Poniższy artykuł jest transkrypcją wywiadu z panem Marianem R., który pamięta dobrze czasy przesiedlenia ze Lwowa do Wielgowa w 1946 roku. Cały wywiad miał na celu przybliżenie wizerunku ówczesnej rzeczywistości oraz zweryfikowanie pewnych informacji dotyczących przemian odnoszących się do zabudowy konkretnych terenów osiedla i okolic. Została tutaj zachowana w miarę oryginalna forma wypowiedzi, co nadaje naturalny charakter niniejszej transkrypcji.
Pan Marian: Myśmy przyjechali tutaj ze Lwowa 17 kwietnia 1946 roku. Miałem wtedy mniej więcej 7-8 lat. No i mam to wszystko tak, jak na planie, jak to tutaj było. Znam każde miejsce…
Fitek: Ale mówimy o Podjuchach, czy o Wielgowie?
Pan Marian: O Wielgowie. Tak. Bo Podjuchy, to ja wam powiem. Podjuchy się zmieniły pod względem tym, że tu są nowe bloki i tak dalej. I jest dużo tutaj rzeczy np. po tej stronie były domki takie jednorodzinne. Tu były domki jednorodzinne. Tam dalej na Szarego były domki jednorodzinne tak wzdłuż aż do tych bloków długich. Oni to burzyli i tak bezpośrednio stawiali. No i powstało takie w zasadzie osiedle. Moim zdaniem dobrze, że powstało to osiedle, ale tu raczej te stare rzeczy lepiej pasowały. To było coś takiego, tak. Bo Podjuchy były chyba kiedyś jakimś kurortem wypoczynkowym, czy coś tam. Tamtędy pochodzić po Podjuchach na Skalistą i na Smoczą to tam jeszcze stare budynki są, jeszcze wiele jest takich miejsc starych. To było bardzo ładnie. Myśmy u góry tam, gdzie teraz stoi ten hotel Panorama, to jest ciekawa rzecz, bo tam w dole tam były ogrody. Tej drogi nie było, te ogrody zlikwidowali, to były ładne ogródki. Teraz z drugiej strony w Podjuchach jak się idzie pod górę tutaj Rudą i dalej tam się wychodzi na Falskiego, tam były pola. Pola, płynęła mała taka strużka, w tej strużce nawet ryby były. To wszystko zostało zniwelowane, powstały bardzo piękne domki. Kto tam lubi chodzić to tego… W większości Podjuchy były zniszczone. Ja tu przyjeżdżałem na szaber. Tu kiedyś po wojnie, chociaż byłem mały, no ale ojciec… no trzeba było z czegoś żyć. To się wybierało tam jakieś silniczki, nie silniczki, jakieś inne cholery się wybierało, przyjeżdżali takie kupcy z Warszawy i jeszcze tam skądś i to się sprzedawało. Zawsze te parę złotych było. To się tak chodziło, bo w zasadzie jeszcze nic nie było tak zagospodarowane, ani szkół nie było. Natomiast Wielgowo w obecnym stanie jest takie, jak jest. Dużo się rozbudowało. Tam dalej, jak się idzie Wiślaną to tam były same niemieckie baraki. Najprawdopodobniej były w bardzo dobrym stanie, dobrze rozbudowane, tylko że to były drewniane.
Fitek: Na początku Wiślanej?
Pan Marian: Jak ten stadion jest. To tam cały ten środek był zabudowany.
RWPB: Tam był obóz.
Pan Marian: Obóz, tak jest. Być może, ja nie wiem, ja bym nie powiedział, że tam obóz dlatego, że tam wszystko było w dobrym stanie. Było poburzone bo Ruskie nie żałowali, co niemieckiego to trzeba zniszczyć. Tak samo i my nie w porządku byliśmy. I to zostało zniszczone. Ludzie zaczęli przyjeżdżać coraz więcej. No i każdy sobie tam ten rządek wziął, ale dużo tutaj gospodarów przeważnie przyjechało no to te stodoły, jakieś komórki, do domu, no to rozbierali. I tak porozbierali. I tam dłuższy czas tylko fundamenty były.
Fitek: Tam gdzie jest teraz stadion, to był obóz i baraki. Do czego zmierzam. Obóz wtedy dla pracowników nie był takim obozem zwykłym, bo były obozy dla robotników i emigrantów…
Pan Marian: Te uliczki, wszystko to było elegancko zrobione.
Fitek: Więc to nie było zagrodzone?
Pan Marian: Tam były dróżki porobione elegancko. Nie było żadnego ogrodzenia.
Fitek: Czyli prawdopodobnie był to obóz emigracyjny.
Pan Marian: W każdym razie wynika z tego, że ci ludzie, którzy tam mieszkali, nie wiem kto tam mieszkał, że oni w dość takich względnych warunkach żyli.
RWPB: To byli Francuzi…
Pan Marian: W względnych warunkach żyli, bo tam zostało… najprawdopodobniej to Ruskie. Bo myśmy tu przyjechali to masa Ruskich było. Teraz Wielgowo – jest tam stacja, tam jest wszystko przebudowane. Tam była stacja, wjazd na wagony. Po tej stronie gdzie jest od stacji teraz ten stadionik, tam Ruskie mieli skład drzewa. Bo oni przyjeżdżali, myśmy jak przyjechali to tutaj jak się idzie na Śmierdnicę teraz jest droga asfaltowa, jeździ tam 73, to była taka polna dróżka. Po prawej stronie tej dróżki i tutaj jak się skręca za stacją na Sławociesze, to zaraz przy drodze stał jeden olbrzymi barak drewniany. W głębi było chyba 5 po prawej stronie. Teraz jest tam las. W tym lesie jest ładna dróżka, po lewej stronie basen był, tam były baraki po jednej i po drugiej stronie. Tam chyba mieli jakąś świetlicę, stała ona dość długo, to potem ją rozebrali ludzie. To było zabudowane a teraz to jest las. Nie ma nic, jeszcze fundamenty są.
Fitek: W zależności od potrzeby od 1901 roku to było pod jurysdykcją Czerwonego Krzyża. Jeżeli trzeba było np. tam wakacje dla sierot, to właśnie tu przyjeżdżały, bo szpitala nie było w tym okresie. Jeżeli zaczęła się wojna i w tym momencie szpital był budowany to wypoczywali tutaj pierwsi jeńcy. Jeżeli np. trzeba było zorganizować wczasy dla matek samotnych, to też w tym miejscu.
Pan Marian: Teraz ten szpital, to tak jak on stoi, to tam przed szpitalem są wybudowane budynki. Tam nie było tam też były baraki, wzdłuż baraki były. Było takie pole troszkę jakby do sportu. Z tej strony też były baraki aż w głębi lasu, bo tam lasu nie było no to co tam było. Zastaliśmy tam okopy, jeszcze działa niemieckie porozwalane, i ruskie i niemieckie bo to potem zaczęli zbierać to wszystko. Państwo nasze się zawiązało i zaczęli robić porządki. Na Sławociesze, jak się tam przez tory przechodzi, tam też były baraki. Tam jeszcze są fundamenty.
Fitek [pokazując mapę]: Tu mamy szpital, przejazd kolejowy…
Pan Marian: Za przejazdem nie było nic. Były tam jakieś wykopy, może to były wojskowe. Teraz ta droga dalej co prowadzi przez las. Po tej stronie były zabudowania niepełne. Po tej stronie były zabudowania dość takie pełne to tam jeszcze stoją do dzisiaj. […] Poza szpitalem chyba były baraki… Jak jedziemy z Wielgowa w kierunku Śmierdnicy i ona skręca poza szpitalem w kierunku Reptowa to tam jeszcze były baraki. Dalej nic nie było.
Fitek: W tym kwadracie, co jest ulica Długa, nie było żadnych baraków?
Pan Marian: Nie, tu nie było baraków.
RWPB: Od paru osób słyszałem, że były baraki i nawet była doprowadzona tutaj woda i były prysznice i zabierali stamtąd prysznice.
Pan Marian: Nie mogę o tym powiedzieć, bo jak myśmy tam chodzili to nie widziałem, ale woda była na pewno bo tam wykopywali rury.
Fitek: Jeżeli coś tu powstało, to powstało po 43 roku.
Pan Marian: Ruskie wywozili drzewo, to oni tak cięli jak stało. Oni się nie schylali. Jak myśmy przyjechali to zobaczyliśmy drzewa powycinane tak wysoko, bo jak stał to tak ciął. Wywozili oni w dzień i w noc. Tam była właśnie taka rampa, która nie istnieje. Natomiast baraki jeszcze zaraz za linią kolejową, tak jak leci w kierunku na Stargard, tam teraz te sklepiki stoją, tam były baraki.
Fitek: To była restauracja…
Pan Marian: To była restauracja, tam była sala widowiskowa, tam się odbywały zabawy, nawet jeszcze po wojnie bo tam z tymi ruskimi się jeszcze bili bo my wygnani ze Lwowa to nie bardzo ich lubiliśmy. Tam i strzelaniny, co się działo…. Robili cuda. Do sąsiada Cieślewicza przyszli, bo z tytoniem było ciężko, to wzięli tyle tytoniu a reszty kłaków jakichś z kanapy napchali i sprzedali mu a drudzy w międzyczasie weszli i zaczęli obrabiać. No i Cieślewicze, już nie żyjący, narobili szumu to Ruscy zaczęli uciekać. A już u nas była nasza polska milicja.
Fitek: A gdzie urzędowali wówczas milicjanci.
Pan Marian: Na Bałtyckiej, przed SAMem przy ulicy. Pamiętam, jak te Ruskie uciekali od Cieślewiczów i taki Mikołajczak był tam całym komendantem tej całej policji i oni uciekali tak łąką, było widać że coś zabrali. Jeden strzela, drugi strzela i nic… Przed tym obecnym Węglobudem, to ten dom to tam był Czerwony Krzyż z początku. Potem było leśnictwo. No i ten Mikołajczak się nacelował, w końcu Ruskiego trafił w przyrodzenie. Przyprowadzili go to mu tam to wszystko wisiało ale on już długo nie pożył. A ci dowódcy ich to oni nie wiedzieli, co robić, ale nie mścili się na Polakach. Zaczęli trochę kultury nabierać przy ludziach.
RWPB: W sprawie tego placu, bo mówił tutaj pan Chudzicki z Przedwiośnia i mówił mi pan Konopczak, że właśnie tu były baraki, był obóz. Przy samej stacji, obok składnicy drzewa w stronę szkoły. Tam, gdzie boisko.
Pan Marian: Ale tam nie ma żadnych śladów. Być może… Ale to ja bym pamiętał, gdyby tam były baraki ale ja tam nie widziałem żadnych baraków. Tam był las, były górki, były wykopy rozmaite, tam były schrony. I jeszcze dalsze tam były wykopywania, chyba to było przygotowanie na schrony, ale nie dokończyli. Ale baraków… nie powiem, chyba Chudzicki coś źle pamiętam.
RWPB: Właśnie mówił, że stamtąd zabierali bo tam była duża taka sala do mycia i zabierali te prysznice, baterie, rurki stamtąd.
Pan Marian: Wybaczcie mi, nie powiem. Ja tego nie widziałem. Ja chodziłem z ojcem na te szabry, to ja bym wiedział. Co było? Ulica ta przy torze co idzie w Wielgowie, tutaj jak stolarnia była…Gościniec.
Fitek: Apropo Gościńca. Po drugiej stronie blisko torów były ruiny dużego domu, kilka klatek…
Pan Marian: Były, tak. Taki długi, to został potem rozebrany. Ja tam chodziłem nawet znalazłem szóstkę bębenkowiec. Długo trzymałem jako chłopak, nawet tata nie wiedział. Nowy był, ładny z nabojami. Aż w końcu powiedziałem ojcu a ojciec mówi weź to wyrzuć w pieruny, ja będę miał problemy! Wiemy, jak to było. Ja poszedłem za chałupę, porozbierałem na części a potem żałowałem. Powyrzucałem tam do Makuchowskich.
Fitek: Na samym rogu Długiej stał duży dom. Czy on stał, czy był trafiony?
Pan Marian: Tak, był trafiony.
Fitek: A jak zapuścimy się na Bryczkowskiego? Mamy krzyżówkę i pierwszy budynek, co stał pod kątem….
Pan Marian: Tam był duży budynek. To nie była stodoła, niby coś podobnego. Nie stał w całości. Jak powstał ten ośrodek maszynowy…
Fitek: Ale chodzi mi o ten budynek przy Tatarakowej… Czy on stał?
Pan Marian: Stał, był trafiony. No i potem jak idziemy Bryczkowskiego w kierunku lasu…
Fitek: A na początku Bryczkowskiego stało coś na środku?
Pan Marian: Tam kościółek był. A drugi był ewangelicki. Za nim nic nie stało. Może coś tam było ale nie przypominam sobie. Był sobie ten kościółek, mało ludzi było to chodziło do tego kościółka. Na Bałtyckiej był dom mieszkalny, z którego zrobili potem kościół.
Fitek: A ten ewangelicki. On stał, coś z niego było?
Pan Marian: Stał, on był drewniany, bardzo ładny, nawet schodki ładne. On mógł pozostać. Stał w miarę w całości. A potem nie wiem komu to przyszło, czy był jakiś nakaz milicji. Bo wiadomo wtedy walka z klerem była. Ruskie byli tutaj, część Niemców była. Ruskie no to jak Ruskie: „to nie moje” – niszczyli. Fabrykę w Dąbiu zniszczyli. Tam przecież maszyny, których nie mogli wyciągnąć, to linami ciągli ale nie dali rady.
Fitek: A stały tam dwa kominy?
Pan Marian: Stały! Tak, ja właziłem na jeden! Założyłem się!! No i wygrałem. Bo nie mam ani lęku przestrzeni ani wysokości. Szkoda, że mój ojciec nie żyje, potwierdziłby to. Straszny łobuz byłem. Ale pamięć mnie jeszcze nie zawodzi na 75 rok. Albo na Sławociesze, idziemy tym lasem tą główną drogą co teraz jadą autobusy to tam dalej po lewej stronie były działeczki. Piękne, nie macie pojęcia, na samym początku to był wybudowany domek w kształcie Baby Jagi domku. Te wszystkie kafelki…
Fitek: Jak wjeżdżamy w ten Stary Szlak to po lewej stronie on stał?
Pan Marian: Tak, po lewej stronie. Tam dalej były jeszcze, prawie że to samej Szosy Stargardzkiej.
Fitek: A wiadukt? Dalej na końcu, szła taka kostka pod górkę…
Pan Marian: Dalej nie zapuszczałem się. A drugi wiadukt to pamiętam zawalony był od razu ale jak ta „Spalona Wioska” po prawej stronie – Stary Szlak. Tam myśmy z ojcem weszli, to jeszcze trup Niemki z łopatą pod tyłkiem. No to tam było zburzone. Tam czołgi jeszcze stały, samochody radzieckie. No i tam w zasadzie była droga w kierunku na Dąbie i tamten wiadukt był zerwany, leżał nad Płonią.
Fitek: A jak byśmy poszli teraz w kierunku tzw. Pałacu Goeringa?
Pan Marian: O, to ciekawe jest. Na samym początku…bo tam też były ładne budyneczki, które stały bardzo długo po wojnie ale zostały rozebrane na cegiełki na Warszawę. Bo tam jeszcze w dole stały budynki.
Fitek: A pamięta pan drewniany mostek nad Płonią?
Pan Marian: Nie, nie pamiętam. Ja się nie interesowałem.
Fitek: A duży pałac?
Pan Marian: Na samym początku to tak było. Były ogrody, piękne ogródki na prawdę. Z pięknymi altankami. Może jeszcze tam istnieje mała grotka. Bardzo ładna. Pięknie to było mówię wam. Potem dalej tam były ogródki, też tam stały budynki, to były zniszczone. Tam dalej były długie baraki drewniane. Te baraki to były bardzo ładne, mi się podobały. Jak się wchodziło to ściany były wylepiane tapetami w kształcie kart do gry, Muszkieterów. Zaraz za tym był pałac spalony. Nie wiem, czy go Niemcy spalili, bo on nie był rozbity.
Fitek: A jak pan już wszedł do tego pałacu, to czy po lewej stronie stała wieża, jakby taka wieża z zamku gotyckiego?
Pan Marian: Nie, nie było. Był pałac, on był spalony. U góry była sala teatralna. Ładnie to było zadaszone, półokrągło. Bardzo ładne wejście szło po schodach. To było spalone, zniszczone, powyginane od tego pożaru. Dalej znowu też były ogródki. W tych ogródkach też były domki takie rozmaite małe aż do tego pałacu drugiego, co obecnie ocalał. Baraki nie były spalone.
Fitek: Dalej już pan nie zawędrował? Jak jest Unikon?
Pan Marian: Nie, ja tylko dochodziłem tutaj. Nie zapuszczałem się ze względu na to, że mnie ojciec nawet by nie puścił. Rozmaite były niewypały, chłopak ciekawy złapie… I teraz jeszcze – w lesie na Sławocieszu to po jednej i po drugiej stronie też stały baraczki. Ale nie wiem, czy to były niemieckie czy ruskie. Bo tam się znajdowało rozmaite rzeczy jak np. patefony i inne rzeczy.
RWPB: Być może mogli tam to zwozić i magazynować.
Pan Marian: Ja tam nawet znalazłem 15 główek maszyn do szycia, nowych.
Fitek: To chyba Rosjanie zwozili…
Pan Marian: Chyba tak.
Fitek: Pamięta pan Pałac? Od strony Płoni… ta ładna kapliczka.
Pan Marian: Być może, ale raczej nie było tego, dachu nie było. Można było w nim pochodzić. Np. do sanatorium co się idzie tą drogą to ten lasek jest. Ten lasek ja sadziłem z początku. Tam też stały baraczki.
Fitek: A jak przyjechaliście, to ktoś zarządzał szpitalem?
Pan Marian: Nie, nie było nic. Rosjanie się wynieśli, nie było nikogo, nawet żadnej straży. Ja tam chodziłem po szpitalu bo w kotłowniach były jeszcze silniki do pomp wodnych, do takich innych rzeczy i kto mógł to tam brał. A potem się dopiero państwo tym zainteresowało. To potem ja jako chłopak mały grodziłem tam ten szpital. Takie są drobne rzeczy betonowe to my wyrabialiśmy, zatrudniał nas taki facet. Myśmy betonowe słupki robili. Oczywiście z formy. Ojciec mój nawet formę robił a my chłopaki to beton i tam robiliśmy.
RWPB: A w jakim stanie był cmentarzyk za szpitalem?
Pan Marian: On był zdewastowany. Tam były tylko ślady. Nie wiem, czy szukali tam złota. To był stary cmentarzyk szpitalny. Teraz nie ma tam nic.
Fitek: Pamięta może pan coś o nalocie na stację kolejową?
Pan Marian: Nie, coś takiego to nie mogę powiedzieć.
RWPB: W 1946 roku w maju, jak już front przeszedł bo w marcu się praktycznie skończyła wojna…
Pan Marian: Ale to myśmy jeszcze nie byli, bo w 17 kwietnia 1946 roku myśmy przyjechali.
Fitek: Czyli przyjechaliście tak jak wszyscy?
Pan Marian: Tak. Załadowali nas do wagonów i jazda na ziemię odzyskaną. Tutaj jak przyjechaliśmy to byli jeszcze Niemcy i masa Ruskich.
Fitek: Czyli w kwietniu 1946 roku mieszkali jeszcze z wami Niemcy?
Pan Marian: Tak. Nie było ich zbyt dużo, ale byli. A Ruskich to było w brud, jakby ich nasrało. Tu się działy cuda bo ludzie zaczęli przyjeżdżać. Domki jakie by nie były, jak komuś tam się podobało, zaczęli się osiedlać. Jeden miał zegarek to trzeba było Ruskiemu dać… […] Brakuje tej historii. To jest nawet z tego terenu jest ciekawa historia. Podjuchy były zbite. W Zdrojach to myśmy jak przyjechali to tam chodziłem. Piękna kawiarenka była przy Grocie, tam jeszcze stały pomniki niemieckie.
Fitek: A potem jak się idzie Kopalnianą pod górę, jak jest Jezioro Szmaragdowe, to po lewej stronie jak stoi Zajazd Szmaragdowy, to jeszcze dalej była restauracja, gdzie były schody do góry.
Pan Marian: Tak, tak. Długi czas była. […] Na tej Spalonej Wsi wszystko było porozbijane, aż strach było chodzić ale chodziło się. Zresztą takiego chłopaka jak ja ciekawiło wszystko.
Fitek: A do pałacu Pan wchodził?
Pan Marian: Nie, bałem się. No tyle pamiętam, co pamiętam. Przecież tutaj broni leżało tutaj wbród. Każdy najprawdopodobniej miał broń, ale potem przyszło zarządzenie, to trzeba było zdać. Ja np. dwa karabinki zdałem. Aż mi szkoda było. Nie wiem, jaki to kaliber był. To były krótkie naboje, grubości 9 mm. Bardzo ładne na zameczek, jak prawdziwy karabin. Tylko że to był nie duży, mały. Może 80, 90 cm wysokości. Ale wykonanie… Miałem Mausera i w lesie mieliśmy go schowanego.
Fitek: Został on tam to dziś?
Pan Marian: Nie, nie. Tam jak się idzie do rzeki Płoni to stoi domek, on nie był zamieszkany przez jakiś czas przez kogoś. On był pusty, no to my tam z chłopakami chodziliśmy. Strzelaliśmy. Pierwszy raz to jak dostałem to upadłem, bo odrzut… a potem się nauczyłem, byłem cwany i innych uczyłem. Potem nie pamiętam, chyba do rzeki wrzuciliśmy. Bo te zarządzenia były, każdy się bał. Kto tam ukrył, to może i ukrył.
Fitek: Zapuszczał się Pan na koniec Wiślanej? Tam jest Borsucza. Czy tam po lewej stronie coś było? Baraczki?
Pan Marian: Nie, baraczków ja tam nie widziałem, może w głębi. Tam były małe domki.
RWPB: Tam był jakiś barak drewniany i z tego co słyszałem to były rodziny, które straciły dom, Niemcy, którzy podczas bombardowań…
Pan Marian: Powiem wam jeszcze… dużo ludzi z tych starszych nie ma. Młodzi niewiele pamiętają.
Fitek: Miał pan 7 lat a widzę, że pan pamięta. A rozmawiałem z tym samym rocznikiem, Niemcem, który też po wojnie mieszkał w Wielgowie, to on nie za bardzo wie co…
Pan Marian: Ja na przykład tam, gdzie na wschodzie mieszkałem, to wystarczy, że ja pomyślę, nawet na cmentarzu się spotkałem tam z jednym to się dziwił, że ja pamiętam. A ja mu dom po domu, kto mieszkał, gdzie mieszkał. Ja to mam tak w pamięci, że mogę narysować na papierze. To nie jest problem dla mnie.
RWPB: A jeszcze w stronę cmentarza w Wielgowie od krzyżówki. Tam co jest teraz ANA z lewej strony przed cmentarzem są ruinki takie. Bardzo małe.
Pan Marian: Tam były jakieś budowle małe, ale nie mogę powiedzieć co to było.
RWPB: Jakieś 3×3 metry, malutkie.
Pan Marian: Tak, tak. Jakby to jakieś działki, altanki. Ale tego nie było już. Teraz tam dalej jak się idzie na Wielgowo do tej wylęgarni to po lewej stronie nic nie było, tam było polowe lotnisko. Jeszcze samoloty stały Niemieckie.
RWPB: Borowa… Wyjazd na autostradę.
Pan Marian: Tam jeszcze samoloty stały. Ja jeszcze dostałem kota takiego jako mały chłopak, że będę sobie samolot budował. No to części tych samochodów porozbijanych…
Fitek: A stały samoloty jeszcze?
Pan Marian: Stały, 2 czy 3 jeszcze nie wiem dokładnie, a kilka było porozbijanych. Ja z tych porozbijanych to ciągałem do domu a ojciec mnie pasem „po co ty mnie to znosisz” a ja samolot chciałem zbudować! To tam też rozmaite budowle były . Troszkę mnie pamięć zawiodła ale coś tam było.
Fitek: A jak tam dalej pójdziemy w las, stała tam leśniczówka…
Pan Marian: To było zniszczone. Ja tam ładne platery wygrzebałem. Te platery były… nie srebro… bardzo ładne, łyżki, łyżeczki, tace… To ojciec zaraz tam miał swoich chętnych i… Jak jest ta ferma drobiowa, na rogu tam jest wybudowany nowy budynek. To ładny budynek tam stał. To go też tam częściowo rozebrali, potem zrównali.
Fitek: A jakbyśmy na Bałtycką weszli. Po lewej stronie mamy SAM. Dalej stoi dom, gdzie były sklepy, ale połowa domu nie stoi. Nie pamięta pan, czy były ruiny, czy on jeszcze stał?
Pan Marian: Tak, on stał dość długo. On był w każdym bądź razie w dobrym stanie. Tam mieszkali państwo Turowscy. Turowscy juz nie żyją ale syn jest w Podjuchach tutaj często się z nim widzę. A tam właśnie pozostały takie mury, to jakby stajnie. I jego siostry dwie stare panny zakryły takim byle czym. Mają tam sianko, krówki.
Fitek: A tam, gdzie jest apteka, obok wędzarni, czy jak przyjechaliście po wojnie to stały jeszcze ruiny drewnianego młyna?
Pan Marian: Nie. Nie było nic. Kompletnie nic. Być może stał.
Fitek: A dalej, mamy aptekę, klubokawiarnię i dom pomalowany na żółto. Czy pomiędzy nimi stał dom?
Pan Marian: Nie, nie, to były gruzy i oni rozebrali go, natomiast tam były stajenki, to zrobili sobie mieszkania.
Fitek: A po drugiej stronie, gdzie jest ulica Drewniana, to na rogu był przed wojną sklep. A obok było coś?
Pan Marian: Tam nie było nic. Obok był dom i stodoła, ona spalona jest. A dom zaraz z boku był Tam jeszcze gruzy leżą. Przy ulicy. […] Myśmy przyjechali tutaj to ojciec był w wojsku i potem jak był zdemobilizowany to w ramach repatriantów dostał akt nadania ziemi i pole, łąkę i domek. Co można było posadzić 17 kwietnia, jak myśmy przyjechali? To dali troszkę ziemniaków skądś tam, dali jarego zboża. Nikt nie wiedział, że w tych lasach jest tyle dzików i zwierzyny no i tam ojciec zasiał…
Fitek: A numeru domu nie było, jak przyjechaliście?
Pan Marian: Nie było… to teraz jest Wielgowo, przedtem nie było Wielgowo tylko Wielichowo. No to ojciec dostał akt nadania, posiał tego zboża, posadził te kartofle, gówno się zebrało, ojciec się zdenerwował i mówi po co ja będę gospodarkę tutaj rozwijał? Bo bydło, jakie mieliśmy, to nie przywieźliśmy tutaj tylko spieniężyliśmy tam na wschodzie. Tutaj mieliśmy kupić ale nie kupiliśmy. To potem ojciec poszedł pracować na kolei.
Fitek: Pracował w Wielgowie?
Pan Marian: W Dąbiu. SD3. Ja też tam pracowałem jakiś czas. Ojciec był w działce rzemieślniczej. Robili remonty dla kolejarzy, piece… No i to tak właśnie było… Teraz tam, gdzie mieliśmy pole, to teraz jest Osada Leśna. Po drugiej stronie mieliśmy łąkę. I to wszystko ojciec się z tego zrzekł, a ja byłem za młody i za głupi żeby to tam utrzymywać. Byłem najstarszy z domu, i tak wszystko przepadło…
Fitek: Dziękujemy za rozmowę.
Wywiad z panem Marianem został przeprowadzony w październiku 2006 roku. W wywiadzie brali udział Fitek, RWPB i V-12.
Nagranie: RWPB
Transkrypcja wywiadu: Paweł „V-12” Ruczko
Szczecin, 30.09.2007 r.
Trudno wyrazić uczucia, jakie towarzyszą podczas rozmowy z kimś, kto pamięta czasy II wojny światowej i przesiedlenia na Ziemie Odzyskane. Jedną z takich osób jest mój wujek, który w 2006 roku zgodził się na przeprowadzenie z nim wywiadu. Potrzebowałem niespełna roku, by nabrać motywacji i wykonać transkrypcji zapisu z dyktafonu. Zajęło mi to ogółem 2 dni, ale efekt jest zadowalający. Dzięki temu możemy poznać kawałek historii, której nie przeczytamy w żadnym szkolnym podręczniku.
Transkrypcję ukończyłem 30 września 2007 r. i została ona opublikowana na Portalu Miłośników Prawobrzeża. W oryginalnej treści poprawiłem jedynie kilka literówek.