Jak co roku wyruszyłem w moją trasę, którą systematycznie pokonuję tego samego dnia – 22 grudnia. To już 6 lat od pamiętnych wydarzeń, które mocno wpłynęły na moje życie. Jeszcze 2 dni temu nawet nie myślałem o tym, aby dzisiaj pójść w moją trasę… Jednakże pewne wydarzenia zadecydowały, iż zwyczajnie potrzebowałem tego spaceru. Tym razem jednak uzbrojony w notes i długopis, wyruszyłem o 9 rano autobusem linii 73D. Pogoda sprzyja. Nie jest zimno, brakuje śniegu i czasami jedynie dokucza lekki wiatr.
O 10:34, po pewnych perypetiach związanych z niekursującymi tramwajami linii 8, dotarłem na przystanek przy ul. Karola Miarki, skąd rozpocząłem swoją tegoroczną trasę. Po odczekaniu kilku minut na autobus linii 67, o 10:49 dotarłem na rynek Pogodno, skąd skręciłem w ulicę Reymonta. Tak, to jest ta ulica, na której mieszka (bądź mieszkała, tego nie jestem na tą chwilę pewien) Natalia, która to nieźle namieszała mi w moim życiorysie… Przemierzając ulicę Reymonta zatrzymałem się na chwilę na wysokości pobliskiego gimnazjum, aby sprawdzić stan mojego podpisu na żółtej barierce. Stwierdziłem, iż napis „H.M.Murdock 16.06.02” nadal trzyma się nieźle i aż szkoda mi było tego, że nie mogłem go uwiecznić na aparacie fotograficznym. Oby wytrzymał do kolejnej mojej wizyty w tamtych okolicach. Po chwili wyjąłem notes, by odnotować ten fakt i tuż obok mnie pojawił się mały chłopczyk, który to zapewne na widok moich dziennikarskich manipulacji powiedział wesoło „Dzień dobry! Wesołych świąt!”, na co mu odpowiedziałem „Dziękuję! Nawzajem!” i z lekkim uśmiechem na twarzy odnotowałem to zdarzenie w moim notatniku. O 10:56 przechodzę obok domu Natalii przy Reymonta 27 spoglądając jak zwykle w okna, zwracając przede wszystkim uwagę na okno z pokoju Weroniki…
O 10:59 wkraczam w skwer przy ul. Ostrawickiej i odbieram telefon od Łukasza, który to pyta się mnie, cóż takiego się wydarzyło wczoraj. Po krótkiej rozmowie żegnamy się i przemierzam dalej skwer zauważając, iż po prawej stronie jego część jest zajęta przez firmę budowlaną, która rozpostarła metalowy płot, za którym ukrywa się stos wielkich rur. O 11:04 przecinam ul. Wojska Polskiego i kieruję się na ulicę Wincentego Pola. Dostrzegam zaraz znajomy mi transformator, na którym kilka lat temu byłem nawet kilkukrotnie podpisany. Dalsza część trasy przebiega w dół wąską ścieżynką i dalej w głąb drzew, kilku ogródków działkowych oraz po lewej dużego terenu, na którym ludzie wyprowadzają i bawią swoje pieski. O 11:13 przecinam ulicę Arkońską i wchodzę na ul. Stanisława Wojciechowskiego. Rzucam okiem na dom o numerze 6A, w którym to równo 6 lat temu przebywałem… Skręcam zaraz w ulicę Księcia Borysa, następnie w lewo na ul. Tatrzańską, by zaraz potem skręcić w prawo w ul. Zdrojową. Rzucam okiem na nr 24, gdzie w lato 2001 malowałem płot stwierdzając jednocześnie, iż po tylu latach należałoby tutaj znowu użyć nowej farby. Stwierdzam również wycięcie jednego drzewa przy furtce.
O 11:19 wkraczam na ulicę Wiosny Ludów i pnę się lekko pod górkę. O 11:26 przecinam ulicę Chopina, by o 11:32 dotrzeć do celu podróży – Wiosny Ludów 46. Tutaj 6 lat temu mieściła się siedziba byłego już Radia PSR. Wykonuję w tym miejscu telefon do Michała i o 11:34 wybieram się w drogę powrotną. Po drodze dzwonię jeszcze do siostry i o 11:48 docieram do ulicy Tatrzańskiej i wstępuję jak zwykle do tutejszego Berti. Na miejscu dokonuję zakupu Snickersa, Knoopersa oraz pięciu lizaków Chupa Chups. Przy kasie pomagam starszej pani położyć koszyk na ladzie. Po wyjściu pomagam jednemu panu zapakować urwaną reklamówkę z zakupami do drugiej, nowej. Następnie udaję się w dalszą drogę. Naturalnie teraz moja trasa przebiega tak samo, tylko w przeciwnym kierunku.
O 12:11 docieram ponownie do ul. Wojska Polskiego i tutaj skręcam w prawo, podążając chwilę w kierunku pasów. Po ich przebyciu o 12:16 wkraczam w ul. Orląt Lwowskich, by po chwili skręcić w prawo w ulicę Sabały. Następnie, mijając jednego człowieka ładującego na taczkę dziwną ziemię, słyszę szum helikoptera przelatującego nad moją głową. Po chwili skręcam w lewo w ulicę Kornela Ujejskiego, by o 12:20 przejść obok domu Moniki o numerze 33. Po chwili, przecinając skwer przy ul. Ostrawickiej, wchodzę ponownie w ulicę Reymonta by stwierdzić, iż wszystkie znajdujące się tam lampy zostały pomalowane na nowo. O 12:23 przechodzę znów obok domu Natalii, spoglądając jak zwykle w okna. Zapewne nikogo nie było o tej porze w domu, o czym świadczył chociażby brak samochodu. O 12:33 docieram do przystanku tramwajowego przy ul. Poniatowskiego, by zanotować w notesie koniec trasy.
I tak przedstawia się moja kolejna podróż w czasie, dzięki której poczułem pewną ulgę i spokój. Smutek oczywiście nadal mnie nie opuszcza, ale przynajmniej pozostaje pewna doza radości, iż znów mogłem przemierzyć moją trasę. Zobaczymy, jak to będzie za rok…
Paweł „V-12” R.
Szczecin, 22.12.2006 r.