Gdyby żył, jako 57-latek świętowałby czterdziestą rocznicę założenia swojego zespołu i z pewnością miałby wiele kolejnych sukcesów muzycznych na swoim koncie. Odszedł zbyt wcześnie, do dziś w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach. Pozostawił po sobie bardzo duży dorobek artystyczny. 22 listopada 2017 r. mija dwudziesta rocznica śmierci Michaela Kellanda Johna Hutchence’a.
Choć nigdy nie byłem zagorzałym fanem INXS, informację o śmierci wokalisty przyjąłem w 1997 roku z dużym zaskoczeniem. Ciężko inaczej zareagować na wieść o odejściu kogoś, kogo twórczość była ciągle obecna w mediach masowego przekazu. Warto przy tym zauważyć, iż 20 lat temu media odgrywały inną rolę, niż współcześnie. Głównymi kanałami informacyjnymi była telewizja, radio i prasa. Dziś o śmierci kolejnego artysty dowiadujemy się głównie z mediów społecznościowych. Uruchamia to niesamowitą falę pseudo wzruszenia. Osoby, które nigdy wcześniej nie manifestowały swojej sympatii do danego zespołu czy wykonawcy, nagle publicznie rozpaczają nad czyimś odejściem. Im bardziej popularny muzyk odchodzi z tego świata, tym częściej nasi znajomi są skłonni do internetowego konformizmu i powielania informacji o zmarłej osobie.
Dawniej tak nie było. Swój smutek manifestowali publicznie tylko najbardziej zagorzali fani. Nie było w latach 90. XX wieku mody na tego rodzaju praktyki. Dziś mam wrażenie, że przynajmniej część „internetowego smutku” to udostępnianie linków na pokaz. W każdym razie nagłe odejście Michaela dosyć mocno zatrzęsło branżą muzyczną. Ale nie na tyle, by były wokalista INXS osiągnął niebywałą popularność po swojej śmierci, tak jak to miało miejsce z Michaelem Jacksonem, George Michaelem czy Princem. To trochę smutne, że czasami trzeba umrzeć we właściwym miejscu i czasie, by stać się sławnym na wieki.
Piszę te spostrzeżenia w kontekście tego, w jaki sposób potraktowano wydaną pośmiertnie solową płytę Michaela Hutchence’a. Choć stanowiła ona ostatni studyjny dokument twórczości artysty, nie spotkała się z dużym zainteresowaniem ze strony odbiorców. Nie wiadomo do końca co było tego przyczyną, ale sam fakt, iż album pojawił się na listach przebojów w zaledwie dwóch krajach i szybko z nich wypadł, jest dla mnie bardzo szokujący.
Michael był jednocześnie osobą rozrywkową i zarazem niezwykle wrażliwą. Zaskakiwać może duża liczba jego romansów i to z wieloma znanymi kobietami. Jego partnerkami były m.in. Charlotte Lewis (znana z oskarżeń Romana Polańskiego o molestowanie seksualne), Kylie Minogue, Teri Nunn (wokalistka zespołu Berlin) i Belinda Carlisle. Ostatni związek z Paulą Yates (żoną wokalisty The Boomtown Rats) okazał się dla Michaela niezwykle bolesny. Nie mógł pogodzić się z brakiem możliwości stałego bycia przy swojej córeczce. Walka toczyła się głównie z Geldofem (mężem Pauli, para wkrótce się rozwiodła), który wszelkimi krokami prawnymi blokował kontakty między Michaelem a Tiger (tak skrótowo określano imię córki wokalisty INXS). Ostatecznie walcząc z depresją odebrał sobie pod wpływem alkoholu i leków życie. Stało się to w momencie, gdy nie mógł doczekać się telefonu od Pauli z informacją o możliwości przetransportowania córeczki do Australii.
Gwiazdy show-businessu bardzo często płacą nawet najwyższą cenę za swoją popularność. Staje się ona wręcz ich przekleństwem i prowadzi do wielu zaburzeń psychicznych. Depresja, alkohol, narkotyki, samobójstwo… Ilu muzyków w ciągu minionych dwudziestu lat zakończyło przedwcześnie swoje życie? Dlaczego brakuje rozwiązań dających wsparcie potrzebującym w sytuacjach kryzysowych?
Na przykładzie Michaela Hutchence’a chciałbym zwrócić uwagę na problem utraty kontroli własnych emocji i trzeźwego myślenia u osób sławnych. Zdobycie ogromnej popularności nie pozwala im często prowadzić rodzinnego i stabilnego trybu życia. Nie radząc sobie z rosnącą presją, sięgają po używki i prowadzą swój organizm do wyniszczenia. Za tym wszystkim kryją się bardzo często indywidualne ludzkie dramaty, w których główną rolę odgrywają zaburzone relacje interpersonalne z osobami bliskimi. Niemałą rolę odgrywają również zmiany w osobowości powodowane ciągłym zażywaniem substancji odurzających. Ta kumulacja różnych czynników wywołuje u osoby słabej psychicznie chęć odebrania sobie życia. I niestety w wielu przypadkach takie zamierzenia są z powodzeniem realizowane.
Wspomnijmy zatem Michaela Hutchence’a i zastanówmy się po raz kolejny nad kruchością ludzkiego życia…
Paweł Ruczko
Szczecin, 22.11.2017 r.