładałem pętle opóźniające i pogłos celem poszerzenia panoramy stereo (próbki oczywiście były monofoniczne). Do tego dochodziła korekcja graficzna w każdym kanale miksera i dogrywane partie klawiszowe z PSR-37Rolanda SH-101. Za mikserem miałem jeszcze wpięty stereofoniczny equalizer, który uwypuklał basy i koloryzował wysokie tony. Z czasem doszło więcej procesorów efektowych, takich jak flanger, chorus, octaver, phaser czy stereofoniczny delay.

V-12: W jaki sposób powstają Twoje utwory w czasach obecnych? Używasz może jeszcze do tego celu Amigi?

Vj Dominion: Nie, Amigę sprzedałem w 1997 i przesiadłem się na peceta. Wcześniej miałem jeszcze nadzieję, że Amigę da się rozbudować – stąd była przekładka do towera, zakup dysku twardego, cd-romu, rozbudowa pamięci do 32MB i zakup szybszego procesora, ale najważniejszy element, czyli karta dźwiękowa Delfina była zdecydowanie za droga i summa summarum taniej wyszło złożyć peceta. Akurat wtedy pojawił się nowy Cubase, który oferował 32 ślady audio, efekty na wtyczkach VST i zdecydowanie lepszą jakość dźwięku niż Amiga. Korzystałem też przez kilka lat z FastTrackera, z którego w 2004 roku przesiadłem się na Renoise. Do dzisiaj korzystam z zestawu SoundForge, Renoise i Cubase. Oczywiście dochodzi do tego cała masa wirtualnych syntezatorów chociaż nadal mam SH-101.

V-12: Porozmawiajmy jeszcze chwilę o Twojej twórczości z lat 90’ych. Najpierw o kompozycji „Hail To The Rain God”. Brzmi ona na prawdę 0ldsk00l’owo, a do tego ciekawy teledysk, dzięki któremu ludzie myślą, że był on puszczany w MTV… 😉

Vj Dominion: Teledysk powstał głównie dlatego, że nie chciałem udostępniać samego audio z czarnym ekranem, czy też statecznym obrazkiem, to by było zbyt nudne. Poza tym we wczesnych latach 90-tych byłem mocno inspirowany teledyskami z MTV i zawsze chciałem takie klipy realizować do własnych produkcji. Oczywiście było to wtedy niemożliwe ze względów technicznych ale dzisiaj jest to już bardzo proste. W klipie wykorzystałem fragmenty graficznych elementów z oldskulowych teledysków oraz Indian z plemienia Wuauquikuna, ot taki sampling video. Całość wystylizowałem na zgranie VHS z MTV, ale z powodu nadgorliwości koncernu Viacom, który systematycznie usuwa z YouTube wszystko, co jest oznaczone tym logiem, trochę zmodyfikowałem samo logo i wyszło WTV.

Sama kompozycja powstała w kwietniu 1994 i była inspirowana dość deszczową wtedy wiosną. Zawiera autentyczne grzmoty, które zarejestrowałem mikrofonem wystawionym przez okno. Była to też jedna z pierwszych produkcji, w której wykorzystałem breakbeat – w tym przypadku wysamplowany loop z nagrania „Move Your Body” grupy Xpansions. Końcówkę oryginalnego teledysku widać zresztą na samym początku klipu. 😉

 

V-12: Inspirowała Ciebie także muzyka rave, czego dowodem jest wspaniały kawałek „All The Ravers In The Nation”. Nie sądzisz, że były to jedne z najlepszych lat w muzyce elektronicznej?

Vj Dominion: Zdecydowanie tak, na początku lat 90. w zasadzie wszystko brzmiało innowacyjnie i świeżo. Oglądając co tydzień „Party Zone” za każdym razem pojawiało się kilka bardzo ciekawych produkcji, było słychać jak muzyka elektroniczna gwałtownie ewoluuje i był to bardzo silny impuls by spróbować zrobić coś podobnego. Wpierw było to programowanie sekwencji rytmicznych, potem sampling, wyszukiwanie breakloopów, potem ich cięcie, przyspieszanie vocali, timestretching. Byłem głównie inspirowany tym, co się działo w Wielkiej Brytanii. Takie grupy jak KLF, Altern 8, Sy-Kick, Urban Shakedown, Fantasy UFO, Shades Of Rhythm, Dream Frequency, Bizarre Inc, SL2, N-Joi, Sonz Of A Loop Da Loop Era, Urban Hype, Messiah, Nu-Matic, Bassheads, Kicks Like A Mule czy znane zapewne wszystkim The Prodigy ukształtowały moje podejście do samplingu i tego, jak aranżować muzykę i budować w niej napięcie. Z kolei „All The Ravers…” to była późniejsza faza produkcji, gdy słuchałem już bardziej europejskiej odmiany muzyki rave, czyli Dune, Marushy, Westbama czy nieśmiertelnego Scootera. 🙂

V-12: Nie zatrzymałeś się jednak przy muzyce rave i w drugiej połowie lat 90-ych miałeś swój epizod z muzyką hip-hop’ową

Vj Dominion: Gdzieś w 1997 roku przestała mnie interesować muzyka elektroniczna, która powoli traciła swoją świeżość. W międzyczasie zaczęła się u nas rodzić scena hip-hopowa, a mnie zawsze interesowało takie brzmienie. W jednym z warszawskich domów kultury poznałem Dawida Kornagę z którym założyliśmy projekt Hipnoza. Dawid pisał teksty, a ja pisałem muzykę. Celowo nie używam tutaj określenia „podkłady” bo to, co nagrywałem dla Hipnozy, to nie były kilkuminutowe pętle oparte na jednym samplu tylko muzyka, która posiadała własne linie melodyczne, wstęp, rozwinięcie i zakończenie.

Pracowałem już wtedy na pececie, więc była okazja wykorzystać potencjał wielościeżkowego Cubase’a. Nagraliśmy kilka wstępnych kawałków, jeden z nich „S+M” pojawił się na płycie dołączonej do „Magazynu Hip-Hop”, kolejna produkcja z wysamplowaną Urszulą pt. „Toootalna Hipnoza” trafiła na jedno z wydań „Dj’s Mix Club” oraz na piracką składankę sprzedawaną na bazarach. Znaleźliśmy się tam w towarzystwie Edyty Górniak, Manaamu, Anity Lipnickiej i Maryli Rodowicz. Dość surrealistyczne doświadczenie, zwłaszcza że kawałek powstał na zwykłym pececie wyposażonym w kartę SoundBlaster. Gościliśmy też dwukrotnie w audycji Druha Sławka „Raptajm” nadawanej w kultowej Radiostacji.

Projekt muzyczny Hipnoza

V-12: Wielokrotnie poruszałeś w naszej rozmowie kwestię samplingu. Dziesiątki legendarnych zespołów korzystało i korzysta nadal z tej metody tworzenia swojej muzyki. Jakie jest Twoje ogólne podejście do tego tematu?

Vj Dominion: W zasadzie nie ma produkcji w której nie korzystałbym z sampli, najczęściej są to próbki perkusyjne. Kiedyś samplowałem całe loopy perkusyjne, wynikało to z mody na breakbeat i ograniczeń technicznych na Amidze, dzisiaj raczej konstruuję własne frazy rytmiczne w których zestawiam sample z różnych źródeł. Ostatnio sampluję dźwięki tylko z polskich nagrań wydanych przed rokiem 1990. Sample wycinam z płyt winylowych, z kompaktowych re-edycji, z kaset magnetofonowych, z archiwalnych audycji radiowych i telewizyjnych, z filmów fabularnych, dokumentalnych jak i z kronik filmowych. Jest to istna kopalnia nie do końca odkrytych i raczej niewyeksploatowanych dźwięków, które na swój sposób brzmią w miarę oryginalnie ze względu na izolację kulturową Polski w czasach PRL-u. Często jest tak, że z danej płyty wycinam tylko dwu-trzy sekundową próbkę która mnie zaintryguje. Czasem bywa i tak, że przesłuchując płytę nie znajduję nic ciekawego.

V-12: Jedni są uwielbiani i szanowani (The Prodigy), drudzy krytykowani, a wręcz szkalowani (Scooter, Timbaland). Czy korzystanie z sampli i loop’ów nie jest jednak oznaką jakiejś słabości ze strony muzyka, próbą zamaskowania jego braku umiejętności artystycznych?

Vj Dominion: To oczywiście wszystko zależy od podejścia danego artysty/wykonawcy do tematu samplingu. Można robić to w sposób bardzo wyrafinowany jak Liam Howlett z The Prodigy, który składa swoje produkcje z kilkunastu bardzo dobrze dopasowanych próbek pochodzących z przedziwnych źródeł, można też jak Scooter bezwstydnie wstawić półminutowy oklepany sampel. W czasach swoich Amigowych produkcji starałem się nie wykorzystywać zbyt ogranych dźwięków, stąd moje eksperymenty z samplowaniem polskiego automatu perkusyjnego Unitry o nazwie Rytm-16 czy wyszukiwanie egzotycznych wokali do „Gonna Bass You”. Nagrywałem wtedy też własne sample atmosferyczne jak deszcz, grzmoty, przejeżdżające samochody na mokrej nawierzchni czy tramwaje. Byłem nawet z mikrofonem i przenośnym magnetofonem w warszawskim zoo. Oczywiście korzystałem wtedy z płyt z samplami, chociażby z miesięcznika Future Music czy Soundcheck bo niełatwo było o próbki. Dzisiaj staram się tego unikać ponieważ wiele bibliotek dźwiękowych jest bardzo do siebie podobnych – obowiązkowa sekcja posamplowanych automatów perkusyjnych, housowe loopy, i inne brzmienia które już słyszałem setki razy. Dlatego szukam dźwięków w polskich fonogramach sprzed okresu transformacji i wszechobecnego samplingu. Próbki tam znalezione traktuje jako swoistą paletę dźwiękową która posłuży mi przy kompozycji nowego materiału.

Dj Dominion podczas nagrywania sampli

V-12: W Internecie starasz się być osobą anonimową, znamy Ciebie głównie z pseudonimu i wizerunku zakapturzonego tajemniczego człowieka w okularach przeciwsłonecznych. Czy Twoi znajomi i rodzina wiedzą, kim jesteś i co tworzysz?

Vj Dominion: Rodzina i najbliżsi znajomi wiedzą i chyba traktują mnie z przymrużeniem oka. Moja dziewczyna jakoś znosi te moje hobby, ale mojego internetowego wizerunku już nie (chociaż bardzo mi pomogła przy wykonaniu bluzy do Farbostartera). Powód do zachowania anonimowości był bardzo prosty – jestem raczej zaprzeczeniem archetypowego vloggera, nie czuję żadnej potrzeby pokazywania się na siłę w Internecie (a wszyscy wiemy do czego to prowadzi na przykładzie niejakiego Luntka).

V-12: Co prawda temat ten był już poruszany w wywiadzie telewizyjnym, ale nie widzę przeciwwskazań, abyś wspomniał coś o swoim wykształceniu muzycznym… 😉

Vj Dominion: Wykształcenia muzycznego w zasadzie brak, jeśli nie liczyć dwuletniej nauki gry na elektronicznych instrumentach klawiszowych w latach 1989-1990, głównie na prostych keyboardach CasioYamaha. To był taki kurs podczas którego poznałem podstawy gry i nauczyłem się chwytać kilkanaście najpopularniejszych akordów. Wtedy też po raz pierwszy zetknąłem się z samplingiem, na wyposażeniu było Casio SK-100 na które można było wgrywać dwusekundowe próbki w rozdzielczości 10khz.

V-12: Występowałeś może kiedykolwiek na żywo? Jeżeli tak, to opowiedz, jak to wyglądało.

Vj Dominion: Mój pierwszy występ live miał miejsce we wrześniu 1994 we Wrocławiu. Wyczytałem w miesięczniku Muzyk informacje o przesłuchaniach dla wykonawców/zespołów, zabrałem Amigę plus klawisze i wybrałem się w podróż pociągiem. Na miejscu okazało się, że przesłuchania odbywają się w klubie Rocker, a na miejscu są same kapele rockowe. Klub notabene mieścił się w piwnicach Polskiego Związku Głuchych. Same przesłuchania były bardzo głośne – rzężące gitary, trzaskające talerze perkusyjne i ryczący wokaliści, a pośród tego wszystkiego ja z Amigą grający breakbeatowe kawałki. Wróciłem do Warszawy ostatnim pociągiem nie czekając na jakikolwiek werdykt. 😉

Drugi live to była wizyta w TVP w lutym 1995, wysłałem tam wcześniej kasetę demo w związku z ogłoszonym konkursem typu szukamy nowych talentów. Oddzwonili po tygodniu zapraszając do występu w programie „Swojskie Klimaty” gdzie wykonałem „Feel The Emphasis”. Cała Polska mogła wtedy podziwiać ekran Protrackera. Konkursu co prawda nie wygrałem, ale zaprosili mnie kilka miesięcy później na nagranie programu w Sopocie na słynnym molo. Pogoda była paskudna, wiało i o mało mi nie zwiało SH-101 do Bałtyku. Okazało się później, że gdy akurat grałem, to nie było wejścia na żywo.

Po raz trzeci na żywo miałem wystąpić w TVP w czerwcu 1996, tym razem uczestnicząc w konkursie organizowanym przez program „Co jest grane”. To był konkurs dla młodzieży grającej na klawiszach. Przyjechałem tradycyjnie z Amigą, syntezatorami, mikserem i całą masą sprzętu z domowego studia. W konkursowym jury zasiadał Marek Biliński. W pewnym momencie podszedł, popatrzył sobie na Amigę, klawisze, mikser i nagle pokazując palcem na toporną blaszaną konstrukcję zapytał „A cóż to takiego?”. Poinformowałem go uprzejmie, że jest to eksperymentalny model przesteru gitarowego, który został skonstruowany przez zaprzyjaźnionego gitarzystę-elektronika amatora, a służy on do przesterowania dźwięku płynącego z Rolanda SH-101. Uprzedziłem go też, żeby go lepiej nie dotykał, bo zdrowo kopie prądem. Biliński pokiwał w zadumie głową, postał jeszcze przez moment i odszedł bez słowa. Natomiast sam występ nie wypalił. Miałem zagrać „Dancing At Tranceptal”, pierwszy kawałek, który zrealizowałem przy pomocy polskiego trackera o nazwie Digibooster. Program pozwalał na korzystanie z sześciu ścieżek dźwiękowych wykorzystując lekki downsampling. Posiadał jednak oryginalne zabezpieczenie przeciwpirackie, mianowicie podczas pracy wymagał obecności zewnętrznej stacji dyskietek której wtedy oczywiście ze sobą nie zabrałem. W ten sposób Digibooster nie zagrał i sam występ nie doszedł do skutku.

Ostatni koncert miał miejsce w styczniu 1997 roku. Tworzyłem wtedy w raz z człowiekiem ukrywającym się pod pseudonimem Gambeat duet CMC 9717. Poznaliśmy się przypadkiem, Gambeat miał peceta i na nim składał moduły w dość podobnych klimatach. Na początku wymienialiśmy się samplami, później były pierwsze wspólne projekty realizowane u mnie w studiu, wreszcie postanowiliśmy zorganizować rave i zagrać na żywo. Wybór padł na zaprzyjaźniony dom kultury, gdzie była odpowiednia sala do występu. Porozdawaliśmy wcześniej na mieście flyery reklamujące nasz rave. Przyszło raptem trzydzieści osób. Graliśmy dość głośno i szybko. Na koniec okazało się, że publiczność dosłownie wymiotło, nikt się nie ostał. I to był koniec występów na żywo. 🙂

V-12: Czyli generalnie można powiedzieć, że Twoje występy na żywo nie zakończyły się jakimś spektakularnym (oczekiwanym?) sukcesem… Czy jest zatem szansa, że kiedykolwiek staniesz jeszcze na scenie i zagrasz dla tysięcy (!) fanów?

Vj Dominion: Żeby nie zabrzmiało to aż tak pesymistycznie, dodam tylko, że zagrałem też kilka swoich numerów na własnej studniówce i wszyscy doskonale się bawili przy „All The Ravers In The Nation”. 🙂 Co do ponownych występów, być może po zrealizowaniu materiału na planowaną płytę, ale to jeszcze nie w tym roku.

V-12: Właśnie wyprzedziłeś moje kolejne pytanie – miałem się spytać o możliwość wydania przez Ciebie płyty. Czy to będzie DVD ze wszystkimi Twoimi teledyskami, czy może całkiem coś innego, nowego i odbiegającego stylistyką od dotychczasowej twórczości?

Vj Dominion: DVD z teledyskami raczej nie będzie, część produkcji została sprzedana i można je oglądać poza YouTube. Sytuacja przypomina sprzedaż obrazu przez malarza, który dostaje za niego jakąś symboliczną kwotę, a prawdziwą fortunę zbijają kolekcjonerzy, zaś dzieło można podziwiać w jednym konkretnym miejscu, jeśli nie liczyć reprodukcji. Bardziej się koncentruję na sferze muzycznej, chcę nagrać album koncepcyjny oparty tylko na polskich samplach.

V-12: W jakich klimatach będzie utrzymany Twój album? Czy zamierzasz wydać go własnym sumptem, czy może będzie on po prostu dostępny do ściągnięcia za darmo z Twojej strony?

Vj Dominion: Docelowo chciałbym go wydać na fizycznym nośniku, raczej w ramach mniej lub bardziej niszowej polskiej wytwórni. Płyta będzie traktować o przeszłości, o przemijającym czasie i będzie utrzymana w klimatach abstrakcyjnego hip-hopu.

V-12: Zbliżamy się do końca naszej rozmowy… Co chciałbyś przekazać swoim fanom, wielbicielkom, czytelnikom River’s Edge (którzy dzielnie dotrwali w lekturze do tego miejsca), Luntkowi? 😉 Oczywiście żartuję z Luntkiem ;).

Vj Dominion: Luntkowi chciałbym przekazać, żeby już nie podążał tą drogą. 😉 Wszystkim fanom dziękuję za wszelkie wyrazy uznania i konstruktywną krytykę. Mam nadzieję, że gdzieś w połowie roku ukaże się druga część Megamiksu. A czytelników River’s Edge zapraszam na swoją stronę vjdominion.pl.

V-12: Bardzo Ci dziękuję za ten niezwykle ciekawy i obszerny wywiad i życzę Tobie dalszych sukcesów w Twojej niezwykłej karierze audio-wizualnej. 😉

Vj Dominion: Dzięki za rozmowę i zainteresowanie.

Wywiad przeprowadził V-12/Tropyx.
Szczecin, 24.04.2011 r.


Oficjalna strona Vj Dominiona: vjdominion.pl

Oficjalny kanał na YouTube: https://www.youtube.com/user/VjDominion

Fanpage na Facebook’u: https://www.facebook.com/VJayDominion