W 1984 roku na rynku gier ukazała się gra autorstwa Rona J. Portiera (kod) i Kelly Daya (grafika) o tytule „Bruce Lee”. Tytułowy bohater miał w niej za zadanie przemierzać szereg komnat tajemniczej wieży, zbierać zawieszone lampiony, by na samym końcu pokonać w szybkim starciu Czarodzieja Ognia (Fire Wizard). 19 lat później powstała pecetowska kontynuacja przygód Bruce’a Lee, za którą odpowiedzialny jest Bruno R. Marcos. Port na platformę Commodore 64 wykonał Jonas Hultén. Prace nad konwersją trwały podobno prawie rok i oficjalnie „Bruce Lee II” wyszedł pod koniec marca 2015 roku.
Niespełna dwa tygodnie później Jonas udostępnił wersję 1.9 gry, w której dokonał kilku stosownych poprawek. Druga część przygód Bruce’a Lee, chociaż bazuje na pierwowzorze, wymagała dużego nakładu sił i stosownych umiejętności koderskich. Główny bohater nauczył się pływać, zyskując przy okazji dwóch nowych wrogów: Chucka Norrisa i Jima Kelly’ego. Podstawowym zadaniem Bruce’a jest uwolnienie siostry porwanej przez złego Tao-Bao. Graficznie komnaty są nieco bardziej kolorowe w porównaniu z pierwowzorem, chwilami wręcz zabudowane platformami do granic wytrzymałości. Do gry warto zasiąść ze sprawnym (i nie za bardzo delikatnym) joystickiem. „Bruce Lee II” jest bowiem bardzo wymagający. Tzw. „pixel perfect jumps” to norma. Dla kogoś mającego problemy ze zręcznością istnieje możliwość uruchomienia trybu „Easy”, ale aż tak dużych ułatwień nie możemy się spodziewać (poza znacznie większą liczbą żyć na starcie). Gdzieniegdzie wydłuży się platforma, a w jednej komnacie z przesuwającymi się po ziemi płytkami będzie mniej zachodu, by przeskoczyć pulsujące białe punkty. Zręczność w drugiej części Bruce’a Lee to podstawa, a dotarcie do Tao-Bao to kwestia maksymalnie kilkudziesięciu minut rozgrywki.
Jak wygląda gra na tle oryginału? Fenomenalnie! Jest ona dostępna zarówno w wersji dyskowej, jak i na kartridżu (EasyFlash). Dosyć szybko się wczytuje i nie sprawia problemów podczas grania. Przyjemnie prezentuje się w szczególności pod kątem graficznym. Zauważyłem jednak wiele różnić pomiędzy obiema częściami. Co prawda nie przeszkodziły mi one w ukończeniu gry, ale wpływały nieco na ogólny odbiór klimatu rozrywki. Oto lista moich uwag:
– Bruce Lee jest nieco inaczej animowany, szczególnie pod kątem wyskoku i biegu;
– Bruce Lee nie kładzie się na ziemię, ale… kuca;
– Bruce Lee nie jest w stanie złapać się drabinki podczas skoku;
– Bruce Lee nie jest w stanie w wielu komnatach zebrać lampionu skacząc po skosie (podobnie jest w jednej komnacie z życiami tam, gdzie pojawia się Chuck Norris), jednakże ta właściwość jest prawdopodobnie zamierzona przez autora gry (lampiony są zawieszone bardzo wysoko);
– brakuje charakterystycznego dźwięku uderzenia miecza o ciało przeciwnika;
– brakuje także dźwięku odsuwanego/odsłanianego przejścia, można w pierwszej chwili nie zauważyć, gdzie nastąpiło otwarcie drzwi do następnej komnaty;
– wrogowie nie potrafią wspinać się po drabinkach;
– wrogowie pojawiają się na planszy z reguły w tym samym miejscu, co poprzednio;
– wrogowie nie są tacy szybcy, jak w pierwszej części gry, można ich ominąć bez potrzeby uderzenia, albo skopać w przeciągu kilku sekund;
– brak punktacji za grę;
– brak trybu dla dwóch graczy;
– słynna zielona postać o nazwie The Green Yamo co prawda pojawia się w grze, ale nie uczestniczy w gonitwie za Brucem Lee (wielka szkoda!);
– nie zawsze skok w górę kończy się skutecznym uchwyceniem się drabinki;
– wiele z uników przed latającymi stworkami należy wykonywać „na styk”, co wymaga niezwykłej precyzji.
„Bruce Lee II” w wersji na Commodore 64 zdążył do tej pory zebrać wiele pozytywnych recenzji. I słusznie! To być może najlepsza gra 2015 roku na platformy 8-bitowe. Druga część przygód słynnego mistrza sztuk walki wymaga od gracza odrobiny cierpliwości, skupienia, zręczności, ale daje jednocześnie sporo radości i odrobinę niedosytu z powodu braku wszystkich elementów rozgrywki zawartych w pierwowzorze. W dobie współczesnych „smartfonowych” gier, gdzie liczy się tylko sprawność kciuka, „Bruce Lee II” to prawdziwa perełka. Osobiście gorąco polecam!
Link do oficjalnej strony: http://kollektivet.nu/brucelee2/.
Paweł Ruczko (V-12/Tropyx)
Szczecin, 7.06.2015 r.
Recenzja ukazała się 31 lipca 2015 r. w drugim numerze magazynu dyskowego Hot Style.