sobota , 21 grudzień 2024

Fate Unknown – Pure Organic (2011) [recenzja]

Pure Organic” to drugi, studyjny album kędzierzyńskiej formacji Fate Unknown, którego premiera odbyła się 4 kwietnia 2011 r. Jest to stricte niezależne wydawnictwo, rozpowszechniane przez zespół głównie w formie elektronicznej. Dostęp do plików uzyskujemy po opłaceniu niewielkiej sumy pieniędzy za pomocą SMS-a, natomiast fizyczna wersja albumu jest możliwa do otrzymania na specjalne zamówienie. Patronat medialny nad wydawnictwem objął m.in. projekt River’s Edge.

Na płycie znalazło się ogółem 10 kompozycji, utrzymanych w stosunkowo ciężkich, rockowych klimatach. Dominuje tutaj wybuchowa mieszanka deaththrash metalu (a nawet metalcore’u), połączona z niekonwencjonalnymi i stricte progresywnymi rozwiązaniami muzycznymi. Sami muzycy określili strukturę muzyczną nowego albumu jako wysoce złożoną, co stanowi według nich znak rozpoznawczy tego, co tworzą.

Pozostając przy informacyjnych aspektach wydawnictwa, należy wspomnieć, że w nagraniach wzięli udział następujący panowie: Jarosław Łabaj (wokal), Przemysław Kostarczyk (wokal), Maciej Budner (wokal i gitara), Lech Wehyński (gitara), Tomasz Bielański (bas) oraz Adam Sitkowski (perkusja), którego w składzie, jeszcze przed premierą krążka, zastąpił Jarosław Łapczyński. „Pure Organic” zostało zarejestrowane w rybnickim studiu No Fear Records pod czujnym okiem Krzysztofa „Leona” Lenarda. Twórcą poszczególnych tekstów piosenek są panowie Łabaj, KostarczykBodner, natomiast ostatni z wymienionych odpowiada całościowo za warstwę muzyczną.

Okładka albumu „Pure Organic” zespołu Fate Unknown.

 

Okładka „Pure Organic” nie należy do wybitnego dzieła sztuki, albowiem przedstawia ona jedynie kadr, ilustrujący coś, co przypomina blask płomieni w ciemności. Nieco ciekawiej robi się po otwarciu pudełka. Po wyjęciu i rozłożeniu okładki możemy podziwiać zdjęcie zespołu, wykonane zapewne w jakimś opuszczonym miejscu.

Przyjrzyjmy się teraz poszczególnym utworom. Całość to ogólnie 45 minut potężnej dawki surowego, szybkiego, ostrego, progresywnego i nierzadko skomplikowanego muzycznie grania. Już od pierwszego przesłuchania płyta zrobiła na mnie bardzo mocne wrażenie. „Pure Organic” otwiera niekonwencjonalny „Defiant”, z przeplatanymi szybkimi i wolnymi sekwencjami. Bardzo ciekawie brzmią riffy, zwłaszcza podczas refrenu, stanowiąc jednocześnie istotne wzbogacenie partii wokalnej. Ostatnie 50 sekund utworu jest czymś niezwykle zaskakującym, albowiem po solidnej porcji ciężkiego grania, nagle robi się cicho, przyjemnie i nastrojowo. Wszystko za sprawą pięknej, melodyjnej gitary i przyjemnego głosu jednego z wokalistów.

Chwilę później, po otrząśnięciu się z nagłego szoku, otrzymujemy od razu porcję klasycznego, ciężkiego grania, pod postacią utworu „Hell Is Here”. Jest to bardzo szybki, dynamiczny kawałek, gdzie dominuje krzykliwy wokal i charakterystyczna sekcja rytmiczna. Druga część piosenki ponownie zaskakuje słuchacza swoją złożonością i nieprzewidywalnością. Otrzymujemy tutaj bowiem ciekawe przejście do fragmentu z melodyjnym wokalem, by móc następnie rozkoszować się chwilą pięknej, gitarowej ekspresji z wyłączeniem perkusji.

Trzeci z kolei utwór, zatytułowany „New Born Saviours”, to jeden z wielu mocnych punktów całego albumu. Szybki początek, spokojniejsze refreny i piękna solówka w trakcie – tak w skrócie można scharakteryzować ową kompozycję. Kilka chwil później dochodzimy prawdopodobnie do kwintesencji „Pure Organic”. „Revelation” to utwór dynamiczny, porywający i niezwykle zaskakujący. Szczególnie dzięki niekonwencjonalnemu refrenowi, gdzie wykorzystano mieszankę dwóch przeciwstawnych brzmieniowo wokali. Osobiście z czymś takim się jeszcze nie spotkałem i takie rozwiązanie zrobiło na mnie piorunujące wrażenie.

Rage And Purification” stanowi kolejną porcję szybkiego grania, która łatwo wpada w ucho i nadaje się idealnie do wspólnego pogowania podczas koncertów. Ciekawostką jest również fakt, że ten sam utwór pojawia się ponownie na końcu albumu w wersji polskojęzycznej.

Pozostałe utwory moim zdaniem stanowią niejako tło pierwszej części albumu „Pure Organic”. Mamy więc tutaj nieco spokojniejszy kawałek „Nameless”, wyróżniający się głównie ciekawą solówką oraz interesująco rozpoczynający się „What Have I Done”, w którym dużą pracę wykonał perkusista zespołu.

Z kolei zarówno w „Self-Confident”, jak i w „Weakness” odnajdujemy typowe, charakterystyczne brzmienie Fate Unknown. Jest więc ciężko, szybko i nierzadko progresywnie. Nie są to jednak moim zdaniem kompozycje, które dorównują swoją strukturą do chociażby „Revelation”.

Płyta pierwotnie miała ukazać się w grudniu 2010 r., stąd też taki, a nie inny nadruk na krążku.

 

Reasumując, „Pure Organic” jednym słowem zaskakuje. Na plus oczywiście, albowiem różnorodność nieprzewidywalnych rozwiązań w poszczególnych utworach wskazuje, że członkowie zespołu nie chcą zamykać się w jednym, schematycznym metalowym graniu. Dużym atutem całości są mocne riffy i rozmaitość ekspresji pod względem wokalnym, co wpływa pozytywnie na odbiór poszczególnych kompozycji. Bardzo polecam ten album wszystkim miłośnikom ciężkiego, ale i nieprzeciętnego grania!

Tracklista „Pure Organic”:

01. Defiant
02. Hell Is Here
03. New Born Saviors
04. Revelation
05. Rage And Purification
06. Nameless
07. What Have I Done
08. Self-Confident
09. Weakness
10. Wściekłość i Oczyszczenie

V-12/Tropyx
Szczecin, 9.10.2011 r.


Fate Unknown na MySpace: http://www.myspace.com/iamsomethingnow

Profil zespołu na Facebook’u: https://www.facebook.com/pages/Fate-Unknown (link nieaktywny)