niedziela , 22 grudzień 2024

Dzieci demokracji, czyli rozważania o tym, czy warto być uczciwym

Pewnego październikowego dnia wracałem sobie z zakupów do domu. Zbliżając się do przystanku autobusowego linii 75 na wysokości Turzynu, zauważyłem na zatoczce autobusowej leżącą reklamówkę. Bez namysłu podszedłem do niej by stwierdzić, iż wewnątrz znajdują się różne książki. Jako że nie miałem czasu ich sprawdzić na miejscu, zwyczajnie wziąłem je ze sobą, dokładając tym sobie jednocześnie sprawunków do dźwigania. W domu przejrzałem pobieżnie większość z książek stwierdzając, iż w dużej mierze są to podręczniki, bądź ćwiczenia dla III klasy gimnazjum. Jednakże nie mogłem znaleźć w nich żadnych danych osobowych, więc zrezygnowany odłożyłem je na bok. Szybko o nich zapomniałem w wyniku natłoku obowiązków związanych z pracą i uczelnią.

Kilkanaście dni później, zmęczony odpoczywając po kolejnym, przepracowanym dniu, przypomniałem sobie o znalezionych książkach. Przejrzałem je jeszcze raz z ciekawości, aby dowiedzieć się, czego uczą obecnie w III klasie gimnazjum. No i w moje ręce wpadły ćwiczenia, które jak się okazało, są podpisane przez Kingę M. Jako że jestem uczciwą osobą i nie jeden znaleziony przeze mnie przedmiot trafił z powrotem do właściciela, tym razem również zdecydowałem się na zwrócenie znaleziska właścicielce. Jednakże tym razem miałem utrudnione zadanie, gdyż nie znałem jej adresu, tylko imię i nazwisko. Pomyślałem więc, iż zgłoszę ten fakt na Policję i uczyniłem to wkrótce wysyłając pocztą elektroniczną informację o znalezieniu książek Kingi. Następnego dnia zadzwonił do mnie oficer z komendy informując, iż Policja nie może udostępniać danych osobowych. Polecił mi za to próbę publikacji informacji o znalezieniu książek w mediach. I tak też uczyniłem.

Wysłałem ogłoszenie do trzech różnych gazet lokalnych i po pięciu dniach w jednej z nich ukazało się moje małe skromne ogłoszenie. Nie mając o tym jeszcze świadomości, zacząłem odbierać dziwne wiadomości na mój telefon komórkowy. Pierwsza osoba najwidoczniej szukała zabawy i zapragnęła wiedzieć, ile mam lat. Oczywiście zignorowałem tą wiadomość, jednocześnie domyślając się, że chyba wreszcie moje ogłoszenie gdzieś zostało opublikowane. Ale nie wiedziałem jeszcze, w której gazecie. Wkrótce potem otrzymałem wiadomość od osoby, deklarującej się jako koleżanka Kingi, wraz z zapytaniem, jak można odebrać książki. Poprosiłem ją o jakikolwiek kontakt i otrzymałem wnet numer telefonu do właścicielki zgubionych książek wraz z informacją, iż jest ona chora i nie ma jej obecnie w szkole. Wnet napisałem wiadomość do Kingi, iż mam na imię Paweł i że znalazłem jej książki i że mogę je przywieźć jej prosto do domu.

Po chwili otrzymałem wiadomość następującej treści: „Dobra wez wyp*****aj ch**u garbaty!!! Nie potrzebuje juz tych ksiazek!!! Jaka k***a dala ci moj numer?! Odp!!!”. Byłem niezmiernie zaskoczony tym faktem i zdziwiłem się, skąd tyle agresji i wulgaryzmu w 15-latce? Nie odpisałem, gdyż to nie miało sensu. Wkrótce potem otrzymałem wiadomość od koleżanki Kingi z zapytaniem, czy nawiązałem z nią kontakt. Kiedy odpowiedziałem, opisując jej niekulturalne zachowanie Kingi, otrzymałem odpowiedź, w której zostałem posądzony o homoseksualizm. Zdziwiłem się tym faktem i zdecydowałem się zrezygnować z dalszych prób oddania książek właścicielce. W ciągu reszty dnia jeszcze trzy obce numery nie dawały mi spokoju, z czego jedna osoba ni stąd ni zowąd również zaczęła wypisywać wulgaryzmy. Cała ta sprawa wytrąciła mnie lekko z równowagi i dała bardzo wiele do myślenia. Przede wszystkim nie spodziewałem się, iż podanie informacji o znalezieniu czyichś książek zostanie wykorzystane przez niektóre nieodpowiedzialne osoby jako pretekst do zabawy. Zauważalny jest tutaj brak zahamowania, jeżeli chodzi o słownictwo. Totalna bezpośredniość wypowiedzi, typowa dla ich grupy rówieśniczej. Prawdopodobnie jest to jakiś sposób na nudę. Można odreagować to, co się dzieje w szkole poprzez właśnie takie zachowanie.

Warto również zwrócić uwagę na totalny brak odpowiedzialności związanej z obrażaniem obcej i o wiele starszej od siebie osoby. Jest to świadectwo degradacji i demoralizacji młodszych pokoleń, wyrażające się głównie poprzez brak szacunku do osób z innych generacji. I taka jest duża część dorastającej młodzieży Szczecina. Ale nie tylko młodzieży naszego miasta, to ogólnie obraz pokolenia demokracji ostatnich 16’tu lat. Smutna to refleksja, ale jakże prawdziwa. Polskę zalewa fala kolejnych doniesień o niemoralnych i przestępczych czynach gimnazjalistów. Pedagogika XXI roku to wielkie wyzwanie dla nauczycieli. To oni na co dzień muszą zmagać się z tak oporną i niewychowaną młodzieżą. Pytanie tylko, czy podołają temu odważnemu przedsięwzięciu?

Na koniec pozostała mi tylko próba odpowiedzi na pytanie zawarte w podtytule niniejszego felietonu. Przy chęci pomocy kolejnej osobie zostałem potraktowany, jakbym tej osobie wyrządził krzywdę. Spotkałem się z bardzo niekulturalnym zachowaniem, zarówno ze strony Kingi, jak i innych osób niezwiązanych z tą sprawą. Mimo tego uważam nadal, iż warto zwracać znalezione rzeczy ich właścicielom. Należy to jednak robić ostrożniej, by uniknąć pewnych przykrości, które mnie właśnie spotkały. Nie wiem, być może Kinga zareagowała w ten sposób, ponieważ próbowałem oddać jej książki niejako „po czasie”? Jednakże drogie dziecko – nikt Ciebie nie nauczył podpisywać własnych książek? Tak samo nikt nie nauczył Ciebie kulturalnego zachowania wobec starszych i nieznajomych osób?

Apeluję do wszystkich rodziców swoich młodszych pociech – poświęcajcie im więcej czasu i uczcie poprawnej komunikacji interpersonalnej, wykluczającą wulgaryzmy i obraźliwe treści. Uczcie ich rozmawiać jak człowiek z człowiekiem. Wreszcie uczcie ich szacunku i tolerancji. Zawsze jest szansa na uzdrowienie społeczeństwa naszego kochanego miasta, jakim jest Szczecin, ale należy rozpocząć to przedsięwzięcie od podstaw, czyli we własnym domu.

Paweł R. a.k.a. V-12/Tropyx

Pierwotnie felieton opublikowano na Portalu Miłośników Prawobrzeża (funkcjonującego w pierwszych latach jego istnienia pod adresem prawobrzeze.org), który po ataku hackerskim w 2007 r. został stworzony całkowicie od podstaw. Nowy administrator, przy przenoszeniu artykułów ze starego portalu, dokonał ich filtracji i kilka moich tekstów, z niniejszym włącznie, zwyczajnie poszło w zapomnienie.

Rozczarowany tym faktem w lipcu 2008 r. podesłałem je do publikacji wtórnej na stronie Wielgowo i okolice, dzięki czemu poniższy tekst znalazł się w dziale Artykuły, noszący przed przebudową witryny nazwę Niezależne artykuły o Wielgowie.

Felieton napisałem 1 listopada 2006 r. Oryginalną treść, poddałem minimalnej korekcie interpunkcyjnej.