sobota , 21 grudzień 2024

Wywiad z Rafem (organizatorem Silesia Party)

V-12: Dziś gościmy na łamach magazynu Hot Style Rafa, membera Vulture Design i HVSC Crew, organizatora Silesia Party, prywatnie miłośnika komputerów 8-bitowych i zapalonego elektronika.

Przedstaw się czytelnikom i opowiedz w kilku słowach coś na temat własnej persony.

Raf: Witam wszystkich czytelników. Wołają na mnie Rafał, urodziłem się w 1986 r. Miłośnik komputerów – od pierwszego wejrzenia. 😉 Przesadny sentyment do posiadanych przedmiotów wepchnął mnie ostatecznie w szpony retro komputerów. Na co dzień również pracuję z komputerami – głównie jako programista. Po godzinach pochłania mnie elektronika – obecnie bardziej skupiam się na projektowaniu niż naprawach. Ponadto pasjonuję się zabytkową motoryzacją, głównie polskiej produkcji.

V-12: Kiedy po raz pierwszy zetknąłeś się z komputerami?

Raf: Sądzę, że pierwszy raz z komputerem zetknąłem się około 1990-91 r. u dalszej rodziny – był to C64. Pamiętam, że grałem wtedy w „dżdżownicę”, ale to taki bardzo mglisty obraz – miałem wówczas 4-5 lat, nie jestem w stanie podać tytułu, po przejrzeniu gier tego gatunku w serwisie GameBase sądzę, że mogła to być gra Nibly. Pytałem o to rodziców, niestety nie pamiętają tego zdarzenia, to chyba podkreśla moją fascynację. 🙂

V-12: Pamiętasz swój pierwszy dzień z Commodore 64, pierwsze miesiące? Zarywałeś noce, by grać w swoje ulubione gry, czy może miałeś kontrolowany dostęp do komputera?

Raf: Regularny dostęp do komputera (ponownie C64) nadarzył się w 1993 r. – wówczas kuzynka dostała podstawowy zestaw (C64 + datasette + cartridge) i od tego momentu przy każdej wizycie u rodziny ciężko było mnie oderwać od gier. 🙂 Na maszynę do własnej dyspozycji musiałem poczekać aż do 1995 r., jak się później okazało prezent z okazji sakramentu pierwszej komunii świętej wybił we mnie potężniejszy stygmat niż symboliczne ciało Chrystusa. 😉

Pamiętam, że mój pierwszy zestaw to był używany C64G z magnetofonem i kilkunastoma kasetami produkcji Waldemara Czajkowskiego (notabene mój chrzestny przybył ze świdnicy, stąd właśnie te kasety). Zapadła mi w pamięć gra Batty jako jedna z pierwszych, które eksploatowałem po uruchomieniu podarunku. Przez wiele lat spędzałem bardzo dużo czasu przy komputerze, były reglamentacje w dostępie (podobno za małe 😉 ), ale nigdy na klawiaturze nie zasnąłem. Sytuacje, gdy przy sprzęcie wyczekałem świtu wówczas się nie zdarzały. 🙂 Szkoda tylko, że ten egzemplarz C64 działał jedynie około 6 miesięcy.

Mając około 10 lat i drugi już komputer, w 1996 r. zacząłem pisać pierwsze programy w Basicu, pewien zbiór moich programów z lat 1996-99 nawet udało mi się zachować. Programowanie w tak młodym wieku jest chyba zaskakujące mając na uwadze, że większość znajomych wykorzystywało komputery tylko jako konsole do gier.

V-12: Podzielisz się z nimi? Jestem ciekaw, cóż tam na początku płodziłeś, porównamy moje pierwsze dokonania. 😉

Raf: Straszne głupoty płodziłem, ale duma mnie rozpierała. 🙂 Mój prawdopodobnie najambitniejszy wówczas program, używalny edytor fontów 1×1, chyba niestety przepadł (napisany jeszcze w Basicu). Po wielu latach uważam, że trudno było programować coś rozsądnego, nie mając dokumentacji, nie mając stacji dysków, bez narzędzi pokroju turbo assemblera. To przyszło dopiero ok 1999 r., gdy od kolegi pożyczyłem Oceanica (bez Action Replaya, ale nie pamiętam jakiego cartridge ze stacją wówczas używałem). Tutaj muszę dodać, że do stacji brakowało niestety kabla transmisyjnego, więc wtykaliśmy 6 drutów w stację i komputer… Działało. 🙂

V-12: Podobne akcje robiłem ze Spiderem. Rozbrajaliśmy wtyczki din i lutowaliśmy kabelki do pinów, które następnie wtykaliśmy do stacji i C64. 🙂 Skoro mówisz, że trudno było programować bez dokumentacji, stacji dysków i turbo assemblera, to jak w tym kontekście ocenisz pionierską działalność grupy Quartet? Przecież oni nie mieli nic, a jednak tworzyli z powodzeniem różnorodne produkcje na C64.

Raf: To, że osoby będące pionerami w Polsce nie miały w ogóle dokumentacji i opierały się na bliżej nieokreślonej inżynierii wstecznej to tylko mit dla niezorientowanych albo naiwnych. Paweł Sołtysiński (Polonus/Quartet) w wywiadach informował, że przed C64 miał C+4 i to na nim już nauczył się programować. Szczecin jest blisko granicy z Niemcami więc z pewnością dokumentacja w tymże języku była dostępna. Informacje o braku dokumentacji czytałem także przy okazji opisu interpretera Warsaw Basic – rzekomo autorzy nauczyli się asemblera i architektury komputera sami najpierw na Commodore VIC-20 – robili tylko i wyłącznie inżynierię wsteczną, a potem zdobytą wiedzę wykorzystali z C64. Na podstawie własnych doświadczeń mogę powiedzieć, iż zanim miałem dostęp do jakichkolwiek opisów i dokumentacji, byłem skazany na Basic i podglądanie kodów istniejących programów z zadziwieniem… jest Basic… a co się dzieje po tej magicznej komendzie SYS?

Ciekawostką z tego okresu jest to, że losowo pisałem sobie różne „poki” i zauważyłem, że majstrowanie komórką $01 pozwala włączyć i wyłączyć silnik w datasette, niezależnie od położenia przycisku PLAY. Zamiast magnetofonu podłączyłem żarówkę z latarki do styków portu (które wyczytałem… z instrukcji obsługi) od silnika i masy… i miałem wielką radość, choć wtedy jeszcze nie rozumiałem dlaczego żarówka miga.

Gdy zdobyłem pierwsze pisma takie, jak „64+4 & Amiga” czy „C&A”, dowiedziałem się po co jest monitor asemblera i jakie ma polecenia, listingi dla turbo assemblera przepisywałem z czasopism do monitora, zacząłem modyfikować jakieś crack intra itd. Dopiero regularny dostęp do Internetu i pozyskana dokumentacja pozwoliły mi się dalej rozwijać, a wygodne środowisko skrośne pozwoliło już coś większego złożyć. Pierwsze samodzielne programy pisałem jednak zanim Internet był swobodnie dostępny dzięki książce B. Frelka.

V-12: Z doświadczenia, jak i rozmowy, którą przeprowadziłem z Quartetem w zeszłym roku na RetroKompie, trudno jest mi zgodzić się z Tobą w kwestii tego, że brak dostępu do literatury dotyczącej programowania na C64 w latach osiemdziesiątych to mit. Jedyne, do czego pionierzy sceny w Polsce mieli dostęp, to do faktycznie niemieckiej literatury, jaką była… instrukcja obsługi Commodorka (w języku „krzyżackim”, jak to mawia Jemasoft. 😉 Dołączano ją do zestawu przy zakupie komputera. Nie było tam ani grama wiadomości na temat assemblera. Polonus sam pisał sobie monitory, ucząc się kodu maszynowego przez reverse engineering. Tobie, jak wspomniałeś, też się to udało. Przypadkiem odkryłeś, że piąty bit w komórce $01 odpowiada za włączenie/wyłączenie pracy silnika magnetofonu podłączonego do C64! 🙂 Tak więc byłbym ostrożny wypowiadając się na temat czasów, w którym ani mnie, ani Tobie nie było dane poznawać tajników jakiejkolwiek machiny krzemowej.

Raf: Monitor asemblera Polonus miał już w C+4… Wprawdzie do monitora opisu w instrukcji obsługi dla użytkownika nie było, ale już łatwiej było na ślepo bawić się monitorem w C+4 i rozkminiać samodzielnie rozkazy z disasemblacji czegokolwiek, niż wróżyć „pokami” i „peekami” w C64. 😉 W międzyczasie szukałem na ten temat informacji i odszukałem Twój wywiad z Polonusem z 2002 roku – nie pamiętałem już treści tegoż wywiadu i okazało się, że moje obecne logiczne wnioskowanie pokrywa się z tym co napisał Polonus.

Wpisywanie losowych wartości do komórki $01 dla zabawy, a rozczytywanie liczb na rozkazy niepublikowane znając oficjalną listę rozkazów to dość odległe zagadnienia.

Kiedyś do moich drzwi zapukały dwie kobiety. Otworzyłem drzwi i w moim kierunku wyciągnęły „Strażnicę”. Ja na to zapytałem czy dziś rozmawiamy o darwinizmie czy kreacjonizmie (tak, obróciły się i odeszły 😉 ). Widzę analogię tutaj. Komputer nie jest tworem boskim, „kreacjonistycznym” i można go opisać w całości „darwinistycznie”. Dostęp do literatury w latach 80. był na pewno utrudniony, literatura w języku polskim do ok. 1987-88 praktycznie nie istniała, ale twierdzenie, że sukcesy takie, jakie miała grupa Quartet wynikły bez publikacji na temat tych komputerów (a zarazem pewnej wiedzy) jest doprawdy infantylne, szczególnie gdy zestawimy grupę Quartet z Patrykiem Łogiewą (vel. Silver Dream !), który dojścia miał nieziemskie jak na tamte lata, mógł naprawdę wiele załatwić (taka ciekawostka – wiele lat temu kupił ode mnie uszkodzonego Elwro 800 Junior) w tym na pewno soft, sprzęt i książki.

V-12: Akurat znam historię Quartetu i wiem, że oni robili total reverse engineering. Jemasoft pokazywał mi własnoręczne notatki gdzie ręcznie w sposób łopatologiczny wykrywali nielegalne instrukcje procesora (!) (rok około 87), a Polonus nauczył się poprzez reverse engineering kodu maszynowego w ten sposób, że go z głowy wklepywał, taki mózg. 🙂 Dużo by opowiadać. 🙂

Raf: Mnemoniki (hex) z głowy to tylko kwestia potrzeby/doświadczenia/zapamiętania. W wielu mnemonikach warunek (na przykład typ skoku) jest kodowany poszczególnymi bitami… wystarczy zajrzeć np. tu.

V-12: Wspomniałeś też, że uczyłeś się kodowania, korzystając z listingów publikowanych w popularnych czasopismach typu C&A. Jaka jest Twoja opinia na temat reaktywacji tego tytułu (C&A Fan, obecnie K&A Plus)?

Raf: Oryginał był zdecydowanie lepszy, gdyż pisali wówczas ludzie, którzy naprawdę znali się na rzeczy (np. Rafał Piasek vel. Jetboy/Elysium, Klaudiusz Dybowski itd.), mogli się oni wykazać jakimiś wymiernymi sukcesami w pracy z komputerami. Reaktywacje są tylko namiastką tego, co było dawniej, szczególnie mając na uwadze niekompetencje niektórych „redaktorów”. Subiektywnie najbardziej mnie drażnią chyba opisy gier. W dawnych wydaniach namiętnie opisywano już kilkuletnie gry, dzisiaj nierzadko mamy opisy tych samych gier… Nie znajdziemy także wiele o programowaniu czy elektronice – na szczęście na tych polach trzeba się wykazać taką wiedzą, że żaden lamer się tematu nie chwyci (chociaż… jeden taki był). Oczywiście są też osoby, które się pozytywnie wyróżniają, ale pozostanę przy generalizowaniu, bez wskazywania tychże. Te reaktywacje nie przypadły mi do gustu merytorycznie, ale trzeba też mieć na uwadze, że nie jest to w obecnej formie celowane do ludzi, którzy znają się na tych komputerach dogłębnie, raczej dla kompletnych laików oraz osób, którym wystarczy, że ktoś coś w ogóle wydaje. Finalnie człowiek, który ustąpił z funkcji naczelnego redaktora C&A Fan, dzięki nomen omen pracy innych ludzi ma obecnie przepustkę do „pisania” w poważniejszych czasopismach wydawanych na papierze – tajemnica poliszynela pozostanie, czy było to z góry zaplanowane, czy to tylko efekt uboczny. Jako ciekawostkę dodam, że ostatnio rozmawiałem z Bartkiem Dramczykiem na temat pism z tamtych czasów. Wspominał, że jednak czuje się zakłopotany gdy czyta to, co pisał ponad 20 lat temu. Uważam jednak, że po wielu latach to zupełnie naturalne postrzeganie swojej twórczości, po prostu ewoluował. 🙂

V-12: Zdaje się, że jeszcze pod koniec lat dziewięćdziesiątych sięgnąłeś po swój pierwszy edytor muzyczny, jakim był Future Composer. Nawet dwa krótkie zaki ostały się z Twoich początkowych doświadczeń.

Raf: Owszem, ostały się dwie „wspaniałe” kompozycje, jedna w całości wypstrykana przez dzieciaka, który z ledwością poruszał się po FC 2.1++. Druga to modyfikacja jednego z demonstracyjnych utworów. Następne pytanie poproszę 😉

V-12: Wyczułem brak chęci zagłębiania się w temat Future Composera. 😉 Dobra, przejdźmy zatem do roku 2003. Pojawiasz się w nim na scenie C64 jako Raf – dlaczego akurat wybrałeś sobie taki, a nie inny pseudonim?

Raf: No cóż… FC był dawno temu i nieprawda, jeszcze ktoś pokusi się zajrzeć do HVSC i co będzie? ;). Co do ksywki – to jest często spotykany syndrom „Gdybym mógł cofnąć czas zapewne podpisywałbym się inaczej”. W tamtym okresie zazwyczaj byłem znany jako „Miszcz”, głównie w grach komputerowych FPP (co akurat dobrze komponowało się z klęskami moich przeciwników podczas partyjek w Dooma (Doom Legacy po LAN-ie w szkole) ). Niefortunna ksywka to był spontan – Ramos wcielając mnie do Samaru stwierdził, że Miszcz będzie problemem dla ludzi spoza Polski. I tak już zostało, później nie miałem parcia się rebrandować, zapewne wiąże się z tym trochę problemów, o których mógłbyś opowiedzieć. 🙂

V-12: Oj mógłbym, aczkolwiek ja typowego rebrandingu nie zaliczyłem, a jedynie powrót do pierwotnej xywki. 🙂 Ale wróćmy do tematu. Jeżeli dobrze pamiętam, pierwszą produkcją, jaką oficjalnie wydałeś na C64, było jednokilowe intro „Color Shock”, które zajęło trzecie miejsce w Devotion compo (zorganizowanym przez Ramosa i Bzyka na Emu64.pl). Pamiętasz te czasy? 😉

Raf: Color shock to było zdaje się 256 bajtowe intro… Uhm, zasięgnąłem jednak pomocy w CSDb, faktycznie było to jednoblokowe (do 254 bajtów) interko. Przypomniałem sobie, że pełna nazwa to „Color shock in a block”.

V-12: Jakim cudem znalazłeś się w Samarze? Czyżbyś padł ofiarą polowania Ramosa na młode talenty? 😉

Raf: Gdy poznałem Ramosa miałem 16 lat, scena mnie ciekawiła, Ramos mieszkał niedaleko, ja byłem młody i nierozsądny, a na pewno przesadnie zafascynowany… i wylądowałem w Samarze. Color Shock było kartą przetargową, aby wejść do Samaru.

V-12: Z tego, co pamiętam, na początku Twojego prawdziwego scenowania zajmowałeś się częściej muzyką, aniżeli kodem. Brałeś udział w kilku konkursach (m.in. SID Compo) z różnym rezultatem. Która profesja zatem jest Ci bliższa: kod czy muzyka?

Raf: Ależ oczywiście, że muzyka, wystarczy przesłuchać moje wspaniałe autorskie kompozycje, jak i covery, HVSC jest na wyciągnięcie dłoni. 😛

A tak nieco poważniej sądzę, że zdecydowanie bliższe jest mi programowanie. W Samarze ciężko było się odnaleźć jako koder, gdyż wówczas w grupie nie było takowych aktywnych, dostęp do Internetu, gdy wstępowałem do Samaru, nie był taki powszechny, a większość koderskiej sceny na emeryturze – innymi słowy nie miałem mentora.

Ponadto w owym czasie stawiałem chwiejne kroki we Fruity Loops na PC, stąd mogło wynikać pozorne ukierunkowanie na muzykę. Programowanie jest bardziej żmudne, wymaga więcej czasu i pracy, muzykę można wykonać zdecydowanie szybciej. Muszę jednak przyznać, że robienie muzyki na PC przychodziło mi łatwiej niż dla SID-a. Dobrzy muzycy, znający się zarówno na muzyce, jak i będący w stanie opanować zawiłości edytorów i syntezatora są godni podziwu. Ponadto zdarza(ło) mi się także robić grafikę, ale tutaj na pewno nie mówimy o sztuce, tylko o grafice użytkowej. 🙂

V-12: W 2004 roku pojechałeś na swoje pierwsze prawdziwe scenowe party. Jak wspominasz pobyt w Warszawie i co najbardziej utkwiło Ci w pamięci z dziewiątej edycji North Party?

Raf: Pierwsze party? To było ciekawe doświadczenie. Poznałem wtedy na żywo ludzi, z którymi do tej pory miałem kontakt tylko korespondencyjny. Na pewno dała się też odczuć różnica wiekowa (około pół pokolenia) względem części uczestników. 🙂 Większość przybyłych już wówczas określało siebie jako post scenowcy czy emeryci. Dla mnie był to dopiero początek przygody.

Najbardziej w pamięci utkwiło mi klubowe nagłośnienie odgrywające muzykę z C64 – nigdy wcześniej nie słyszałem SID-a w takich warunkach, później już przywykłem. 😛

Z pewnością było też kilka rozczarowań, ale staram się wracać tylko do tych pozytywnych wspomnień.

V-12: Jeszcze w tym samym roku wstąpiłeś do reaktywowanego Vulture Design i stałeś się zarazem głównym filarem tej grupy. Dzięki Tobie ekipa Sępów mogła dopisać do swojego konta kilka ciekawych produkcji. Zdaje się, że „69 Positions” była tą kolekcją, przy której spędziłeś najwięcej czasu?

Raf: Odyn chciał reaktywować grupę na C64 w 2004 r. Wówczas o koderów było trudno, a ja zgłosiłem się jako jedyny i tak już zostało. 🙂

„69 positions” była najbardziej pracochłonnym i wydanym projektem (mimo dużego opóźnienia).

V-12: Opowiesz coś więcej na temat tej kolekcji?

Raf: Kolekcja ta była dość ambitnym przedsięwzięciem. Dużo czasu poświęciłem na różne smaczki, „easter eggs”, uniwersalny loader, efektywną kompresję. Właściwie wszystko, co chcieliśmy uzyskać, trafiło do wypuszczonej produkcji… Pamiętam, że finalnie nie wstawiliśmy tam klonu ponga o którym myśleliśmy jako umilaczu. Tytuł został wybrany przypadkiem, po prostu po pierwszym liczeniu wyselekcjonowanych utworów okazało się, że jest ich dokładnie 69 🙂 i poszliśmy zgodnie z tą liczbą w ramach designu. Elementy graficzne spotkały się z mieszanym odbiorem. Kod źródłowy wraz z towarzyszącymi danymi udostępniłem w sieci, więc każdy może się przekonać, jak wygląda kolekcja od kuchni.

Podsumowując uważam, że produkt ten był przerostem formy nad treścią, co widać choćby po panelu informacyjnym pojawiającym się przy inicjacji programu (sądzę, że szczegóły sprzętowe i listing podłączonych akcesoriów nikomu tutaj się nie przydaje). Jeśli ktoś odważy się to uruchomić i dotrwa do głównego menu, niechaj nie zawaha się nacisnąć klawisze V T E w przytoczonej kolejności. 🙂

V-12: W jaki sposób trafiłeś do HVSC Crew i jaką rolę tam spełniałeś? Bo od kilku lat przestałeś się w niej udzielać aktywnie…

Raf: Pamięć mnie już nieco zawodzi, ale wydaje mi się, że do HVSC trafiłem po tym, gdy podesłałem nieco wpisów STIL do ówczesnego administratora, czyli Stephana Schmidta (Steppe). Miało to też na pewno związek z Ramosem – przed wstąpieniem do HVSC nakłonił mnie on do luźnej pracy nad zbiorem muzyki, który byłby alternatywny względem HVSC, przedsięwzięcie to nazywało się Uncover. Z perspektywy czasu uważam, że pomysł ten był bardzo głupi, ale może było mu to potrzebne z pobudek prywatnych. Projekt ten zaliczył kilka merytorycznych wpadek (część zachowała się nawet tutaj). Wracając do HVSC – od samego początku moja działalność skupiała się na wyszukiwaniu coverów do STIL (SID Tune Information List) – urządzałem sobie „jaka to melodia” w domowym zaciszu. Z początku bardzo aktywnie szukałem po całym HVSC, potem przesłuchania robiłem już po wypuszczeniu nowych paczek, w obrębie nowych plików. Takie działanie w ekipie HVSC faktycznie gdzieś umyka, jeśli patrzy się na to z zewnątrz. Obecnie moja działalność jest poboczna. Jest to spowodowane tym, że pozostali członkowie HVSC bardzo skrupulatnie wyłapują covery i nieczęsto zostaje coś dla mnie do odnalezienia. 🙂

V-12: Pamiętasz nasze dwa meetingi o kuriozalnej nazwie „Spring Loda Meeting”?

Raf: Pierwszy – tak, jak robiliśmy „demo” 😀 – wydane ostatecznie po zbyt długim czasie ;), niewiele z tego już pamiętam, niemniej jednak robienie spontan-produkcji zamiast gwarnego spędzania czasu z przybyszami nie było dobrym pomysłem, tego błędu nie popełniliśmy na drugim meetingu. Coś mi świta, że chodziliśmy po Katowicach w kilka osób, ale zarazem nie mam w pamięci jakiegoś szczególnego zdarzenia, a listę współtowarzyszy musiałem sprawdzić w CSDb. 🙂

V-12: Co skłoniło Cię do podjęcia decyzji o organizacji party komputerowego, jakim było Silesia Party? Jak wspominasz swoje pierwsze doświadczenia w tym zakresie?

Raf: Z tego, co jeszcze pamiętam, to o pomoc w organizacji poprosił mnie Igor Grzegorski (vel. Bober). Był on zafascynowany sceną, mimo że aktywnie w niej nigdy nie uczestniczył. Szukał on osób chętnych do zaaranżowania imprezy, która miałaby zastąpić North Party, gdzie podczas 10 edycji „definitywnie pogrzebano polską scenę C64”. Do pomocy stanęli Ramos, Volcano oraz ja.

Wówczas zdecydowanie nie miałem doświadczenia ani spójnej koncepcji jak taka impreza powinna być prowadzona, zajmowałem się tym na czym się znałem (m.in. puszczanie prac z komputerów, podłączenie sprzętu do nagłośnienia, obsługiwałem mój prymitywny mikser, transfer prac na dyskietki). Bober okiełznał pozostałe sprawy techniczne i miejsce (technikum w Katowicach), Ramos postarał się o ściągnięcie sceny „na emeryturze” oraz zachęcał ludzi do nadsyłania prac na konkursy. Bober niestety w całokształcie nie radził sobie z prowadzeniem imprezy, na straży stał wówczas Volcano i to on autorytarnie zaprowadził porządek. Kontrowersyjnym punktem regulaminu była prohibicja, przecież scena to nie tylko komputer. 😉 Uczestnicy party traktowali ten zakaz znacznie mniej poważnie niż Bober.

Podsumowując sukcesem było niewątpliwie dociągnięcie tej imprezy do końca, gdyż organizacyjnie było zdecydowanie źle (np. zabrakło projektora – obraz wyświetlaliśmy przy użyciu starego telewizora; ochroniarz był nadgorliwy). 🙂 Polecam poszukać filmów na YouTube.

V-12: Mimo przeciwności losu (vide słaba frekwencja podczas SP2, przerwa w organizacji party na czas SP6), masz na swoim koncie organizację sześć edycji Silesia Party. Która z nich była Twoim zdaniem najbardziej udana?

Raf: SP5 była zdecydowanie najlepszym party z serii. Frekwencja – ok. 80-90 osób, dużo prac na wysokim poziomie (4 potężne dema wydane przez polskie grupy!). Sala, w której odbywała się impreza, ledwo mieściła uczestników, wiele osób przywiozło także komputery, co nie jest już regułą. Zawiązany został dobry zespół organizatorski – dzięki czemu impreza ta to nie był obowiązek a zabawa (choć wyczerpująca – to satysfakcjonująca). Szczególnie zapadł mi w pamięć Marcin Kubica (Booker) – dobrze sprawdził się w roli wodzireja. Najczarniejszy moment tej imprezy to wypadek samochodowy w którym uczestniczyłem jadąc na party place – wymuszający pierwszeństwo przy lewoskręcie rozpruł bok mojego Poloneza. Finalnie na szczęście nic mi się nie stało, ale utraciłem samochód, który do tej pory był pomocny przy każdej edycji. 😉 (Kto z bywalców nie pamięta przeciągania Poloneza liną holowniczą na czas?)

SP7 to też był dobry event, ale nie było aż tak spektakularnie…

Napisałeś o sześciu party, mimo że było ich siedem – jest to prawda. Gwoli wyjaśnienia w SP6 też miałem wkład organizacyjny, mimo że oficjalnie się do tego nie przyznawałem. Nie będę chyba nieskromny jeśli wspomnę o tym, że uratowałem konkursy. CJ Warlock nie był w ogóle przygotowany do przenoszenia prac na prawdziwą maszynę, ale ja przezornie zabrałem ze sobą potrzebny hardware. Daliśmy radę!

V-12: Jakie rady dla przyszłych organizatorów imprez komputerowych chciałbyś przekazać, bazując na Twoim dotychczasowym doświadczeniu w tej branży?

Raf: Zanim wyruszysz w drogę musisz zebrać drużynę. O ile wieczór w lokalu można przygotować samemu (choć mogłem się przekonać, że niektórych nawet taka forma przerasta), to (zazwyczaj) 3 dni imprezy w miejscówce wynajętej na wyłączność wymaga skonstruowania zespołu samodzielnych, odpowiedzialnych ludzi. Lata organizowania i podglądania imprez nauczyły mnie też, że społeczności scenowej wiele nie potrzeba (wbrew pozorom) – przestronne miejsce z wyrozumiałym szefostwem, dobre nagłośnienie i duży ekran to 75% sukcesu. Mimo braku narybku (i tym samym starzeniu się społeczności) wciąż wielu uczestników śpi na party place w warunkach „polowych”, więc warto szukać obiektów z możliwością rozłożenia śpiwora w obrębie lokalu. Z pewnością nie jest też dobrym pomysłem organizowanie party w domach kultury czy placówkach oświaty – 20 lat temu miało to klimat, ale współcześnie generuje niepotrzebne problemy. 😉

V-12: Powróćmy do Twojej scenowej twórczości. Dosyć często swoje prace tytułujesz w sposób kontrowersyjny. „Sex w Radiu Maryja” to jeden z delikatniejszych przykładów. Czy wulgaryzmy w tytułach odzwierciedlają twój ogólny poziom zaangażowania do scenowania, czy też może nie przykuwasz większej uwagi do nazewnictwa?

Raf: Zdecydowanie śmiechłem po przeczytaniu tego pytania. 🙂 Muszę przyznać, że zdarzyło mi się usłyszeć, że tytuł jest lepszy niż praca (dotyczyło to przytoczonej przez Ciebie muzyki). Staram się przewrotnie nazywać swoje prace i nie sądzę, aby było to złe. Co do wulgaryzmów, to po prześwietleniu CSDb znalazłem raptem dwa takie tytuły na kilkadziesiąt prac, więc dalsze refleksje na tym polu zostawiam Czytelnikom (i odsyłam np. do HVSC, gdzie z łatwością można znaleźć bardziej wulgarne/kontrowersyjne tytuły, jeśli ktoś szuka „mięsa”). Tytuły same w sobie są natomiast zazwyczaj przemyślane, obliczone na prowokację. 🙂 Muszę ponadto przyznać, że zdarzyło mi się najpierw wymyślić tytuł np. grafiki, a dopiero potem do tytułu składać graficzny przekaz. W przypadku muzyki od dawna nie silę się na komponowanie, więc covery zazwyczaj zachowują tytuł (specjalnie zakamuflowałem jeden utwór – „No milk today” zespołu Herman’s Hermits, który został w Polsce skowerowany przez Dr. Hackenbusha… z alternatywnym tekstem w rodzimym języku – do niego w domyśle się odwoływałem).

V-12: Nie chciałem, byśmy mówili tylko i wyłącznie o wulgaryzmach. W końcu „Super Mario Ramos” to też jeden z przykładów kontrowersyjnego nazewnictwa…

Raf: Super Mario Ramos to (poza chwytliwym tytułem) miał być żart dla wtajemniczonych, nawiązujący do tego, że Ramos do Samaru wciągał ludzi „z łapanki”. Finalnie obrazek został lepiej odebrany niż wytłumaczenie motywów działania Mariusza. 🙂 Niemniej jednak musisz przyznać, że taki tytuł jest genialny, muszę go sprzedać jeszcze raz jako fotomontaż twarzoczaszki Mariusza i czapki hydraulika Mario. 😉 Albo… jakaś gra, niezależnie od docelowej platformy – to by było coś!

V-12: Jak wspominasz Ramosa?

Raf: To temat na wydzielony artykuł! Ponadto każą o zmarłych mówić tylko w superlatywach (poza jednostkami pokroju Stalina).

V-12: Być może kilka osób będzie mi miało za złe za to pytanie, ale w zasadzie pewnie każdy z nas jest ciekawy, jak będzie wyglądała dalsza kariera grupy Samar bez jej lidera i założyciela? Jakie jest Twoje zdanie w tym temacie?

Raf: Trudne zjawisko. Zaistniała sytuacja budzi ciekawość, aczkolwiek szczerze to nie jest to sprawa w kręgu moich bieżących zainteresowań. Pytanie o przyszłość Samaru postawione na forum C64Power wywołało agresję ze strony niektórych członków – zupełnie nie rozumiem dlaczego. Ramos miał parcie na ludzi w swoim otoczeniu, co zaskakujące umiał ich motywować, nawet jeśli jego przekaz był delikatnie rzecz ujmując niespójny. Nie wiem, czy Isildur (bo zdaje się on przejął pałeczkę) jest w stanie zastąpić Ramosa jako tego „pana z batem”. Nie czuję się kompetentny, aby rzetelnie ocenić przyszłość grupy. Można rozważać kilka scenariuszy, ale wydaje mi się, że Samar lata świetności ma za sobą. Ostatni dobry produkt to „Air Power” z 1999 r., kiedy grupę trzymali Glover i Gold Hand, a nie Ramos – gdy oni odeszli grupa straciła na znaczeniu (w 2011-2012 r. wydano pod szyldem jeszcze dwa bardzo dobre dema, ale powiedzmy sobie uczciwie: Wegi mógł swoje „I Love the Cube” wydać równie dobrze pod innym labelem, natomiast udział Ramosa w „Dream Travel” mogę ocenić jako niewielki) . Podsumowując ten wątek – moim skromnym zdaniem: teraz nie spodziewam się, aby grupa wydała coś więcej niż to, co było „na warsztacie” za życia Ramosa, zostanie to zapewne ukończone jako pomnik dla Mariusza i grupa z dużą dozą prawdopodobieństwa zapadnie w letarg.

V-12: Jak oceniasz obecną kondycję polskiej sceny C64?

Raf: Myślę, że sytuacja jest stabilna. Jest to wyjątkowa nisza więc sądzę, że będzie więcej powrotów niż nowych twarzy. Wysypu dużych dem nie należy oczekiwać. Muzycy i graficy wciąż są aktywni, programistów brakuje. 😉 Społeczność wciąż wydaje prace, raz na rok-dwa pojawia się „pełnometrażowe” demo – musielibyśmy tutaj dokonać analizy względem pewnych wskaźników, aby skrupulatnie ocenić kondycję (tylko jakich?!). Polska scena na pewno jest teraz proporcjonalnie mniejsza względem innych krajów europejskich, ale u nas boom na komputery i scenę się opóźnił o kilka lat, więc czas powrotów może jeszcze nadejdzie?

V-12: Niedawno brałeś udział w LOAD ERROR 2015 w Gdańsku. Jak oceniasz imprezę na tle innych multiplatformowych zlotów, w których uczestniczyłeś w przeszłości?

Raf: Bardzo pozytywnie zaskoczony zostałem profesjonalizmem organizatorów. W tym roku byłem także na Decrunch i Riverwash, RKLE wypada najlepiej w tym zestawieniu. Jeśli będę organizować jakieś party to na pewno z tymi panami będę rozmawiać. Każdy człowiek patrzy na imprezę przez pryzmat własnych priorytetów i doświadczeń, niemniej jednak w przypadku miejsca, gdzie zorganizowano RKLE, trudno doszukiwać się rażących uchybień – sala była wystarczająco duża i dobrze wyposażona, cena wejściówki – standardowa, food truck był OK, nagłośnienie nie zawiodło (choć słyszałem mieszane opinie na temat ustawień miksera, ale ja nie jestem profesjonalistą w tym względzie) impreza przebiegała sprawnie, a zwycięzcy dostali nagrody, które były więcej niż symboliczne – sądzę, że nikt kto odwiedził to wydarzenie nie powinien być zawiedziony. Warto też wspomnieć o rzadkich komputerach pokazanych podczas towarzyszącego RetroKomp – niektóre widziałem pierwszy raz!

V-12: Wydałeś w Gdańsku kolekcję „Kombi-nacja”, w której napisałeś (w tekście scrolla), że jest to Twoja ostatnia kodowana produkcja na C64. To prawda?

Raf: Myślę, że tak, przynajmniej na jakiś czas… Nigdy nie mów nigdy. 🙂 „Wyrosłem” z programowania czysto hobbystycznego. Aczkolwiek kto wie, co będzie się działo na emeryturze. 😉 W moich zasobach wciąż leżą też jakieś zaczęte prace, więc istnieje taka możliwość, że niektóre zostaną jeszcze opublikowane.

V-12: Tęsknisz za swoim Polonezem? 😉

Raf: Już nie, pogodziłem się z utratą tegoż pojazdu, ale sentyment pozostał – to chyba naturalne w stosunku do pierwszego auta. Próbne trasy, nauka jazdy, fascynacja napędem na tył… czy igraszki na kanapie. 😉 Łezka się w oku czasem zakręci. Po dłuższym czasie muszę przyznać, że raczej niełatwo byłoby mi wrócić do jazdy takim autem na co dzień. Najbardziej uświadomił mi to tegoroczny Złombol, podczas którego prowadziłem maszynę przez około 1500 km. Jest on zbliżony do egzemplarza, który użytkowałem 4 lata (mój miał jednopunktowy wtrysk paliwa, a ICAROs Team pracował na gaźniku). O ile Polonez dzielnie przebył całą trasę Polska -> Alpy -> Polska (ok. 3500 km) bez krytycznych awarii, to jednak podróż była męcząca (drgania, hałas). Niemniej jednak w przyszłości z chęcią zakupię kolejne auto RWD, niekoniecznie rodzimej produkcji.

V-12: I jeszcze jedno pytanie z serii tych „niescenowych”. Jak oceniasz wyniki wyborów parlamentarnych w 2015 roku i co Twoim zdaniem dzięki rządom PiS może się zmienić w rzeczywistości społecznej w ciągu kolejnych 4 lat?

Raf: Pytania o religię oraz politykę są „niebezpieczne”, ale lubię te tematy, szybko i skutecznie obnażają one postrzeganie świata. 🙂 Zanim wypowiem się jak oceniam wyniki tych wyborów, czuję się w obowiązku nakreślić, że jestem zwolennikiem wolnego rynku, wolności jednostki, prostych i niskich podatków. Według mnie kraj jest bogaty zasobami obywateli, a nie skarbcem państwowym. Pieniądze zabierane biednym, aby pomóc potrzebującym, działają źle na gospodarkę (a efektywnie tak działa przecież socjal).

Wybory parlamentarne mnie bardzo negatywnie zaskoczyły. Jeżeli około 80% głosujących wybrało PIS, PO i Nowoczesną (czyli PO-bis) to jest to dla mnie jasny sygnał, że Polacy tak naprawdę nie chcą zmian – wolą, aby było źle i pozornie stabilnie, niż potencjalnie lepiej. Głupotę wyborców można obnażyć pytając o motywację głosowania na daną partię (polecam takie sondy uliczne, są zamieszczone na YouTube). Właściwie nie rozumiem dlaczego ludzie, którzy nie znają się na rzeczy, idą głosować… może to celowe skonstruowanie tego systemu, aby wybierać ilość, a nie jakość? Jedynym naprawdę pozytywnym wynikiem tych wyborów jest brak „twardej” lewicy w parlamencie (choć rozdawanie zasobów proponowane PO i PiS czasem przebijają SLD). Na partię Nowoczesna głosowali ci, którzy widzą w niej coś nowego, a jest to definitywnie przedłużenie PO sterowane przez Leszka Balcerowicza. Na partię Kukiza głosowali ludzie, którzy widzą w tej partii coś nowego, na tę chwilę jednak nic nie można powiedzieć, po czynach ich poznacie. Niemniej jednak jestem zaskoczony, że to ugrupowanie w ogóle znalazło się w parlamencie – zdecydowanie łatwiej było zorganizować wybory prezydenckie niż parlamentarne i myślałem, że „mocy” wystarczy tylko na te pierwsze. 😉 Partia Razem to czysty komunizm, szkoda nawet czasu poświęcać na komentowanie czegoś takiego – to już po prostu było i nie działa. Wielką stratą jest natomiast brak partii KORWiN – myślę, że mogłaby ona stanowić przeciwwagę dla partii, które tylko obiecują – albo kłamią albo rozdają przywileje, których koszty ponoszą pozostali obywatele.

W ciągu najbliższych 4 lat na pewno PiS się bardzo mocno przyspawa do koryta, mając większość są w stanie wprowadzić dużo zmian, ale wątpię, czy wyjdą nam one na dobre – czyhanie na pieniądze przedsiębiorców i podnoszenie podatków ostatecznie uderza tylko w końcowego konsumenta („duży” sobie i tak poradzi, a „mały” nie ma pola manewru).

V-12: Myślę, że zbliżamy się do końca wywiadu. Na koniec może chciałbyś kogoś pozdrowić, przekazać za pośrednictwem Hot Style jakieś ogłoszenie matrymonialne, a może powiedzieć trzy słowa do ojca prowadzącego?

Raf: Pozdrawiam wszystkich fanów retro sprzętów. Cieszę się, że chciałeś ze mną podyskutować. To fajne uczucie, gdy można powspominać stare czasy, wtedy człowiek beztrosko mógł oddawać się swoim pasjom. Serdecznie zapraszam na c64power.com. 🙂

V-12: Dziękuję za owocny wywiad. Do zobaczenia na jakimś zlocie wariatów 8-bitowych. 😉

Wywiad przeprowadził V-12/Tropyx. Data ukończenia: 7.12.2015 r.

Wywiad ukazał się 31 grudnia 2015 r. w trzecim numerze magazynu dyskowego Hot Style.