To już 7 lat! Wyruszyłem około 9 rano podążając na stację w celu zakupu biletu dobowego. Generalnie tegoroczną trasę miałem pokonać w towarzystwie Tomka. Niestety, nie odezwał się. Nie dał znaku życia. Z lekkim smutkiem przyjąłem jego nieobecność na przystanku autobusowym o nazwie Lutyków. Tak więc bez niego, ale za to w towarzystwie mojej siostry, podążałem dalej autobusem linii nr 73D.
Tym razem bez żadnych przeszkód dotarłem o 10:03 na ul. Karola Miarki, dzięki idealnemu połączeniu autobusów B i 75 z tramwajem linii 8 Bis. Niestety, nie zdążyłem na odjeżdżający autobus linii nr 67 i czekało mnie około 10 minut sterczenia w mrozie. Bo pogoda dzisiaj zaskoczyła. -5 stopniowy mróz trzyma cały dzień a drzewa i krzewy przykryła piękna i niesamowita szadź! Tak! Zjawisko niezbyt często spotykane u nas, a jednak pojawiło się po pewnej przerwie. W podobnej aurze przemierzałem moją trasę kilka lat temu.
Wsiadłem w 67 i słuchając w słuchawkach RMB pomyślałem sobie, iż nie mam ochoty wysiadać za chwilę. Najlepiej pojeździłbym sobie w kółko… Ale w końcu o 10:23 wysiadłem z autobusu i dotarłem wnet na rynek Pogodno, skąd udałem się w kierunku ulicy Reymonta. Po drodze minąłem biedną, żebrzącą kobietę, która trzęsąc się z zimna trzymała w ręku kartkę z prośbą o pomoc. Skierowałem swoje kroki ku tutejszemu Gimnazjum nr 1 i po 10 minutach tradycyjnie już zatrzymałem się przy żółtych barierkach, by stwierdzić, że mój zabytkowy już napis markerem „H.M.Murdock 16.06.02” pozostał na swoim miejscu, co przyjąłem z ulgą. Kolejny raz nie mogłem uwiecznić tego dzieła sztuki i obym zdążył przed jego zamalowaniem :). Dostrzegłem po chwili również, iż najbliższy dom przy Gimnazjum, który stoi na rogu, jest w tej chwili odnawiany i ma nowy płot. O 10:35 minąłem dom przy ul. Reymonta 27 stwierdzając, iż zapewne nikogo nie ma w mieszkaniu Natalii. W zasadzie w tym momencie czułem pewną dozę obojętności. Naturalnie wspominam najcieplej tylko Weronikę, którą ostatni raz widziałem równo 2 lata temu na trasie, będąc zresztą wówczas w towarzystwie innej Weroniki… Pamiętam jej spojrzenie, pytające… Jakby mnie poznała, ale nie była pewna… A mnie zatkało na jej widok i nic nie powiedziałem… No, ale zostawmy te wspomnienia. Przechodząc przez skwer przy ul. Ostrawickiej zauważyłem, iż zeszłoroczne prace (zapewne rurociągowe lub tym podobne) zostały zakończone prawdopodobnie niedawno, gdyż teren zajęty wówczas przez firmę został wyrównany i wysypano na nim świeży czarnoziem. Całość prezentowała się bardzo ładnie i cieszyła oko. O 10:42 przecinam ul. Wojska Polskiego i zmierzam ku ulicy Wincentego Pola. Następnie schodzę ścieżką w dół, obserwując jednocześnie malownicze krajobrazy drzew pokrytych szadzią. Podążając dalej zauważyłem, iż i w tej części miasta wichura, która szalała na początku tego roku, nie oszczędziła niektórych drzew. Minąłem wkrótce teren dla wyprowadzania psów i o 10:52 przeciąłem ulicę Arkońską i wkroczyłem w ul. Wojciechowskiego. Z sentymentem rzuciłem okiem na budynek oznaczony numerem 6A i pomyślałem sobie, że fajnie byłoby znaleźć się tam na 1. piętrze i popatrzeć sobie na zdjęcie Weroniki… 7 lat temu oglądając to zdjęcie stwierdziłem, iż bardzo śmiesznie na nim wyszła, lub dziecinnie. Nie pamiętam. Ona to przypadkiem usłyszała i się obraziła. Ale potem sama nie wytrzymała i w drodze powrotnej przy domu Moniki kupiła mi Knoopersa na zgodę :). Była niesamowita… Była moją największą przyjaciółką…
Gdy doszedłem do ul. Zdrojowej, to zauważyłem, że budynek o numerze 24 posiada przebudowany całkowicie wjazd do garażu i przesunięte w głąb obie bramy, z czego jedna z nich była całkowicie nowa. Było to dosyć zaskakujące dla mnie, a na pocieszenie pozostał fakt, iż ostała się chociaż jedna z bram, którą malowałem w 2001 roku :). O 10:58 wkraczam na ul. Wiosny Ludów. Po drodze zauważam, iż słynne graffiti na tej ulicy wymaga zdecydowanej renowacji, gdyż w wielu miejscach farba dosłownie odpadła ze ściany. Całość nie prezentuje się już tak efektownie, jak kilka lat temu. O 11:11 przecinam ul. Chopina. Będąc już dosłownie kilka kroków od celu całej trasy, obserwuję 2 zaparkowane przy chodniku Skody pokryte szadzią, bądź śniegiem. Na jednej z nich jakiś gość na fazie napisał na szybie „Skoda sucks”, a pod spodem na masce „for real!!!”. Na drugiej Skodzie zaparkowanej dwa samochody obok widniał napis „This too haha!”. Uśmiechnąłem się na widok tego obrazka i żałowałem jednocześnie, iż nie mogłem go uwiecznić :). Po chwili dotarłem do celu trasy, obserwując jednocześnie jakiegoś kloszarda buszującego w pobliskim śmietniku. Ze swoją wielką brodą nadawałby się idealnie na św. Mikołaja, ale zapewne by musiał przejść kilkukrotne odświeżenie :). Wybrałem się w drogę powrotną, obserwując ponownie piękne drzewa pokryte szadzią. O 11:28 docieram do ul. Tatrzańskiej i tam wstępuję tradycyjnie do Berti. Po odsterczeniu dłuższego czasu w kolejce i dokonaniu skromnych zakupów, wstąpiłem do sąsiedniego oddziału PKO, w którym mieści się również okienko Lotto. Było to dokładnie o 11:44. Wypełniłem szybko kupon na Dużego Lotka w nadziei, że trafię 10 milionów 🙂 i po wyjściu, jedząc Knoopersa, udałem się w kierunku ul. Wojciechowskiego. Równo w południe docieram do ul. Wojska Polskiego i skręcam w prawo. Sześć minut później wkraczam w ul. Orląt Lwowskich, a następnie o 12:10 mijam dom Moniki, który mieści się na ul. Kornela Ujejskiego. Ponownie przechodzę przez skwer przy ul. Ostrawickiej, z uśmiechem czytając napisy w śniegu na ławce „idą święta” :). O 12:14 mijam dom Natalii, a dziesięć minut później docieram do przystanku tramwajowego przy ul. Poniatowskiego.
Kolejna podróż w czasie odbyta. W zasadzie bez większych emocji. Ale sam spacer był mi potrzebny. Za rzadko teraz spaceruję :). Było fajnie, ale szkoda, że samemu. Zobaczymy, jak to będzie za rok :). Zastanawiałem się, czy mógłbym przestać chodzić w moją trasę każdego roku. Nie wiem, w zasadzie teraz robię to bardziej dla odprężenia. Mało wspominam to, co było w 2000 roku. Ale sentyment pozostanie. Oraz chęć uwieczniania tej trasy. Zobaczymy 🙂
Paweł „V-12” R.
Szczecin, 22.12.2007 r.